Stan chorej na ebolę wzbudzał podejrzenia już na lotnisku. Nikt z obsługi jej nie zatrzymał

Skuteczność testów przeprowadzanych obowiązkowo wśród osób przylatujących z miejsc zagrożonych epidemią gorączki krwotocznej została poddana w wątpliwość po tym, jak okazało się, że pozytywnie przeszła je chora na ebolę Brytyjka.

Pauline Cafferkey – pielęgniarka, u której kilka dni temu zdiagnozowano zakażenie wirusem, podczas międzylądowania na Heathrow zgłaszała obsłudze, że nie czuje się najlepiej. Objawy, jakie zasygnalizowała kobieta nie zaniepokoiły nikogo z Personelu British Airways na tyle, aby skierować ją do szpitala.

Władze zapewniają, że praktycznie nie ma możliwości, aby wirus zaczął się na Wyspach rozprzestrzeniać. Przypadek Caferkey wywołał pytania o zasadność prowadzenia testów na lotniskach. Pielęgniarka podczas przesiadki w Londynie została przebadana, jednak mając wątpliwości co do własnego stanu zdrowia, poprosiła o powtórne zmierzenie temperatury. Personel jej prośbę spełnił, a także wykonał dodatkowe testy, których wyniki były rzekomo na tyle zadowalające, że kobiecie pozwolono lecieć do Glasgow.

„Pani Cafferkey została wpuszczona na pokład ponieważ nie miała znacząco podwyższonej temperatury” – potwierdziła Sally Davies – główny konsultant medyczny.

Dr Martin Deahl, który w samolocie siedział obok Cafferkey, stwierdził, że „prowadzone w nieodpowiedni sposób badania” stanowią zagrożenie dla zdrowia publicznego. Deahl skrytykował również rządowe wytyczne dla osób powracających z terenów zagrożonych występowaniem wirusa. Przyjezdni, którzy mieli bezpośredni kontakt z chorymi mogą wrócić do kraju publicznymi liniami lotniczymi, ale kiedy są już na miejscu, doradza im się unikanie metra, autobusów czy innych zatłoczonych miejsc.

Rzecznik Public Health Service stwierdził, że stosowane na brytyjskich lotniskach procedury są zgodne z wytycznymi organizacji, które zajmują się zwalczaniem epidemii eboli w Afryce.