Stylista – sadysta

– Dziewczyny! Dziewczyny! Już tyle razy próbowałam się dostać do kolejki oczekujących na bezpośrednie spotkanie z największym stylistą świata, że straciłam nadzieję.

Kochaj i kontroluj >>

Zakaźne „baby boom” >>

– I co? – zapytałyśmy zaciekawione, bo same marzyłysmy o oddaniu sie w ręce wybitnego specjalisty z dziedziny ulepszań, upiekniań, metamorfoz. Zrobił karierę na skalę światową, a był naszym rodakiem. – Udało mu się, bo tak kocha kobiety jak Gok Wan, ma jeszcze lepszy gust, no i przyleciał do Londynu, aby nas namaścić, natchnąć, odmienić, wyciągnąć z otchłani beznadziei i bezguścia – kontynuowała Magda. – Załatwiłam nam spotkanie z guru dobrego stylu na jutro – krzyknęła niemal z nabożeństwem w głosie, jakby bała się, że ta święta chwila spotkania ze znanym stylistą odmieni jej los. – Bilety na spotkanie załatwiłam przez cioteczną siostrę mojego wujka Bogdana, która zna taką babkę, która dostała namiary do innej babki, która z kolei sprząta u jednego z kierowników działu w Top Shopie, który ma niezłe układy z działem eventów, bo tam pracuje koleżanka jego dziewczyny. No i udało się! Idziemy dokonywać cudów pod okiem najlepszego specjalisty od ich dokonywania – naszego boga mody Sashy Novaka (podobno zmienił imię i nazwisko, kiedy do współpracy zaprosił go francuski „Vogue” – poprzednio nazywał się Zdzisław Gnyb)… Wszystkie trzy nie mogłyśmy spać – wyobrażałyśmy sobie nas jako królowe wybiegów dysponujące profesjonalnym portfolio zapraszane na pokazy mody przez specjalnych posłańców. Los jednak zaśmiał się z naszych marzeń prosto w nos!…

Ale po kolei. Kiedy z wymiętym biletem w dłoni odczekałyśmy swoją kolejkę od piątej rano i po południu wreszcie znalazłyśmy się przy naszym wypomadowanym, wystylizowanym, a nawet z lekkim makijażem oczu Guru Metamorfoz – ten spojrzał na mnie przelotnie i piszczącym, zacinającym się głosem zawyrokował: „ty to sssię do niczego tłuśśścioszku nie nadajeszszsz. Zrzuć najpierw tonę tego obrzydliwego tłuszczu z brzucha i pośladków, zrób korektę nosa, uszu i licówki na wszystkie zzzęby. Jesteś na razie potworem, ale kto wie? Może ci się poszczęści? Nieeech stracę. Maszzz  tłusta laluniu moją wizytówkę. Zadzwoń, jak się do luuuudzi upodobnisz. Następna proszę! Nastepna miała być Gośka, ale jak usłyszała co mi powiedział ten sadysta, to powiedziała, że wraca na koniec kolejki, bo ona tego nie przeżyje i jest bliska omdlenia. Ja szczęśliwie oprócz obfitego rumienia na moich (laluniowo-tłuścioszkowych?) policzkach trzymałam się – jak na to co usłyszałam – całkiem, całkiem… Może jeszcze nic do mnie nie dotarło? Może dopiero jutro zawiozą mnie do psychiatryka? Pragnęłam jednak zemsty – zemsty na zimno za tą zniewagę.

Następnego dnia zaczęłam śledzić naszego ex-guru uzbrojona w aparat cyfrowy. Od jego porannego wyjścia z hotelu szłam za nim krok i tak znalazłam się na Portobello. Niejaki Zdzisław Gnyb vel Sasha Novak wyciągał właśnie z portfela 15 funtów oferując je Chińczykowi, który sprzedawał plastikowe podróbki Louisa Vouittona. Może i jestem tłuścioszkiem, ale refleks mam dobry po dziadku. Cyknęłam mu fotę w chwili przestępstwa, wysłałam zdjęcia do wszystkich modowych redakcji, obaliłam mit i do tego jeszcze wpadło parę groszy… Jutro jestem umówiona z dentystą. Zacznę od zrobienia licówek…
Ilona Korzeniowska / Fot. Thinkstock

Kochaj i kontroluj >>

Zakaźne „baby boom” >>