Życie w UK

Strach przed brytyjską szkołą

Dla Polaków po raz pierwszy posyłających swoje pociechy do szkoły na Wyspach to nie tylko ogromne przeżycie i nowe wyzwanie. To stres i pytania: Jak sobie poradzi nasze dziecko? Czy my sami to udźwigniemy? Językowo, emocjonalnie, finansowo…

Strach przed brytyjską szkołą

Daily Mail: Komu ciążą polskie dzieci? >>

Brytyjska szkoła schodzi na psy >>

Sierpień już za pasem. W Polsce to jeszcze czas wakacji, ale w Wielkiej Brytanii dzieciaki już w połowie miesiąca szykują się do szkoły. W wypowiedziach rodziców na temat zbliżającego się wielkimi krokami sierpnia najczęściej pojawiają się słowa takie jak: strach i niepewność. Rodzice martwią się, że nie znając języka angielskiego, dziecko nie poradzi sobie w szkole, nie będzie mogło zareagować na pytanie nauczyciela, nawet, jeśli będzie znało odpowiedź. A nie chcemy przecież, by pomyślano, że nasza pociecha nie wie, jaki kolor ma trawa. Ponadto nasza córka zamiast iść na skargę na ciągnącego ją za warkocze kolegę, usiądzie w kącie i będzie płakać, a nasz synek zamiast wygłosić sztandarowe: „Proszę pani, a on mnie bije!”, będzie zmuszony cierpieć w milczeniu. A co jeśli nasze maleństwo rozboli brzuch? Nie będzie umiało przekazać tego nauczycielowi. A my? Jak dowiemy się o postępach w nauce naszego dziecka? „Żadnych postępów nie będzie, przecież on nawet nie umie się przedstawić. To będzie katastrofa” – komentuje Marta, mama 4-letniego Antosia. Marta jest w Edynburgu od 2 lat. W tym roku po raz pierwszy spakuje plecak synka i odda go w ręce szkockich nauczycieli.

Żadnej katastrofy nie będzie

Drodzy rodzice, weźcie się w garść, usiądźcie wygodnie, opowiem wam bajkę. Zaczyna się ona tak: Za górami, za lasami, pośród mórz i oceanów, na zielonych wyspach zwanych Brytanią, była sobie szkoła. Chodziły do niej dzieci z całego świata. Mówiły różnymi językami: w punjabi, po angielsku, po łotewsku, po hiszpańsku. Pewnego dnia… – ale o tym później.
Dzieci przyjeżdżające z zagranicy dołączają w szkole do swojej grupy wiekowej. Obowiązkiem każdego dziecka w Wielkiej Brytanii jest uczęszczanie do szkoły podstawowej od 5 do 11 roku życia. Wprowadzona w życie rejonizacja sprawia, że zapisujemy dziecko do szkoły położonej najbliżej jego miejsca zamieszkania. Teoretycznie potrzebować będziemy aktu urodzenia dziecka lub innego dokumentu potwierdzającego datę jego urodzin (może być paszport), dokumentu potwierdzającego adres dziecka (na przykład zaświadczenie o otrzymywanym Child Benefit – zasiłku na dziecko, czy rachunek za opłaty energetyczne) oraz dokumentu potwierdzającego prawo rodzica do opieki nad dzieckiem. W praktyce wystarczy podpis rodzica pod wypełnionym admission form – formularzem zgłoszeniowym. Wiele szkół brytyjskich dysponuje formularzami przetłumaczonymi na język polski – następny problem z głowy.

Ani be, ani me

„Może nauczę moją małą chociaż kilku słów po angielsku? Jak się nazywasz? Ile masz lat? Tak mi głupio, że ona ani be, ani me, nauczyciele będą mieli z nią kłopot” – myśli głośno Anka.

Anka mieszka w Stirling. Pracuje w banku i dobrze zna angielski. „Będzie mi wstyd za moją córkę, może powinnam ją posłać na jakiś kurs wakacyjny? Już sama nie wiem…” – rozkłada ręce.
Nikt nie będzie oczekiwał od naszego dziecka znajomości języka angielskiego, dlatego asystował im będzie nauczyciel pomocniczy – language support teacher. Do jego obowiązków należy wytłumaczenie tych fragmentów lekcji, które mogą okazać się niezrozumiałe dla naszego dziecka, jak również praca indywidualna z uczniem obcojęzycznym pozwalająca na łagodne przejście z innego systemu i języka na brytyjski system nauczania w języku angielskim. Dodatkową pomocą służą zatrudnieni już w wielu miejscach środowiskowi asystenci językowi mówiący płynnie po polsku i angielsku. Pośredniczą w komunikacji między rodzicami a szkołą, tłumaczą szkolną korespondencję, dzwonią w naszym imieniu do szkół, pomagają naszym dzieciom w odrabianiu prac domowych, których, notabene, jest w szkole podstawowej, jak na lekarstwo.

Ale będzie wstyd

Anka jest rozgoryczona i zła, boi się na zapas i maluje przed dzieckiem ponury obraz czekającej je szkoły. „Wstyd, naprawdę. Moja mała jest inteligentną, rozgarniętą dziewczynką” – zapewnia, a jej ręce drżą, kiedy splata Zosi złote warkocze. „Ale jak raz czy drugi nie trafi do sali gimnastycznej bądź pomyli klasy, inne dzieci gotowe pomyśleć, że coś z nią nie tak.” A przecież szkoły wychodzą naprzeciw osobom nieznającym języka angielskiego oznaczając hole, klasy, kantyny czy pokoje nauczycielskie napisami w języku polskim. Nie bójmy się, że nasz maluch nie dotrze na czas do toalety.
Marta w Edynburgu jest od dwóch miesięcy. Sprząta pokoje hotelowe. „Mój synek w sierpniu idzie do szkoły. Boję się, bo mały ma dopiero 4 latka i nie zna angielskiego” – Marta zapala kolejnego papierosa. „Będzie płakał. On sobie nie da rady. Wiem jak będą wyglądać te zajęcia w szkole. Pani będzie do niego mówić, a on się będzie stresował, bo nic nie zrozumie” – mówi, nerwowo strząsając popiół. Marta żyje w stresie. Zazwyczaj boimy się tego, co obce, czego nie znamy. A pierwszy rok w szkole brytyjskiej to nauka poprzez zabawę i zdobywanie praktycznych umiejętności. Nasze dzieci nauczą się śpiewać, grać na talerzach, sadzić kwiatki, malować palcami, dodawać do 10, samodzielnie korzystać z toalety czy mówić przepraszam, proszę i dziękuję. Dzieci nie dostają ocen, za to w nagrodę mogą otrzymać kolorowe nalepki z napisami w stylu: dobra robota czy tak trzymać. To właśnie wtedy, otoczone językiem angielskim, będą najpierw chłonąć jego melodię, by już wkrótce próbować samodzielnie tworzyć frazy wyrażające ich najpilniejsze potrzeby. Zaraz potem pojawi się gramatyka cementująca frazy w zdania i zanim się obejrzymy, nasze dziecko powie z dumą: „Mum, Dad, I love you!”, a nas będzie rozpierała duma i radość.

Jak to będzie?

„Sierpień już niedługo. To będzie dla mnie szok. Czuję się do tego zupełnie nieprzygotowana” – przyznaje Basia tuląc do siebie Polę. „Moja mała jest bardzo nieufna i wstydliwa. Płacze na widok obcych” – dodaje głaszcząc dziecko po główce. „Często ma napady padaczki. Nie mam pojęcia jak to będzie”.
Basia wkrótce pozna termin Special Educational Needs (SEN) określający specjalne wymagania edukacyjne, odnoszący się do dzieci, które mają trudności w osiągnięciu tego samego poziomu w szkole, co ich rówieśnicy. SEN stosuje się nie tylko w stosunku do dzieci upośledzonych, opóźnionych w rozwoju lub niepełnosprawnych, (co należy koniecznie zaznaczyć w sekcji SEN na formularzu aplikacyjnym przy zapisie do szkoły). Do Special Educational Needs zalicza się też nieznajomość języka angielskiego bądź inne czynniki mogące utrudnić dziecku naukę, na przykład dysleksja, ADHD, autyzm czy epilepsja. Naszym obowiązkiem, jako rodziców jest zwrócenie uwagi władz szkoły na ewentualny SEN naszego dziecka. Możemy wtedy liczyć na profesjonalną pomoc pedagogów, psychologów i lekarzy.

I cała reszta

Marcin pracuje na pół etatu jako pomywacz w hotelu w Glasgow. Dwa tygodnie temu dołączyła do niego rodzina – żona, 7-letni syn i 4-letnie bliźniaczki. Marcin zarabia sam na całą rodzinę.

„Nie jest im łatwo. Dostaję śmiesznie małe pieniądze, a teraz będzie jeszcze trzeba kupić książki, zeszyty i całą resztę dla trójki dzieciaków. No i mundurki. Opłacić Komitety Rodzicielskie, wycieczki. Będzie ciężko”.

Będzie dobrze. Przybory szkolne i pomoce edukacyjne zapewnia szkoła, tak więc dziecko otrzyma od nauczyciela wszystkie niezbędne podręczniki, zeszyty ćwiczeń, brudnopisy, jak również ołówki, kredki, gumki czy linijki. Niemal wszystkie brytyjskie szkoły wymagają od dzieci noszenia mundurków. Są to zazwyczaj białe bluzki z kołnierzykiem, ciemne, gładkie spodnie lub spódniczki, białe skarpetki bądź rajstopy, które zakupić można w każdym sklepie odzieżowym. Bluzę, blezer, czy krawat z logo szkoły nabywa się w samej szkole – to zazwyczaj wydatek około £20. Jeśli chodzi o Komitet Rodzicielski, to owszem, w każdej szkole działa prężnie tak zwany Parents Council (Rada Rodziców) wspierający szkoły w pracy z uczniami i reprezentujący wszystkich rodziców.

To cut a long story short

Ale wróćmy do bajki. Pewnego dnia do szkoły zawitało dziecko z Polski. Chociaż na początku nie potrafiło się porozumieć z innymi dziećmi, wkrótce przy pomocy wykwalifikowanych nauczycieli, znalazło z nimi wspólny język – angielski. Dziecko z Polski, jak wszystkie inne dzieci w szkole na Wyspach zwanej Brytanią, było szczęśliwe i uśmiechnięte, lubiło nauczycieli i swoich nowych kolegów, czuło się doceniane i akceptowane. A zaraz po tym jego spokój udzielił się jego rodzicom, którzy zrozumieli, że nauka jest procesem, który wymaga czasu i skupienia.
Głowy do góry, drodzy rodzice!

Daily Mail: Komu ciążą polskie dzieci? >>

Brytyjska szkoła schodzi na psy >>

Magdalena Kruk
[email protected]

author-avatar

Przeczytaj również

Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoRusza śledztwo w sprawie Polaka, który zabił siebie i dwie córki. Czy można było uniknąć tragedii?Rusza śledztwo w sprawie Polaka, który zabił siebie i dwie córki. Czy można było uniknąć tragedii?Holenderski senat odrzucił przepisy antydyskryminacyjne w miejscu pracyHolenderski senat odrzucił przepisy antydyskryminacyjne w miejscu pracy
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj