Życie w UK

Spoczywajcie w pokoju

Królewski Kraków w iście królewski sposób pożegnał tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żonę Marię. Pochowano ich wyjątkowo uroczyście w najsłynniejszym narodowym panteonie – w krypcie na Wawelu.

Spoczywajcie w pokoju

 

 
 

Sobotnia informacja o katastrofie rządowego samolotu pod Smoleńskiem, na pokładzie którego znajdowała się prezydencka para, 15 parlamentarzystów, przedstawiciele Rodzin Katyńskich, najwyższe dowództwo polskiej armii, prezesi IPN czy NBP, duchowieństwo i wiele innych ważnych dla kraju osób, wstrząsnęła Krakowem. W miejscach gdzie zwykle grała muzyka słychać było tylko radiowe komunikaty, ludzie na ulicach przycichli, a w oknach pojawiły się narodowe flagi z czarnymi wstążkami dużo wcześniej, niż zaapelował o to prezydent miasta, Jacek Majchrowski. Wiele osób nie wstydziło się łez, płakały nawet kasjerki w sklepach, wywołując w pierwszej chwili spore zdziwienie u licznych w tym mieście turystów zza granicy. Już przed południem pod Krzyżem Katyńskim u stóp Wawelu pojawiły się pierwsze kwiaty i zapalone znicze. Z każdą godziną powiększał się w tym miejscu skupiony w modlitwie tłum, podobnie jak w otwartych jak zwykle kościołach. – Tragedia – to słowo najczęściej pojawiało się we wszystkich rozmowach. Zapłakał nad nią nawet Dzwon Zygmunta, odzywający się wyłącznie w najważniejszych dla Polski chwilach – tych radosnych i tych najsmutniejszych.
 
Wawel dla królów
Nastrój ciszy i żałoby zachwiał się we wtorek przed południem, gdy „Gazeta Wyborcza” jako pierwsza poinformowała społeczeństwo o możliwości pochowania Lecha i Marii Kaczyńskich na Wawelu. Dla większości Polaków, a krakowian szczególnie był to wstrząs. „Wawel dla królów”, „Przesada”, „Nieprzemyślana, pochopna decyzja” – to tylko niektóre określenia, jakie padały w tysiącach rozmów, SMS-ów czy na internetowych forach. Medialne poszukiwania pomysłodawcy pochówku prezydenckiej pary w wawelskiej krypcie skłoniły niektórych krakowian do protestów pod znanym każdemu Polakowi Oknem Papieskim w budynku krakowskiej Kurii przy ul. Franciszkańskiej. Od wtorku do czwartku od kilkudziesięciu do kilkuset osób zbierało się wieczorami, by z okrzykami i transparentami lub w absolutnej ciszy demonstrować swój sprzeciw pochówkowi prezydenckiej pary w najsłynniejszym panteonie narodowym. Czasami dochodziło do dyskusji z uczestnikami kontrdemonstracji przychylnej tej decyzji. Na szczęście manifestacje przebiegały bez żadnych ekscesów i policja nie musiała reagować ani razu. Gdy we wtorkowy wieczór rząd potwierdził decyzję o pogrzebie w Krakowie, miasto – niezależnie od kontrowersji – zaczęło przygotowywać się do uroczystości. Wzięło na siebie większość organizacji, Kuria zobowiązała się do pochówku i sarkofagu.
W zaledwie cztery dni Kraków musiał być gotowy do ceremonii, przyjęcia nawet miliona osób oraz ponad setki VIP-ów z całego świata. A swoją obecność na pożegnaniu prezydenta i jego małżonku zapowiedzieli przecież najwięksi: Barack Obama, Dmitrij Miedwiediew, Nicolas Sarkozy, Angela Merkel czy brytyjski książę Karol! W sumie zapowiedziało się 96 delegacji rządowych. Niewielkie lotnisko w Balicach przyjąć miało i odprawić w jednym dniu niemal setkę samolotów, postanowiono więc, że po wylądowaniu, samoloty „zaparkują” na czas uroczystości w Katowicach i Warszawie.
Podczas pierwszej narady sztabu organizacyjnego uzmysłowiono sobie, że tylu przywódców państw nie było od 1364 roku, kiedy to Kazimierz Wielki wraz z władcami Europy przez 21 dni omawiali sposoby obrony przed Turkami.
 
Przygotowania
Gigantyczne przedsięwzięcie nie przerażało jednak organizatorów. – Kraków ma duże doświadczenie w organizacji imprez masowych, takich jak choćby wizyty Ojca Świętego – uspakajali przedstawiciele Magistratu. To właśnie na podstawie planów z wizyt Jana Pawła II z 2002 r i Benedykta XVI z 2006 r. opracowano trasy przejazdu konduktu żałobnego i VIP-ów. Przez całą dobę łatano i porządkowano drogi dojazdowe z lotniska do miasta i okolice Wawelu, naprawiano bruk na samym dziedzińcu zamku, a w Krypcie Srebrnych Dzwonów przygotowywano miejsce pochówku. Dla prezydenckiej pary nagrobek z bursztynowego alabastru zaprojektowała architektka Marta Witosławska, autorka m.in. ołtarza na Błoniach, przy którym modlił się papież Benedykt XVI. Prosty sarkofag posiada na środku krzyż wykonany z onyksu, a na boku złote litery z imionami i nazwiskami. Z racji obecności w Krakowie najważniejszych głów państw i tysięcy przyjezdnych, ogromną wagę przywiązywano do kwestii bezpieczeństwa. Z ośmiu województw ściągnięto do Krakowa 3,5 tysiąca policjantów, zmobilizowano tysiąc strażaków, tysiąc harcerzy z całej Polski, 400 strażników miejskich, a kilkuset pracowników BOR sprawdzało miejsca, gdzie mieli się gromadzić goście, natomiast dzielnicowi odwiedzali niektóre domy wzdłuż tras przejazdu i w centrum Krakowa. Mówiło się także o zawieszeniu w niedzielę łączności telefonii komórkowej i bezprzewodowego Internetu, ale władze miasta szybko zdementowały tę informację. Utrzymano za to zakaz o przebywaniu na balkonach i w otwartych oknach na trasie przejazdu VIP-ów i konduktu pogrzebowego. Całość uroczystości miało relacjonować 4 tys. dziennikarzy. Mimo bardzo rozwiniętej struktury noclegowej, już w czwartek w Krakowie zaczęło brakować miejsc w hotelach, a ostatnie wolne pokoje dramatycznie drożały. Jeden z hoteli w centrum miasta zamiast normalnej kwoty 140 zł za nocleg, żądał 3 tys zł! W mediach pojawiły się z dużym wyprzedzeniem informacje o zamkniętych ulicach i utrudnieniach w ruchu oraz parkingach, a już w nocy z piątku na sobotę na ulicach i Rynku Głównym pojawiły się pierwsze barierki. Miasto rozdało 10 tys. wejściówek do sektora znajdującego się przed Bazyliką Mariacką, gdzie miały się odbyć główne uroczystości. Kolejka po bilety sięgała kilkuset metrów! Niestety – część darmowych wejściówek pojawiła się wkrótce w sprzedaży w Internecie, za kilkaset złotych sztuka. Zarabiali też uliczni sprzedawcy flag, zniczy i okolicznościowych odznak.
 
Żałobnicy
Szyki organizatorom i gościom pokrzyżowała jednak chmura wulkanicznego pyłu znad Islandii, która uniemożliwiła loty nad większością Europy, likwidując do 80 proc. wszystkich zaplanowanych kursów. W efekcie do Krakowa przybyły zaledwie 23 delegacje. Nie dotarł Barack Obama, Angela Merkel czy książę Karol, a z przedstawicieli Unii Europejskiej przybył tylko przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek. Najważniejszym gościem, jaki przyleciał do Krakowa był Dmitrij Miedwiediew, prezydent Federacji Rosyjskiej. Helikopterem wylądował na lotnisku prezydent Niemiec Horst Koehler, natomiast najpóźniej, bo dopiero po południu, przybył spóźniony prezydent Gruzji, Micheil Saakaszwili. Ten przyjaciel prezydenta Kaczyńskiego utknął z powodu wulkanicznego pyłu na wiele godzin na lotnisku we Włoszech. Tłumnie zjawili się w Krakowie przedstawiciele rządu, z premierem Donaldem Tuskiem i Marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim na czele. 
Szczupłość miejsca i konieczność zapewnienia bezpieczeństwa tak wielu głowom państwa i oficjelom spowodowała, że dla chętnych w uczestnictwie w uroczystościach zabrakłoby miejsca. Dlatego na Rynku Głównym wydzielono barierkami zaledwie pół płyty, za to transmitowano pogrzeb na potężnych telebimach zarówno na krakowskich Błoniach, jak i w sanktuarium w Łagiewnikach. Pierwsze osoby zjawiły się na Rynku już w nocy. Przyjeżdżali do Krakowa pociągami, autokarami, samochodami osobowymi. Z Pomorza, Warszawy, z Podhala czy Śląska. – Głosowałam na prezydenta Kaczyńskiego i zagłosowałabym jeszcze raz. Przyjechałam się z nim pożegnać – mówi Karolina, która przybyła z kolegami aż z Wrocławia. Sporą grupą przyjechali aż z Gdańska działacze Solidarności, widoczni z daleka dzięki niebieskim kamizelkom i chustom. Przed Krakowem żegnali się z prezydencką parą w Warszawie. Nie brakowało górali w regionalnych strojach. – Przecież to nasz prezydent. Polski prezydent – argumentowali swoją obecność. Ania i Tomek, studenci z Warszawy nie ukrywali swojej sympatii politycznych: – Nie głosowaliśmy bynajmniej na Lecha Kaczyńskiego i byliśmy przeciwni jego partii. Ale jesteśmy w Krakowie, bo chcemy pożegnać go jako prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej – uznali. Nie brakowało też całych rodzin z małymi dziećmi, które dumnie trzymały w rękach biało-czerwone flagi. – Jestem tu w imieniu całej rodziny i szczególnie chorej babci, która nie mogła przyjechać – opowiada Aneta z Jastrzębia-Zdroju. Tłumnie przybyli też sami krakowianie. Policja szacuje, że w uroczystościach na Rynku Głównym i okolicach, na ulicach, którymi wiódł kondukt żałobny, na Błoniach i w Łagiewnikach uczestniczyło w sumie 150 tys. osób.
 
Pożegnanie
Wojskowa Casa z ciałem pierwszej pary przyleciała do Balic po godz. 9. Chwilę później w policyjnej asyście kondukt przejechał samochodami na Rynek Główny. Im bliżej centrum miasta, tym tłumy po obu stronach drogi gęstniały. Niektórzy miejsce przy barierkach zajmowali już od samego rana. Na samochody sypały się kwiaty, często rozlegały się oklaski. Na wypełnionym po brzegi Rynku powiewał las flag, trzymanymi przez uczestników pogrzebu. – Dziękujemy – rozległo się wielotysięczne skandowanie. U stóp Bazyliki Mariackiej obie trumny powitał pocałunkiem kardynał Stanisław Dziwisz. Chwilę później żołnierze wnieśli je do wnętrza katedry i rozpoczęło się modlitewne czuwanie. Zgromadzonych na Rynku i obserwujących to na telebimach denerwował jednak telewizyjny przekaz, urozmaicany rozmowami gości w studiu, więc w południe przełączono obraz na kamery znajdujące się wewnątrz kościoła. Tymczasem pojawiało się coraz więcej przedstawicieli z innych państw. W tym czasie na Błoniach odbywała się msza święta dla zgromadzonych tam kilkudziesięciu tysięcy osób, a na Wawelu z Miedwiediewem spotyka się Tusk i Komorowski. Główne uroczystości rozpoczęły się jednak na Rynku Głównym o godz. 14 dźwiękiem syren alarmowych, a następnie Requiem Mozarta, wykonanym przez filharmoników berlińskich. – Dziś już nie zadajemy pytania „dlaczego". Dziś próbujemy odczytać sens tego, co się stało – zwrócił się do wszystkich metropolita Krakowski. – Na Wawelu spoczną dwie trumny, ale zapisany jest w nich los wszystkich ofiar smoleńskiej tragedii – dodał. Zwrócił się także do prezydenta Miedwiediewa: – 70 lat temu Katyń oddalił dwa narody a ukrywanie prawdy o niewinnie przelanej krwi nie dawało zabliźnić się ranom. Tragedia sprzed ośmiu dni wyzwoliła wiele dobra. Współczucie i pomoc, jakie doświadczamy od braci Rosjan ożywia nadzieję na zbliżenie i pojednanie dwóch słowiańskich narodów. Msza odbyła się w języku polskim, a nie po łacinie, jak wcześniej zapowiadano, bo do Krakowa nie dotarł wysłannik Watykanu, kardynała Angelo Sodano. Odczytano tylko jego homilię. Na koniec uroczystej mszy wypowiadał się m.in. przewodniczący NSZZ Solidarność Janusz Śniadek. – Leszku, przyjacielu, pamięć i prawda są silniejsze od największej tragedii. Solidarność Polaków w dniach żałoby to hołd dla Ciebie i wszystkich ofiar – mówi, a jego słowa zgromadzona w bazylice i na Rynku publiczność nagrodziła gromkimi brawami.
– Dziękujemy, Lech Kaczyński – skandowały tysiące ludzi, gdy rusza kondukt żałobny. Prowadzi go kilkudziesięciu biskupów, wojsko, orkiestra, potem na lawetach armatnich ciągnięte są trumny Lecha i Marii Kaczyńskich, za nimi rodzina i goście, z tyłu przedstawiciele rządu. W miarę przesuwania się konduktu, mijane trumny zasypuje deszcz kwiatów. Na ul. Grodzkiej poległych żegnali nawet kelnerzy i kucharze licznych w tym miejscu restauracji, niektórzy mają kwiaty. Wiele osób płakało. Co chwila rozlegają się gromkie brawa od mijanych ludzi, słychać też chóralne „dziękujemy”. Gdy trumny mijają Krzyż Katyński pod kościółkiem św. Idziego, orkiestrę, krzyki i oklaski zagłusza Dzwon Zygmunta. Bije tak długo, aż obie trumny wyniesione zostały na ramionach żołnierzy do wawelskiej katedry. Gdy trumny spoczęły na ołtarzu koronacyjnym królów polskich, rozpoczęło się ostatnie publiczne pożegnanie. Samo składanie trumien w sarkofagu odbyło się tylko w obecności najbliższej rodziny.
W tej samej chwili na wiślanych bulwarach u stóp zamku wawelskiego zabrzmiało 21 salw armatnich, tzw. salwa prezydencka. Większość ludzi powoli ruszyła w stronę domów lub stacji kolejowych, autobusowych i parkingów. Wśród nich czteroosobowa rodzina z Wolbromia – ojciec, matka i dwoje dzieci, które nie miały jeszcze 10 lat. Mimo widocznego zmęczenia, dzieci nadal trzymały w rękach chorągiewki. – Musieliśmy tu przyjechać, taka potrzeba serca. Piękna uroczystość, wzruszająca – stwierdził ich ojciec – A dla nich to lekcja patriotyzmu – wskazał na swoje pociechy. Kilkaset osób pozostało jednak u stóp Wawelskiego miasta.  
 
Jerzy Kłeczek

 
 
author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj