Życie w UK
Szopka z jajami
Kolejne Święta Wielkanocne tuż – tuż, a wraz z nimi powraca odwieczne pytanie: co jest ważniejsze – Wielkanoc czy Boże Narodzenie?
Nie wiem jak Ty, Drogi Czytelniku, lecz ja już dawno stwierdziłem wyższość Bożego Narodzenia, i to z co najmniej kilku powodów: przede wszystkim, narodziny są nam bliższe; coś jak koszula jest bliższa ciału. Bo co zrobić z rocznicami urodzin, my – Polacy – już dobrze wiemy, natomiast ze zmartwychwstaniem nie mamy zbyt dużo doświadczenia na co dzień, toteż nie za bardzo wiemy co z nim począć.
Po drugie, post w Boże Narodzenie obowiązuje tylko jeden dzień (choć i tu moda zdaje się zmieniać), natomiast w Wielkanoc trzeba jechać o chlebie i wodzie aż dni czterdzieści. Wybór jest więc prosty. Na dodatek, z końcem postu grudniowego je się szynkę, natomiast z końcem postu wielkanocnego – nadal postne jaja, napiętnowane zresztą obowiązkiem ówczesnego przechrzczenia na status „święconych”.
Wielkanocy niewiele pomaga nawet Dyngus, tak gorliwie czczony przez grupki wiernych z wiadrami. Niee, to my zdecydowanie wolimy choinkę! Chrześcijaństwo upiera się jednak, że to Wielkanoc jest jego fundamentem. I tak na zdrowy rozum: narodzić się, to każdy głupi umie, ale weź tu, bracie, umrzyj, a potem zmartwychwstań! A tak całkiem na poważnie, trochę mnie śmieszy takie stawianie sprawy: te powierzchowne, żeby nie powiedzieć dziecinne podejście do tematu.
Chociaż, nie powiem, świat widziany oczami dziecka jest o wiele prostszy. Oto np. mój siostrzeniec, bardzo lubiący przesiadywać ze swoim dziadkiem w jego szklarni, wykazuje ostatnio dziwne zainteresowanie zjawiskiem śmierci. Mały Damianek niedawno spytał: „Dziadek, a kiedy ty umrzesz?“. Ten, zdziwiony, spytał wnuka: „A co, chciałbyś?“ – „Taak!“ – padło szczere wyznanie malca. „A dlaczego?“ – dopytywał się rozbawiony dziadek.
„Bo wtedy to ja zostanę ogrodnikiem“. No, takiej szczerości tylko pozazdrościć… Natomiast jakiś czas później, ten sam Damianek oznajmił tak: „Ty się dziadek nie bój – jak umrzesz, to nic Ci nie będzie: zawiozą Cię do szpitala, wytną brzuch, dostaniesz witaminy i znowu będziesz ogrodnikiem“. Jak więc widzisz, Drogi Czytelniku, nie tylko narodziny, lecz nawet zmartwychwstanie potrafi być dla niektórych czymś oczywistym.
A jak się dobrze nad tym zastanowić, to czyż nam samym nie przydałaby się niekiedy taka ufność w życiu codziennym? Ufność, a zarazem rentgenowski zmysł dziecka, wyłapującego to, czego dorośli wyłapać już nie potrafią. I czyż nie trzeba nam być trochę jak to dziecko, które – widząc w grudniu choinkę i stajenkę – spyta „Dziadku, a po co ta szopka?“, zaś w nadchodzącą Wielkanoc – widząc te wszystkie króliczki, koszyczki, szyneczki i jajeczka – spyta niewinnie: „Mamo, a po co te jaja“?
Jacek Wąsowicz