Życie w UK

Temat numeru: Tajne loty na trasie Londyn-Warszawa z polskimi przestępcami

Zawsze jest tak samo, z samolotu wychodzi kilku polskich policjantów, a na podlondyńskim lotnisku czekają już na nich pasażerowie, którzy do Warszawy polecą z nimi za darmo.

Temat numeru: Tajne loty na trasie Londyn-Warszawa z polskimi przestępcami

Ojczyzna wprost nie mogła się ich doczekać. I tak co tydzień, choć bywa, że po niecodziennych pasażerów śle się na Wyspy nawet dwa samoloty w tygodniu.

Tak drogą powietrzną odstawia się z Wielkiej Brytanii rodaków, których poszukuje polski wymiar sprawiedliwości.

Niektórzy z nich to mordercy, nie brakuje włamywaczy, gwałcicieli, ale są też wśród amatorów darmowych lotów i ci, którzy w kraju nad Wisłą ukradli kurę, prosiaka, albo pokryli bazgrołami elewację budynku.

Aresztowanych przez brytyjską policję rodaków skuwa się przed wejściem na pokład maszyny kajdankami. Każdy z pasażerów może zabrać ze sobą tylko tyle, co zmieści do plastikowej torby. Potem przykuwa się delikwentów do jednej z ław w samolocie na której zajmują miejsca.

Bez drinków

Nie ma cateringu, nie podają drinków na pokładzie, a zamiast rodziny i przyjaciół na lotnisku wojskowym na Okęciu czekają na przestępców znów policjanci, którzy rozwożą ich do aresztów po całym kraju.

Początkowo odsyłano aresztowanych Polaków rejsowymi maszynami, szybko jednak okazało się, że to nie załatwia sprawy.

Z jednej strony takie loty obarczone były wysokim ryzykiem, z drugiej zaś były bardzo drogie. Dlatego polska strona sięgnęła po wojskowe samoloty.

Najpierw były to popularne Casy, dziś używa się do transportu aresztantów potężnych transportowych Herculesów zdolnych pomieścić nawet 90 pasażerów.

Zaczynano od jednego rejsu w miesiącu, potem były kursy co dwa tygodnie, dziś jest taki „ruch w interesie”, że i jeden lot na tydzień niekiedy nie wystarczy. To rejsy wyjątkowe, jak była mowa, obarczone ogromnym ryzykiem.

Dlatego do konwoju wyznaczani są najbardziej doświadczeni gliniarze. Często są to ludzie, którzy służyli wcześniej w policyjnych jednostkach specjalnych. – Jedyne czym dysponujemy w czasie lotu to nasze ręce i pałka, żadnej broni palnej.

Gdyby bowiem doszło do buntu, gdyby te dranie opanowały samolot i w ich rękach znalazłaby się broń masakra zapewniona – opowiada Robert Sysik, jeden z ochraniających takie rejsy, były antyterrorysta. Ani on ani jego koledzy nie ujawniają szczegółów dotyczących konwojowanych.

– Wiadomo tylko, że jest wśród transportowanych wielu groźnych przestępców, morderców, gwałcicieli, ludzi, którzy dokonywali napadów z bronią w ręku – wyjaśnia komisarz Iwona Kuc z Komendy Głównej Policji w Warszawie.
Ale też przewozi się do Polski Herculesami także zwykłych złodziei kurczaków czy paszy dla bydła. Pewne jest jedno: I Polacy i Anglicy słono płacą za kaprysy polskiego wymiaru sprawiedliwości.

Z byłej bazy RAF

Samoloty z aresztantami startują z niewielkiego podlondyńskiego lotniska Biggin Hill w Kent. Kiedyś była tam baza dowództwa RAF podczas Bitwy o Anglię. Dziś lotnisko zamknięto dla zwykłych lotów, nie znajdziemy żadnej informacji o rozkładzie maszyn rozpoczynających lot z tego portu.

A każdy rejs z lotniska w londyńskiej dzielnicy Bromley oznaczony kodem IATA: BQK i kodem ICAO: EGKB – to operacja o szczególnych środkach bezpieczeństwa i wysokim ryzyku.

Nie ma pewności, że ludzie z kryminalną przeszłością, którzy ułożyli sobie już życie na Wyspach i wydawało im się, że są bezpieczni w obliczu groźby powrotu do kraju, nie zachowają się jak desperaci. Anglicy śmieją się, że to lotnisko przywrócili do życia właśnie … Polacy.

Jego renesans rozpoczął się już niemal w chwili, kiedy dekadę temu weszliśmy do Unii Europejskiej i tym samym Polacy zyskali prawo pracy na Wyspach.

Wraz z setkami tysięcy tych, którzy chcieli uczciwie dorobić się w Wielkiej Brytanii przybywało też szumowin, uciekinierów przed polskim wymiarem sprawiedliwości.

Rozpływali się po brytyjskich miastach i miasteczkach, wiedzieli, że na Wyspach nie ma dowodów osobistych, meldunków, pełna swoboda i anonimowość.

Wraz z nasilającą się przestępczością Polaków na Wyspach rozwijała się współpraca gliniarzy i urzędników wymiaru sprawiedliwości obu krajów, poważnie zabrano się za tych, którzy w obawie przed karą prysnęli nad Tamizę.

Kłopotliwa wzajemność

Pogoń za polskimi draniami opiera się na zasadzie wzajemności. Oznacza to, że jeśli jeden kraj domaga się wydania mu od drugiego państwa jakiejś osoby to znaczy, że ten drugi musi tę decyzję uszanować. Pozostaje tylko niewielki margines na odwołanie się od takiej decyzji.

A to oznacza lawinowy wzrost Europejskich Nakazów Aresztowania (ENA). W roku 2008 krążyło po Europie prawie 14 tysięcy takich wniosków, w tym wiele z Polski. Brytyjczycy nie zostawiają suchej nitki na takich praktykach.

Padają głosy, że europejskie agendy przesadzają z wystawianiem ENA, ale po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku władze wielu krajów wolą dmuchać na zimne i przymykają oczy na zalew aresztanckich wniosków.

Wyspiarze mają za złe polskiemu wymiarowi sprawiedliwości, że na podstawie ENA upomina się nie tylko o groźnych przestępców, ale także o „drobnicę”, przestępców, którym grozi nad Wisłą góra rok więzienia. W praktyce oznacza to, że taki delikwent wyłga się grzywną.
– Nasza kancelaria otrzymuje coraz większą ilość telefonów z prośbą o odwołanie się od wyroku o deportacji lub weryfikację wystawionego ENA.

Wielu z tych klientów to dłużnicy poszukiwani przez instytucje finansowe, którzy, rozpoczynając życie zagranicą, „zapomnieli” o zobowiązaniach pozostawionych w ojczystym kraju – mówi Anna Kaczmarczyk z kancelarii Lexito.

Brytyjczycy zaczynają tracić do nas cierpliwość. Każdego roku odbywa się ponad 60 lotów, drogą powietrzną odsyła się z Wysp ponad tysiąc polskich przestępców.

Co roku brytyjski podatnik musi płacić za operacje związane z przygotowaniem delikwenta do wyekspediowania go do Polski aż 50 mln funtów.

Zasada jest taka: za przelot Polaków ujętych na Wyspach na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania płaci nasz kraj, ale płacą też Brytyjczycy.
Tych ostatnich obciążają koszty administracyjne związane z ekstradycją, wydatki jakie pochłaniają poszukiwania przestępców, ich przetrzymywanie w areszcie, opłaty dla tłumaczy, itd.

Te kosztowne loty Brytyjczycy nazywają „Con Air”, od tytułu hollywoodzkiego przeboju filmowego „Lot skazańców” z Nicolasem Cage’em w roku głównej. Najbardziej bulwersujące jest to, że niektórzy z deportowanych już kilka dni później znów byli na Wyspach. Jak to możliwe?

Zdaniem Brytyjczyków dzieje się tak dlatego, bo polska strona nadużywa ENA, ściga nie tylko groźnych przestępców, ale też podejrzanych o przestępstwa drogowe, drobnych złodziejaszków i graficiarzy, których w Polsce skazuje się na grzywnę. Ludzie ci płacą, stają się wolni, wielu od razu wraca do Wielkiej Brytanii.

Trzymamy się prawa

– Prosiliśmy naszych polskich kolegów, by ograniczyli ilość nakazów ENA tylko do najgroźniejszych przestępców – żalą się szefowie brytyjskiej policji. – Odpowiedź zawsze była taka, że prawo nakazuje polskiej policji ścigać bezwzględnie wszystkich przestępców.

Nic dziwnego, że Polska stała się w oczach Brytyjczyków „potentatem” w marnowaniu pieniędzy swoich i innych krajów, a wszystko przez nadużywanie prawa ekstradycyjnego. Wśród niemal tysiąca ludzi wysyłanych co roku z Wysp do Polski bardzo wielu to niegroźni przestępcy.

Kiedy jednak brytyjska machina rozkręca się, kosztują oni tyle samo co mordercy i gwałciciele.

Jako anegdotę opowiadają brytyjscy gliniarze przypadek aresztowanego na Wyspach Polaka, którego potem w jednym ze wschodnich województw nad Wisłą sądzono za kradzież wartych raptem kilkadziesiąt złotych drzwi od stodoły.

Takie praktyki to skandal i zwyczajne marnowanie pieniędzy zarówno polskich jak i brytyjskich podatników.

Kiedy kilka lat temu polski rząd przebudził się po przejrzeniu rachunków za przeloty więźniów liniami komercyjnymi jedyną reakcją było wynajęcie samolotów wojskowych. Nie zmniejszono jednak liczby wydawanych nakazów ścigania.

Nie ma sporu co do zasady, że powinno się wyłapywać przestępców ukrywających się na Wyspach. Nie ma jednak zgody do angażowania ogromnych sił i środków, by dopaść płotki.

Stąd przypadki wsadzania do więzień złodziei kurczaków zamiast tych, którzy zasługują na to miejsce.
– Najbardziej wkurza nas to, że musimy uganiać się za poszukiwanym Polakiem, o którym wiemy, że w ojczyźnie niewiele mu grozi.

To rodzi frustrację – narzekają angielscy policjanci. Patrick Mercer, szef podkomisji zajmującej się antyterroryzmem w Izbie Gmin nie ma wątpliwości, że Europejski Nakaz Aresztowania zawiera wiele błędów, choć sama idea jego wprowadzenia w życie wydaje się sensowna.

Dlaczego jednak, jego zdaniem brytyjscy podatnicy muszą ponosić tak wysoką cenę finansową za coś, co zamienia się w groteskę, gdy odsyłani do Polski ludzie po kilkudziesięciu godzinach niekiedy są znowu na angielskiej ziemi?

Jeden z wysokich oficerów brytyjskiej policji tak skarżył się na te praktyki dziennikarzom na Wyspach: musimy dokonywać aresztowań ludzi ściganych niekiedy w Polsce za niegroźne przestępstwa, to kosztuje nas wiele, do tego dochodzą opłaty dla tłumaczy, koszty transportu, strażników, by wszystko skończyło się ich… powrotem do Wielkiej Brytanii.
– To chore, marnujemy przecież nasz czas i pieniądze, by odsyłać do Polski poszukiwanych za banalne przestępstwa – dodaje.

Kiedy Londyn mówi o konieczności ograniczenia poszukiwań, aresztowań, wreszcie wysyłania ludzi poszukiwanych za drobne przestępstwa do Polski oficjalny głos znad Wisły jest taki: nie ma innego wyjścia, tak przecież stanowi prawo, tak mówi Europejski Nakaz Aresztowania.

Europejska agencja zajmująca się najpoważniejszymi przestępstwami, odpowiedzialna za wystawianie ENA odmawia jakiegokolwiek komentarza w tej sprawie.

W tej sytuacji jak grochem o ścianę wybrzmiewają słowa rzecznika brytyjskiego Home Office, że jego urząd będzie naciskał na rozsądne stosowanie europejskiego dokumentu nakazującego ścigać przestępców. Jak na razie jednak bez reakcji zainteresowanych krajów, w tym Polski.

 

Marek Piotrowski

author-avatar

Przeczytaj również

Bezrobocie w UK rośnie w obliczu zastoju na rynku pracyBezrobocie w UK rośnie w obliczu zastoju na rynku pracyBiustonosze bez podatku VAT. Apelują o to pracownicy służby zdrowiaBiustonosze bez podatku VAT. Apelują o to pracownicy służby zdrowiaZamknięcie odcinka M25 w maju – gdzie wyznaczono objazdy?Zamknięcie odcinka M25 w maju – gdzie wyznaczono objazdy?Tworzenie deepfake’owych obrazów o charakterze seksualnym będzie przestępstwemTworzenie deepfake’owych obrazów o charakterze seksualnym będzie przestępstwemOsoby niepełnosprawne otrzymają 2800 funtów mniej po przejściu na UCOsoby niepełnosprawne otrzymają 2800 funtów mniej po przejściu na UCLotnisko w Dublinie odejdzie od tej 76-letniej tradycjiLotnisko w Dublinie odejdzie od tej 76-letniej tradycji
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj