Życie w UK

Temat numeru: Sobotnie szkoły potrzebne czy nie?

„Kto Ty jesteś? Polak mały. Jaki znak Twój? Orzeł biały”.

Temat numeru: Sobotnie szkoły potrzebne czy nie?

Kiedyś takiego wierszyka uczyli rodzice swoje dzieci, dziś na imigracji coraz mniej dzieci chce się uczyć w ojczystym języku, a i rodzice nie garną się do tego, by posyłać pociechy do polskich sobotnich szkół. Czy zatem umrą one śmiercią naturalną?

O tym i o innych problemach polskiej edukacji na imigracji w rozmowie z chief executive officer Mohr Language Support, oraz założycielką polskich sobotnich szkół na północy Anglii, dr Beatą Kohlbek.

„Polish Express”: Szacuje się, że na Wyspach przebywa około miliona Polaków, z tego 5% stanowią dzieci w wieku szkolnym. A ile dzieci uczęszcza do polskich sobotnich szkól?

Dr Beata Kohlbek: Na ten temat zdania są podzielone. W konsulacie w Edynburgu podano, że 2% polskich dzieci w Szkocji uczęszcza do polskich szkół.

Z mojego doświadczenia wynika, że nie można tak uogólniać, bo w niektórych rejonach proporcja dzieci uczęszczających jest dużo większa.

Polska Szkoła Sobotnia w Hawick, w Scottish Borders, którą założyliśmy półtora roku temu, zapisała ponad 20% polskich dzieci z rejonu.

Wiemy o tym dokładnie, bo uczęszcza do nas ok. 50 dzieci, a władze lokalne podały, że ilość polskich dzieci w przedszkolach i szkołach wynosi 237 na cały rejon Scottish Borders.
„PE”: Na jakich zasadach działają te placówki? Jak są finansowane? Czy jest pomoc ze strony samorządów lokalnych lub instytucji państwowych? Ile ze swoich kieszeni muszą wyłożyć rodzice?
Polskie Szkoły Sobotnie są zakładane w różny sposób. Część z nich to zarejestrowane „charities”, inne to tzw. social enterprise, a jeszcze inne są niezrzeszone. W dużej mierze zależy to od tego, kto je zakłada.

Jeżeli dyrektor orientuje się w sprawach zrzeszenia lub ma wsparcie władz lokalnych i organizacji pomocnych, to może osiągnąć legalny status dla szkoły. Finansowanie jest także zróżnicowane.

Duże szkoły, na ogół te w dużych miastach, do których uczęszcza ponad 100 uczniów, są w stanie utrzymać się ze składek rodziców i małej pomocy z polskich konsulatów.

Małe szkółki, jak te, które prowadzę w rejonach pozamiastowych w Scottish Borders i w Nortumbrii (północna Anglia), mają mało dzieci i nie są w stanie opłacić wszystkiego ze składek. W związku z tym ubiegamy się o dofinansowanie z Loterii (Big Lottery Fund) oraz różnych fundacji brytyjskich.

Polskie organizacje, typu Wspólnota Polska oraz Polska Macierz Szkolna, operują poważnymi sumami na cele Polonii żyjącej poza granicami kraju, ale bardzo ograniczają kategorie, na które dofinansowanie jest dostępne, mają bardzo zawiłą procedurę ubiegania się o finanse i – według mnie – są nieprzejrzyste i mało przystępne.

Ile rodzice muszą płacić na szkoły zależy od zarządu każdej szkoły. Moje szkoły były do tej pory bardzo tanie dla rodziców, pobieraliśmy w przeliczeniu 1 funta za jedną godzinę nauki. Ratowaliśmy się tu dofinansowaniem Loterii.

Niestety kiedy ich pomoc się skończyła, poprosiliśmy rodziców o większą pomoc i spotkaliśmy się z wielkimi oporami, choć ich składki były śmiesznie niskie. Teraz rodzice będą płacić 1,50 za godzinę, co niestety niezbyt ratuje sytuację szkoły.

Myślę, że to przykre, że Polacy tak tanio sobie cenią edukację w języku ojczystym, jaką ich dzieciom próbujemy zapewnić. Posyłając dziecko w Anglii na lekcje muzyki, pływania, jazdy konnej płaci się od 10 funtów za pół godziny…

„PE”: Jakie korzyści płyną z uczęszczania dziecka do polskiej szkoły?
Korzyści jest wiele, a zależą od wieku dziecka i tego, jak długo już żyje w Wielkiej Brytanii.

Dla dzieci tu urodzonych jest to prawie jedyna szansa na to, aby nauczyć się pisać i czytać po polsku, jak również dowiedzieć się, skąd ich rodzice pochodzą. Dla dzieci nowo przybyłych do UK jest to często jedyne miejsce, gdzie czują się jak w domu.

Zazwyczaj przyjeżdżają z Polski dzieci starsze, dla których język angielski może stanowić dużą barierę przez rok, dwa albo i dłużej. Dla nich sobota to czas, kiedy mogą swobodnie rozmawiać z nauczycielem i kolegami we własnym języku.

Oprócz tych powodów, ważne jest to, że język polski to po prostu język europejski, w którym można zdać egzamin GCSE i A level i mieć go na świadectwie, co może pomóc zdobyć miejsce na uniwersytecie lub collegu.

„PE”: Czy rodzice polskich dzieci uważają, że „polska edukacja” jest ich pociechom niepotrzebna?
No i znów muszę powiedzieć „tak i nie”. Pracuję z Polonią od 10 lat, prowadzę dwie polskie szkoły od ponad 5 lat. Spotkałam się z wieloma sytuacjami i nie można niczego uogólniać lub wydawać sądów.

Są rodzice, którzy wyjechali z Polski i nie widzą sensu w uczeniu dzieci polskiego. Są rozczarowani swoim krajem, chcą się od niego oderwać i zbudować jak najlepszą przyszłość dla siebie i dzieci w nowym miejscu.

Trzeba ich zrozumieć. Są też tacy, dla których wysyłanie dzieci do polskiej szkoły jest rzeczą bardzo istotną.

Ważne jest dla nich, żeby dzieci były dumne ze swojego pochodzenia i znały swój język ojczysty nie tylko dlatego, że rozmawiają po polsku w domu.

Niestety, co mnie bardzo rozczarowuje, to duża liczba rodziców, którzy nie należą do żadnej z powyższych grup, a którym po prostu nie chce się dziecka w soboty gdzieś zawozić, nie chce się wydać pieniędzy na (polską) edukację.

Tacy ludzie często szerzą plotki na temat szkół, nauczycieli, tego jak mało dzieci się nauczą chodząc do szkoły raz w tygodniu, a plotki te maskują ich własne lenistwo i brak ambicji.

„PE”: Czy zamykanie polskich szkół z powodu braku chętnych to znak „zangielszczenia” Polonii i utraty tożsamości narodowej?
Nie, nie uważam, żeby Polacy tak bardzo zżyli się z językiem i kulturą angielską, żeby tracili poczucie polskości. Jest to raczej lenistwo, brak czasu i brak wiary w wartość polskiej edukacji.

„PE”: Szkoła oprócz tego, że uczy, to daje też możliwość spotkań rodziców, wspólnych działań, więc czy to naszym rodakom na imigracji nie jest potrzebne?

Oczywiście. W ciągu roku szkolnego jest wiele możliwości spotkania innych rodziców, wzięcia udziału w imprezach i wycieczkach szkolnych, a także pomocy w zajęciach i prowadzeniu szkoły.

Niestety polska natura (chyba wyuczona za czasów socjalizmu) wzbrania się często przed tego typu działaniami.

Bardzo trudno jest zachęcić rodziny do przejęcia choćby roli skarbnika lub sekretarza w szkole. Jeden patrzy na drugiego, nikt nie chce się wychylić. Niestety do obgadywania zawsze znajduje się wielu chętnych.

To słyszę od wielu nauczycieli i dyrektorów polskich szkół i jest to bardzo zasmucające zjawisko. Obudźmy się Polacy: polskie szkoły są dla waszych dzieci, nie dla nauczycieli i dyrektorów!

„PE”: Czy w polskich sobotnich szkołach polskie dzieci mogą poprawić swoją znajomość angielskiego, aby w państwowych szkołach nie stresować się, gdy nie rozumieją poleceń nauczyciela?
W zależności od szkoły są oferowane lekcje tzw. EAL (English as an Additional Language). W obu naszych szkołach sobotnich są osobne klasy z angielskim.

Podjęliśmy też decyzję, że lekcje angielskiego będą dostępne nie tylko dla dzieci z Polski, ale także dla tych o każdej innej narodowości, o ile potrzebna im jest pomoc w angielskim i chętnie po nią przyjdą do placówki polskiej szkoły.

W Nortumbrii przy Polskiej Szkole Sobotniej w Berwick uczyliśmy dzieci ośmiu różnych narodowości, od chińskiej, przez syryjską, litwińską, łotyską, portugalską, itd. Szkoły angielskie (i szkockie) mają zupełnie inne podjeście do oferowania EAL, ale to bardzo długa historia.

„PE”: Jak Pani widzi przyszłość polskich szkół? „Umrą śmiercią naturalną” czy może nastąpi „renesans polskiego szkolnictwa na Wyspach”?
Zawsze byłam optymistką i idealistką, więc odpowiem według własnego przekonania. Szkoły polskie będą jeszcze bardzo długo istniały, będą uczyły coraz mniejsze ilości dzieci, ale będą to dzieci, którym zależeć będzie na języku polskim z wielu powodów.

Przyszłość polskich szkół to kształcenie dwujęzycznych dzieci, pomaganie im w uzyskaniu kwalifikacji z języka polskiego. Jesteśmy Europejczykami i mamy przewagę nad Anglikami, którzy nie chcą uczyć się języków obcych.

Nie ma w ogóle sensu myśleć o „umieraniu śmiercią naturalną”, za dużo jest pracy już teraz, co będzie potem, niech czas pokaże.

 

Cezary Niewadzisz

author-avatar

Przeczytaj również

Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoRusza śledztwo w sprawie Polaka, który zabił siebie i dwie córki. Czy można było uniknąć tragedii?Rusza śledztwo w sprawie Polaka, który zabił siebie i dwie córki. Czy można było uniknąć tragedii?Holenderski senat odrzucił przepisy antydyskryminacyjne w miejscu pracyHolenderski senat odrzucił przepisy antydyskryminacyjne w miejscu pracy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj