Życie w UK

Temat numeru: Dramatyczny koniec polsko-brytyjskiej miłości

Ona – młoda kobieta prowadząca działalność gospodarczą w Polsce. On – dobrze zarabiający pracownik banku z Wielkiej Brytanii. Poznali się przez internet, postanowili zamieszkać razem w Londynie i… wtedy skończyła się wirtualna bajka, a zaczęła całkiem realna tragedia.

Temat numeru: Dramatyczny koniec polsko-brytyjskiej miłości

Z badań przeprowadzonych przez popularny angielski dziennik „The Times” wynika, że około 3,5 miliona brytyjskich obywateli szuka życiowego partnera przez internet. Aż 94% internetowych par decyduje się na spotkanie, dla 13% z nich to początek poważnej i długotrwałej znajomości. Niestety pani Monika nie miała tyle szczęścia i jej internetowa znajomość okazała się koszmarem, z którym walczy do dziś.

„Polish Express”: Jak to się zaczęło Pani Moniko?
Monika: Przyjechałam do Anglii 2,5 roku temu z córką z pierwszego małżeństwa. Przyjechał po nas mój brytyjski partner, którego poznałam przez internet. Na początku było wszystko super. Był wspaniały, spokojny, czarujący, obiecywał, że znajdzie mi pracę w Londynie. Znaliśmy się 2 miesiące i postanowiłam, że zaryzykuję. W Polsce prowadziłam własną działalność gospodarczą, którą niestety musiałam zamknąć z powodu kryzysu. Sprzedałam wszystko, co miałam, i tak znalazłam się w Anglii.

PE: Jak wyglądało wspólne życie?
Monika: Niestety partner z miesiąca na miesiąc robił się coraz gorszy, wyżywał się za stres w pracy na mnie, bo byłam pod ręką. Gdy okazało się, że jestem w ciąży, usłyszałam od niego, że to ma być syn, bo jeśli nie będzie syn, to będzie nieciekawie. W czasie ciąży uderzył mnie w brzuch telefonem, po porodzie dziecko zaczęło mu przeszkadzać, a gdy chciałam wracać do Polski, to straszył mnie, że zabierze mi dziecko.

Mój partner zaraził mnie w czasie naszego związku wieloma chorobami wenerycznymi. Byłam upokarzana, poniżana i nie wierzyłam w siebie. Po 2 latach takiego życia koleżanka z Polski poradziła mi, bym uciekała stamtąd do kraju, że ona prześle mi pieniądze. Dzwoniłam do polskiej ambasady, ale tam odradzono mi wyjazd i dano namiar na adwokatów.

Dzwoniłam na policję, a tam dowiedziałam się, że, jeśli nie mam w tej chwili śladów pobicia, to umorzą moją sprawę. Organizacje, które miały pomagać takim osobom jak ja wystawiły mnie do wiatru, więc uciekłam do niani, która opiekowała się moimi dziećmi. Tam mieszkałam 2 tygodnie, a potem dostałam mieszkanie z councilu.

PE: Czy szukała Pani gdzieś pomocy?

Monika: Dzwoniłam do centrum pomocy, ale nie pamiętam nazwy, tam rozmawiałam z Polką, która pokazała mi, że w moim dotychczasowym życiu to mój partner podejmował za mnie wszystkie decyzje i że muszę w końcu zacząć walczyć. Ja nie wiedziałam, co jest dobre, co mam robić.

Wtedy bardzo się bałam, co się z nami dalej będzie działo. Wtedy osoba, której syna uczyłam w Polsce, bardzo mnie wspierała i wysłała mi pieniądze, chodziła po porady do psychologów i otworzyła mi oczy na to, w jakim świecie żyję i jaki los chcę zgotować swoim dzieciom. To dzięki niej zdecydowałam się zmienić swoje życie, bo inaczej zapewne siedziałabym z człowiekiem, który poniżał mnie na każdym kroku i usiłowałabym robić wszystko, by on był szczęśliwy.

PE: A czy zwracała się Pani o pomoc do instytucji w Wielkiej Brytanii powołanych do opieki nad ofiarami przemocy domowej?

Monika: Tak. Gdy poszłam do swojego lekarza GP i opowiedziałam, co się dzieje, dostałam od pani doktor jakby PIN, to wyglądało jak kod kreskowy i tam były cyferki. Z tego numeru dzwoniłam i informowałam, co się dzieje. Pierwszy raz zadzwoniłam w 2014 roku, ale byłam tak przerażona, że wycofałam się z tego wszystkiego. Potem był miesiąc, kiedy mój partner się zmienił i ja czułam się winna, że gdziekolwiek dzwoniłam.

Jednak potem znów zaczął mnie tyranizować, bić na oczach mojego dziecka, czułam, że nie daję już rady. Myślałam wtedy, że albo sama ze sobą skończę albo on mnie wykończy. W 2015 znowu zadzwoniłam po pomoc i tym razem już się nie wycofałam. Poradzono mi, bym się wyprowadziła, i abym złożyła zawiadomienie na policji o przemocy domowej. Po wywiadzie jaki przeprowadzono, stwierdzono, że jest wysokie ryzyko, że przemoc wobec mnie będzie trwała, gdyż mój partner ma broń i jest agresywny zarówno w stosunku do mnie, jak i do dzieci.

Powiedziano mi, że sprawa trafi do MARAC (Interdyscyplinarny Zespół ds. Oceny Ryzyka – Multi-Agency Risk Assessment Conference MARAC to spotkanie, podczas którego dochodzi do wymiany informacji o przypadkach przemocy domowej o największym stopniu ryzyka między przedstawicielami policji, służby zdrowia, mieszkalnictwa, służb ds. ochrony dzieci, kuratora, niezależnych doradców ds. przemocy domowej i innych specjalistów z organizacji rządowych i pozarządowych. Osoby te omawiają możliwości zwiększenia bezpieczeństwa ofiary przemocy i przygotowują skoordynowany plan działania – przyp. red)

PE: W końcu sprawa trafiła do sądu?

Monika: W sądzie wystąpiłam o wydanie zakazu zbliżania się mojego partnera do mnie i do dzieci. W tym czasie on wystąpił o wydanie mi zakazu wyjazdu do Polski. Mój partner wnioskuje o wspólną opiekę nad dzieckiem i to, co mnie szokuje, to mimo tak poważnych zarzutów o znęcanie się nade mną i dzieckiem sędzina skłania się, by opiekę mojemu partnerowi przyznać. Twierdzi, że mój partner nie jest ani mordercą ani gwałcicielem, tu jednak chodzi tylko o córkę, bo jeśli chodzi o nasze relacje to bywało różnie, to nie ma podstaw, by takiej opieki nie przyznać.

Paradoksalnie jeśli uda mi się wywalczyć ograniczony kontakt z dzieckiem, to nie będę mogła wyjechać do Polski. Odbyły się trzy sprawy, na których nic się nie wyjaśniło. Na ostatniej sprawie zostawił mnie mój adwokat, gdyż miał chyba jakiś układ z adwokatem mojego partnera i chcieli zmusić mnie do ugody na warunkach mojego partnera, a ja w żadnym wypadku nie chciałam się na to zgodzić. W sądzie miałam tłumaczkę, która była w szoku po tym, co usłyszała od mojego adwokata i zaoferowała mi pomoc, by razem wytłumaczyć moją sytuację w sądzie. Sprawę przełożono na 19 stycznia.

Sprawa się komplikuje, ponieważ otrzymałam pomoc od państwa na pokrycie kosztów adwokata jedynie na jednej z rozpraw na zakazie zbliżania tzw. Non molestation order i muszę za to co miesiąc 400 funtów płacić. W innych sprawach sama sobie mam być adwokatem. Kolejna sprawa odbędzie się 10 marca: przesłuchanie dwudniowe – i od tego zależy reszta mojego życia. Nikt nie zamierza sprawdzać, czy mój partner jest zdrowy psychicznie, tylko on dobrowolnie może się poddać jakimś kursom nad agresją, czego nie zrobił.

Mój partner nadal oszukuje co do dochodów i płaci grosze na dziecko, a agencja nie chce nic pomóc. Dziwne jest to wszystko, każdy martwi się, aby mój partner się nie obraził, aby nikogo nie zaskarżył. Pan z opieki boi się, że ktoś oskarży go o stronniczość, a ludzie z agencji zajmującej się alimentami robią podobnie.

Nawet sędzina stwierdziła, że mu wierzy i że ja mam mu udowodnić winę a nie on udowodnić niewinność. Gdziekolwiek nie pójdę po poradę, wszyscy milczą. Nikt nie jest upoważniony: czy to w sądzie w okienku, czy to w poradach prawnych – każdy odsyła mnie do adwokatów. Walczę z systemem i biurokracją, chodzę od okienka do okienka – każdy ma mnie gdzieś. Kolejna głupia Polka, którą Brytyjczyk traktował jak śmiecia – chce coś, zamiast podkulić ogon…

Najgorsze w sytuacji ofiary przemocy domowej jest przeświadczenie, że została ze swoimi problemami sama, że nikt jej nie pomoże. Wtedy przychodzi zwątpienie i rezygnacja. Pani Monika nadal walczy o siebie i swoje dzieci, jeśli i Ty Droga Czytelniczko jesteś ofiarą przemocy w domu – oto kilka adresów, gdzie możesz uzyskać pomoc, bo najgorsza decyzja w takiej sytuacji jest decyzją o poddaniu się.

WAŻNE ADRESY I TELEFONY DLA OFIAR PRZEMOCY DOMOWEJ

Telefon zaufania (National 24-Hour Domestic Violence Helpline): 0808 2000 247
Krajowe Centrum ds. Przemocy Domowej (The National Centre for Domestic Violence): 0870 922 0704;
08009 702070 www.ncdv.org.uk – pomaga uzyskać nakaz ochronny
Women’s Aid: http://www.womensaid.org.uk
porady emailowe: [email protected] Adres: P.O. Box 391, Bristol, BS99 7WS
Informacja w sprawie schronisk (Shelterline): 0808 800 4444 dostępna od 8.00 rano do 24.00 codziennie: www.shelter.org.uk
Pomoc prawna (Legal Services Commission) 020 7759 0317/8, e-mail:[email protected].

author-avatar

Przeczytaj również

Rząd UK wstrzyma się od dalszego podnoszenia płacy minimalnej?Rząd UK wstrzyma się od dalszego podnoszenia płacy minimalnej?Nosowska w UK – ikona polskiej muzyka zagra koncerty w Londynie i ManchesterzeNosowska w UK – ikona polskiej muzyka zagra koncerty w Londynie i ManchesterzeEkopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekEkopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniu
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj