Życie w UK

Temat numeru: Dramat Polki: „Brytyjczycy kradną moje dziecko!”

– Dla mnie sprawa jest jasna: to prawdziwy skandal, angielskie władze po prostu kradną mi dziecko. Tak, kradną, bo inaczej tego, co robią z moją pociechą nie potrafię nazwać – mówi nie kryjąc wzburzenia 39-letnia Andżelika, Polka mieszkająca w Bognor Regis. Kiedy dowiedziała się, jaki był powód odebrania jej synka, przysiadła dosłownie z wrażenia. Bo chodziło o rzekomą… otyłość chłopca, o to, że zajada się polskimi, a nie brytyjskimi produktami, innymi słowy, to jego matka jest winna temu, że chłopiec nie trzyma wagi.

Temat numeru: Dramat Polki: „Brytyjczycy kradną moje dziecko!”

Dzieci

Ale od początku. Andżelika przyjechała do Wielkiej Brytanii w połowie stycznia 2010 roku. Jak opowiada, nie chciała tu zostać na stałe, plany były takie, że popracuje jakiś czas, odłoży trochę pieniędzy i wróci do Warszawy, tam bowiem mieszkała przed wyjazdem z kraju. Miała w garści dokumenty z warszawskiego Urzędu Pracy i wiedziała, że jedzie do pracy sezonowej w rolnictwie. Miało to być mniej więcej pół roku. Początki, jak niemal każdego przyjezdnego na Wyspy Polaka były trudne, mieszkała w karawanie razem z innymi Polakami. Nic tylko praca, dom praca, dom i tak na okrągło.

Będą mieli dziecko

Mniej więcej po czterech miesiącach pobytu w Wielkiej Brytanii poznała tu partnera, jak się potem okazało ojca Dawidka. Oboje cieszyli się na myśl, że będą mieli dziecko, ich radość była tym większa, że spodziewali się synka.

Urodziła Dawidka w hrabstwie Cornwall Truro, bo tam wtedy mieszkała i po jakimś czasie przenieśli się z partnerem do West Sussex. „I tu rozpoczął się koszmar mojego życia” – jak dziś wspomina Polka tamten okres. Okazało się bowiem, że kiedy ona zajmowała się opieką nad synem, jej partner popijał piwko z kolegami. Były najpierw rozmowy, prośby, groźby, pojawiły się wrzaski i krzyki, bo partner ani myślał zmieniać stylu swojego życia.
Andżelika nie chciała zaakceptować jego „piwnego” stylu, była wrogiem takiej postawy, nie tolerowała tego i upijania się w każdy weekend i wreszcie po kolejnej kłótni wezwała policję.

Temat numeru: Zabrali Polakom dwójkę dzieci

Dawid jest za… gruby

Po pięciu dniach, jak wspomina, pojawiła się u niej w domu pracownica służb socjalnych. Była to miła starsza pani, która nie miała żadnych uwag, jeśli chodzi o wychowywanie synka. Po mniej więcej dwóch miesiącach pojawiła się jednak inna pracownica, której postawa była od samego początku diametralnie różna. Otóż uznała ona od razu, że Dawidek jest zbyt… gruby.

Było to dla matki chłopca o tyle dziwne, że kiedy robiono dziecku w wieku dwóch lat bilans, oceniający go lekarz nie miał żadnych zastrzeżeń. Potem była wizyta w centrum rozwoju dzieci oraz u dietetyka. Stwierdzono u chłopca opóźnienie w rozwoju, czego matka nie mogła zaakceptować, Dawid bowiem miał 2,5 roku i zaledwie kilka miesięcy wcześniej było wszystko w porządku, a tu nagle taka zmiana.

Kiedy Andżelika poprosiła o pomoc polskiego lekarza powiedziano jej, że przecież mieszka w Wielkiej Brytanii i tylko opinie brytyjskich medyków dla tutejszych służb się liczą. To wtedy po raz pierwszy kobieta z ust jednej z pracownic służb socjalnych usłyszała, ze Dawidek urodził się tu, w Wielkiej Brytanii i z uwagi na jego otyłość trafi do rodziny zastępczej.

Pracownica wręczyła na odchodne chłopcu brytyjską flagę i od tamtej chwili, czyli od momentu, kiedy Andżelika nie ma swojego synka u boku, minęło już wiele miesięcy. W środę 8 sierpnia 2015 roku Polka dostała pismo z urzędu, by za kilka dni stawiła się w sądzie. Tam w majestacie prawa nastąpiło odebranie jej dziecka.

 

Apel zrozpaczonej matki o pomoc w odzyskaniu dzieci. Powiedzmy razem „NIE” bezprawiu Social Services!

Dziecko do adopcji

Od tamtej pory trwa koszmar Andżeliki, który nie wiadomo, jak się skończy. Ostateczny termin tej sprawy wyznaczono na 17 maja. Wtedy Dawidek może trafić do adopcji, a to w praktyce oznacza, że biologiczna matka straci bezpowrotnie synka, choć nie czuje się w niczym winna jakichkolwiek zaniedbań w jego wychowaniu. Jej adwokatka wydaje się równie zdziwiona i zdezorientowana całą tą sprawą. Nie wyklucza też najgorszego wariantu, bo dotychczasowa praktyka brytyjskich władz w tym względzie pokazuje, że niejedno już polskie dziecko znalazło z mocy prawa nowy dom, nową rodzinę.
Odzyskanie takiego dziecka jest w praktyce niemożliwe, chyba, że do akcji przystąpi znany adwokat, to jednak kosztuje, lub zainterweniuje rząd danego kraju, co jest bardzo rzadką praktyką.

Wróci bez synka

– Jeśli brytyjski sędzia podejmie decyzję o oddaniu mojego synka do adopcji lub pozostawieniu go u angielskiej rodzinie zastępczej wrócę do Polski bez niego – mówi Andżelika, która z trudem powstrzymuje złość i łzy.

Po ostatniej rozmowie z pracownikiem służb socjalnych jest załamana, niemal oficjalnie powiedziano jej, że dziecko straci i to bezpowrotnie. Nie trzeba tłumaczyć, co to oznacza dla każdej matki. Andżelika pracuje, stara się sama utrzymywać dom, bo ze swoim byłym partnerem, ojcem Dawida zerwała już dawno kontakty i nie chce mieć z nim nic do czynienia. Nie pije, nie była karana, a mimo to jej dziecko przebywa w rodzinie zastępczej.

Sporadyczne odwiedziny

– Prowadzę normalny tryb życia – mówi załamana całą sytuacją matka Dawidka, która może go odwiedzać tylko dwa dni w tygodniu (w poniedziałki i wtorki) po trzy godziny. I to wszystko, na co zezwala jej prawo. Po każdej takiej wizycie, której obowiązkowo musi być obecny pracownik służb socjalnych Andżelika musi swoje wypłakać. Tylko ona wie, co przeżywa w takich chwilach. Podobnie rozdarty jest również Dawidek, który lgnie do matki, płacze, krzyczy, że chce być z nią i Manuelem (to jego starszy brat, którego Andżelika urodziła jeszcze będąc w Polsce). Manuel ma w tej chwili 13 lat.

– Mój synek, mój Dawidek zaczyna już niestety zapominać język polski, co jest normalne, przecież poza tymi kilkoma godzinami, kiedy może przebywać ze mną musi rozmawiać tylko po angielsku. Pracownica socjalna śmiała się podczas jednej z wizyt u syna ze mnie, że Dawidek nie rozumie czegoś po polsku i że ja powinnam do niego przemawiać po angielsku, żali się Andżelika.
Niedawno nogi się pod nią ugięły, kiedy dowiedziała się, że chcą Dawidkowi wyrobić angielski paszport i wtedy już na pewno nie odzyska synka. – W moim odczuciu jest to nic innego, jak nielegalna adopcja dzieci – mówi Andżelika.

Temat numeru: Co roku Social Service odbiera Polakom 100 dzieci. Czy zawsze robią błąd?

Setka dzieci do adopcji

Szacuje się, że każdego roku w mniej lub bardziej dramatycznych okolicznościach trafia do adopcji setka polskich dzieci w Wielkiej Brytanii. Powody odebrania opieki nad nimi polskim rodzicom bywały różne, od pijaństwa i przemocy wobec swoich pociech, po krzyki, ale nawet i przypadki fałszywych oskarżeń, jakie wytaczały same… dzieci. Kiedy brytyjska machina biurokratyczna już ruszy, przeciętny Polak czy Polka są w tym starciu bez szans.

Opisywaliśmy niedawno dramatyczną sytuację polskiej pary mieszkającej w Southampton, kiedy to miejscowy Social Services odebrał im dwójkę dzieci. Zdesperowani pukali do wszystkich drzwi. Cała nadzieja w zbiórce pieniędzy na prawnika, który poradziłby sobie z praktykami brytyjskich służb. – To może spotkać każdą polską parę, każde polskie dziecko mieszkające na Wyspach – mówiła zszokowana postępowaniem brytyjskich służb Katarzyna Żarniewicz z Southampton, która dodaje: nie poddamy się, będziemy walczyć o dwójkę naszych dzieci.

Zaczęło się od siniaka

Ta historia ma początki we wrześniu 2013 roku, kiedy to na ciele siedmioletniego Wiktora nauczyciele zauważyli siniaki. Do akcji przystąpiło Social Services (informowane z automatu przez szkołę), by ustalić, czy Żarniewiczowie znęcali się nad dziećmi. Po jakimś czasie śledztwo przeciwko nim umorzono, nie dopatrzono się bowiem żadnych nieprawidłowości w opiece.

Upłynęło znowu kilka miesięcy i Katarzyna Żarniewicz została powiadomiona przez szkołę, że jej syn zaczepiał koleżankę. Chłopca zbadano, lekarz nie zauważył na jego ciele oznak przemocy. Podczas badania stwierdzono jednak, że Wiktor był wystraszony, a tak reagują ofiary przemocy domowej.

Podpisała Section 20

Co zrobili urzędnicy? Zaproponowali polskim rodzicom, że zabiorą chłopca na obserwację, potem szybko wróci do domu. Podsunięto im do podpisania Section 20 (dokument o dobrowolnym przekazaniu dziecka) i Wiktor trafił do… rodziny zastępczej. Chłopiec nie wrócił do domu, za to do domu Żarniewiczów przyszli w policyjnej asyście urzędnicy, by odebrać im Oliwię. Polacy w takich okolicznościach podpisali Section 20 i trafili do aresztu. Spędzili tam kilkanaście godzin. W tym czasie urzędnicy w asyście policjantów przesłuchiwali Oliwię i przeszukiwali mieszkanie polskiej pary.

Szukali dowodów na zaniedbywanie przez nich dzieci. Oliwia trafiła do tej samej brytyjskiej rodziny zastępczej co jej starszy brat. Uznano, że robią to dla jej dobra, choć nie znaleźli nieprawidłowości w jej rodzinnym domu. Tłumaczyli, że rozłąka mogłaby zaszkodzić w relacjach rodzeństwa. Spotkania dzieci z polskimi rodzicami miały się odbywać trzy razy w tygodniu, ale z tym różnie bywało, np. odwoływano je, bo Olivia miała być chora, potem zachorował Wiktor, nie było tłumacza, itd.

Katarzyna Żarniewicz nie ma wątpliwości: Social Service robi wszystko, by pozbawić ją i jej męża praw rodzicielskich. Niebawem urzędnicy podejmą ostateczną decyzję w sprawie polskiego rodzeństwa. Do tego czasu Wiktor przejdzie badania psychologiczne, a jego rodzice zostaną poddani wywiadowi środowiskowemu. Urzędnicy sprawdzą, czy polscy rodzice dostosowali się do ich zaleceń. Żarniewiczowie przyjechali do Wielkiej Brytanii z Lubuskiego, są zarejestrowani jako wyborcy, ciężko pracują, płacą podatki, nie było na nich jak dotąd żadnych skarg, a tu taki problem…

Krąży opinia wśród Polaków, że nasze pary są łatwym celem ataku ze strony brytyjskich służb specjalnych, bo nikt za nimi się nie wstawi, oni zaś nie mają takich środków, by wynająć dobrego (czyli drogiego) adwokata, który obaliłby argumenty brytyjskich urzędników. Ci ostatni natomiast, czego zresztą nawet nie kryją, muszą wywiązywać się z limitów adopcyjnych, dobro dzieci i ich rodziców schodzi na dalszy plan. Zapotrzebowanie na adopcyjne dzieci stale rośnie.

Marek Piotrowski

Podwozisz dziecko do szkoły samochodem? Możesz dostać 130 funtów kary

author-avatar

Paulina Markowska

Uwielbia latać na paralotni, czuć wiatr we włosach i patrzeć na świat z dystansu. Fascynuje ją historia Wielkiej Brytanii sięgająca czasów Stonehenge i Ring of Brodgar. W każdej wolnej chwili eksploruje zakątki tego kraju, który nieustannie ją fascynuje. A fascynacją tą ‘zaraża’ też kolegów i koleżanki w redakcji:) Pochodzi z Wrocławia i często tam wraca, jednak prawdziwy dom znalazła na Wyspach i nie wyobraża sobie wyjazdu z tego kraju, dlatego szczególnie bliskie są jej historie imigrantów, Polaków, którzy także w tym kraju znaleźli swój azyl.

Przeczytaj również

Mężczyzna uniewinniony za jazdę „pod wpływem”. Powód zaskakujeMężczyzna uniewinniony za jazdę „pod wpływem”. Powód zaskakujePięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billPięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i majuZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i maju46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją Rosjanie46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją RosjanieRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla UkrainyRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj