Życie w UK

Temat numeru: Matka zabiła dzieci i skończyła ze sobą. Dramat polskiej rodziny na Wyspach

Kiedy na miejsce przybyła policja, zastała makabryczny widok, młoda Polka i jej maleńkie dzieci leżały w kałuży krwi. Wydawało się, że padli ofiarą mordu, jednak prawda o tym, co stało się 10 października ubiegłego roku w jednym z domów przy Sherwin Road w Burslem okazała się całkiem inna.

Temat numeru: Matka zabiła dzieci i skończyła ze sobą. Dramat polskiej rodziny na Wyspach

To nie były mąż dokonał zemsty na tej trójce, jak początkowo podejrzewano, choć mężczyzna spędził wiele godzin w areszcie jako podejrzany o dokonanie zbrodni. Potwierdziło to dopiero śledztwo, które wskazało na sprawczynię tragedii – matkę, która po zasztyletowaniu dzieci, skończyła ze sobą.
Dlaczego matka zabiła?
Mieszkańcy spokojnego do tamtej pory Burslem wciąż nie mogą się pogodzić z tą wersją wypadków. Zachodzą też w głowę, co pchnęło Polkę do tak desperackiego kroku? Całej prawdy o tym jednym z najbardziej makabrycznych zdarzeń z udziałem Polaków na Wyspach pewnie się już nigdy nie dowiemy. Kobieta zabrała tajemnicę do grobu. Miejscowi podejrzewali najpierw, że sprawcą zabójstwa tej trójki był Marcin Galikowski.

Ale, jak ustalili już kilkanaście godzin po dramacie śledczy, a co potem potwierdziło dochodzenie, to nie były mąż odpowiadał za śmierć Marty Galikowskiej oraz pięcioletniej Majki i półtorarocznej Olgi. Musiało więc być tak, że to Marta, matka dzieci najpierw zabiła swoje pociechy, potem targnęła się na swoje życie.

Śledczy nie mają co do tego wątpliwości. Po tej tragedii pozostały jednak nie tylko domysły, spekulacje, ale też ogromny żal miejscowej społeczności, nie tylko zresztą Polaków, których tam sporo mieszka. Wciąż żywa jest pamięć o tym, co się stało tamtej październikowej niedzieli. „Jakby to było wczoraj” – mówią miejscowi i dodają, że trudno o tym dramacie zapomnieć.
Popołudniowy koszmar
Koszmar wydarzył się w niedzielę 10 października 2014 roku. Wtedy to dyżurny policji w Staffordshire odebrał kilkanaście minut przed godziną 19 zgłoszenie, że coś złego stało się przy Sherwin Road w Burslem. Na miejsce ruszył policyjny patrol i odnalazł zwłoki młodej kobiety oraz dwójki jej dzieci. Nim jeszcze zjawiła się policja miejscowi opowiadali o kobiecie, która nerwowo z tego domu dzwoniła. To ona powiadomiła o koszmarze policję. Relacjonowała dyżurnemu, że widzi osoby zabite nożem. Po jakimś czasie pojawiła się tam kolejna kobieta.

Okazało się, że była to jedna z sąsiadek, pielęgniarka z zawodu, która po zbadaniu tętna kobiety leżącej we krwi i dwójki dzieci, mogła stwierdzić tylko jedno: nikt już nie żył. Po kilku minutach zakotłowało się w okolicy, w sumie zjawiło się tam jedenaście policyjnych radiowozów. Pośród nich byli nawet funkcjonariusze wyszkoleni do zwalczania zamieszek. Kiedy na miejscu tragedii pojawił się jakiś mężczyzna, został aresztowany. Nie stawiał oporu.

Był to były mąż Marty i ojciec zabitych dzieci. Całą okolicę otoczyła policja, nikt początkowo nie wiedział, co się stało w spokojnym domu. Wiedziano tylko, że mieszkała tam polska rodzina, w całym Stoke-on-Trent mieszka blisko 1700 Polaków. Z każdą chwilą pojawiały się kolejne informacje. Jak ta na przykład, że Marta Galikowska pochodziła z Przemyśla i kilka lat temu razem ze swoim partnerem przyjechali na Wyspy.

Sąsiedzi wspominali tuż po dramacie, że słyszeli potworne krzyki dochodzące z mieszkania Marty. Początkowo wszyscy byli zgodni, że zarówno Marta jak i jej dzieci padły ofiarą mordu, którego sprawcą – jak przypuszczano – był jej były mąż. Sąsiad Polki Matthew Houghton tak wspominał ten koszmar: „Mój brat słyszał krzyki kobiety dobiegające z tego domu, pobiegliśmy tam od razu, bo coś złego się stało.

Nie podejrzewaliśmy, że doszło do tragicznej śmierci trójki osób. Wcześniej od Houghtona była tam jedna z sąsiadek, wspomniana pielęgniarka. W tej miejscowości mieszka sporo Polaków i wielu z nich dobrze znało Martę, jej byłego małżonka i ich dzieci. Do tej pory są w szoku, w głowie się im nie mieści, że Polka mogła się zdecydować na tak dramatyczny krok.”
Wydawali się szczęśliwi
Wszyscy znajomi Polaków podkreślali, że Gałkowscy sprawiali wrażenie szczęśliwej rodziny, choć nie było tajemnicą, że tuż przed Bożym Narodzeniem 2013 roku byli już w separacji. Zszokowane mordem były też dzieci w szkole, do której chodziła pięcioletnia Majeczka, jak na nią mówiono. Dlatego była specjalna lekcja, na której nauczyciele starali się wyjaśnić dzieciakom, co się stało z ich polską koleżanką. Pedagodzy jednak nie byli w stanie wytłumaczyć maluchom, dlaczego doszło do dramatu. Do tej pory zresztą nie jest to możliwe.

Nie zapomnę Majeczki
– Była moją przyjaciółką, nigdy jej nie zapomnę. Jadłyśmy posiłki w szkole przy jednym stole, bawiliśmy się, jaka to strata, że jej nie ma – mówi szkolna koleżanka małej Polki, Ruby-Mae Cowley. Galikowskich, którzy chodzili regularnie do polskiego kościoła katolickiego, znali wszyscy.

Poznali się ponad siedem lat temu po tym, jak przenieśli się z Polski na Wyspy. Jeszcze przed przyjściem na świat ich pierwszej córeczki zawarli w roku 2008 związek małżeński. Galikowski zajmował się zbieraniem odpadów w składzie drewna, Galikowska z kolei była kelnerką i dorabiała jako sprzedawczyni w dziale z ciuchami w sklepie TK Maxx. Potem była już tylko matką na pełny etat.
Taka uśmiechnięta mama
Nie może do tej pory odżałować swojej przyjaciółki Dorota, która razem z Galikowską pracowała w TK Maxx. Mówi o zmarłej jako o cudownej dziewczynie, która sprawiała wrażenie szczęśliwej. – Bycie mamą sprawiało jej ogromną radość – mówiła Dorota. Dramatu nie może też pojąć inna przyjaciółka Galikowskiej, Anna Gembala.

Widywała Martę wiele razy z dziećmi w polskim kościele, sprawiali oni wrażenie bardzo szczęśliwych. Sąsiedzi i znajomi Marty, nie tylko zresztą polscy, nie mogą pojąć, że doszło do takiego koszmaru, nie rozumieją, jak matka mogła zabić własne dzieci, nawet jeśli przeżywała osobiste problemy.
Zabójcza separacja?
Mówiono, że prawdopodobnie separacja była dla niej ogromnym przeżyciem. Być może było to ponad jej siły, nie mogła tego znieść. Tego się niestety już nigdy nie dowiemy. Marta zabrała tajemnicę do grobu. Sunny Miah, właściciel poprzedniego mieszkania wynajmowanego przez Polaków łapie się do tej pory za głowę wspominając ten horror. Też nie może uwierzyć w to, że taka kochająca się rodzina w tak dramatyczny sposób skończyła.

Ma przed oczyma obraz, jak Polacy spacerują, jak się do siebie uśmiechają, jednym słowem wizerunek szczęśliwych, pełnych radości i uśmiechu ludzi. – Widziałam Polkę każdego dnia, przechodziła koło mojego domu, pamiętam, że zawsze był na jej twarzy uśmiech – mówi 32-letnia mieszkanka tej miejscowości Kelly Hughes. Policjanci ze Staffordshire mówią już dzisiaj wprost: nie było dowodów na udział osób trzecich w tej tragedii.

– To najmilsza rodzina, jaką kiedykolwiek spotkałem. Nie potrafiłbym o nich powiedzieć złego słowa – mówi jeden z mieszkających tam Polaków, który woli zachować anonimowość. Dodaje, że ta rodzina mieszkała tam mniej więcej od pięciu lat. Martę wspomina jako bardzo oddaną matkę, jej byłego męża zaś jako ciężko pracującego faceta po 12 godzin na dobę, by utrzymać rodzinę. Nie kłócili się i jak pamięta, to jego mama pobiegła tam zaraz po tym, jak gruchnęła wieść, że stało się coś złego w tym domu. – Może były tam jakieś zgrzyty, o których nie wiedzieliśmy, trudno powiedzieć – dodaje.
Dręczona przez koszmary
Mężczyzna mówi, że do tej pory jego matka ma po tym, co zobaczyła w domu Polaków, koszmary, nie może spać, nadal jest w szoku. Kiedy policja aresztowała 27-letniego Polaka podejrzewając go o dokonanie mordu, pytany przez dziennikarzy miejscowej gazety „The Sentinel” Martin Evans, szef miejscowej policji nie chciał się wdawać w spekulacje. Radził trochę poczekać. I już następnego dnia sytuacja się wyjaśniła, Polaka puszczono wolno nie stawiając mu żadnych zarzutów.

Przez długi czas w lokalnej społeczności panowała opinia, że w domu Polaków doszło do sprzeczki, jej finałem była śmierć trzech osób. Tak twierdziła i nadal twierdzi 56-letnia dziś kobieta, jedna z sąsiadek Marty. Jednymi z pierwszych, którzy usłyszeli krzyki z tamtego mieszkania, byli jej dwaj synowie. Ma nawet żal do siebie, że nie wymogła na nich, by od razu pobiegli w to miejsce, może wówczas zapobiegliby tragedii.
Śmiertelne ciosy nożem
Kiedy jeden z jej synów pojawił się w tym domu, było już po wszystkim. Maja dostała śmiertelne uderzenia nożem, kiedy była w łóżeczku, natomiast zakrwawione ciała Olgi i jej mamy znaleziono w łazience. Jeden z sąsiadów wspomina mężczyznę, który wypadł z tego domku krzycząc wniebogłosy: „one nie żyją!”

Wtedy jeszcze nie wiedziano, że był to były mąż Marty. Wspomniany już 31-letni Houghton, mieszkaniec Sherwin Road dodaje, że po wejściu do domu zobaczył kobietę, która gdzieś dzwoniła. Po chwili usłyszał, jak mówiła, że oni nie żyją, że zostali zadźgani nożem.

– To wtedy, gdy ona dzwoniła, wypadł z mieszkania jakiś mężczyzna i wsiadł do samochodu. Ta kobieta chciała go zatrzymać, mówiła mu, że powinien zostać do przyjazdu policji. Ale nie zatrzymała go. Zapytałem ją, czy on to zrobił, bo jeśli tak było, to ja go zatrzymam. A ona mi na to, że on przyjechał już po tym, jak ona się tam pojawiła – wspomina Houghton.

Mężczyzna dodaje, że ten nieznajomy, jak się potem pokazało, były mąż Marty, szybko wrócił samochodem do domu i wtedy zatrzymała go policja. Grzegorz Kozak, który mieszka w pobliżu, mówił, że mężczyzna dostał w pracy telefon, że coś złego się u niego stało i natychmiast ruszył z pracy do domu. Załamał się tym, co zastał.

– To było straszne, bo cóż można innego powiedzieć. Modlimy się w dalszym ciągu za dzieci i ich mamę. Niech spoczywają w spokoju – mówi wielebny Piotr Froelich, z Polskiej Misji Katolickiej, której członkami była Marta i jej rodzina.

 

Marek Piotrowski

author-avatar

Przeczytaj również

Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wody
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj