Praca i finanse

Spełniać własne marzenia

Na co dzień dorabia w restauracji indyjskiej, choć od miesiąca rozpoczęła w Wielkiej Brytanii karierę tłumacza. Odwaga i determinacja sprawiły, że Polka weszła na szybką ścieżkę rozwoju zawodowego. Rozmowa ze świeżo upieczoną translatorką Martyną Rorat.

Spełniać własne marzenia

 

Na co dzień dorabia w restauracji indyjskiej, choć od miesiąca rozpoczęła w Wielkiej Brytanii karierę tłumacza. Odwaga i determinacja sprawiły, że Polka weszła na szybką ścieżkę rozwoju zawodowego. Rozmowa ze świeżo upieczoną translatorką Martyną Rorat.
 
Kiedy przyjechałaś do Wielkiej Brytanii?
– Jestem tutaj od września tego roku. Natomiast nie jestem na Wyspach po raz pierwszy. Wcześniej przyjeżdżałam na wakacje, wykonywałam sezonowe prace, ale moim głównym celem było podniesienie poziomu mojego angielskiego.
 
Czym zajmujesz się teraz?
– Od półtora miesiąca pracuję w firmie Service Legal na stanowisku tłumacza. Jest to moja główna praca. Mam także niepełny wymiar godzin w hinduskiej restauracji. Tam jestem prawą ręką menedżera.
 
Znalezienie pracy tłumacza w tak krótkim czasie naprawdę robi wrażenie. Opowiedz, jak to było?
– Na początku pracowałam w polskim sklepie z żywnością. Prawie równocześnie zaczęłam pracować w sklepie DG Home Store, którego asortyment jest naprawdę różny, od mebli po artykuły chemiczne. Jednak cały czas rozglądałam się za nowymi możliwościami, ponieważ przyjechałam tutaj, by doskonalić język angielski. I wtedy znajomy powiedział mi o firmie Service Legal.
 
Czy trudno było dostać się na to stanowisko?
– Myślę, że dla Polaka z przeciętną znajomością angielskiego byłoby to trudne. Ja natomiast studiowałam anglistykę, więc posługiwanie się tym językiem jest dla mnie łatwe. To na pewno było czynnikiem decydującym. Także wcześniej nie miałam obaw, by iść do brytyjskich agencji pracy. Osoby, z którymi rozmawiałam, szybko orientowały się, że mój angielski jest biegły, oferowano mi więc odpowiednio lepsze stanowiska.
 
Jakie są zadania tłumacza w takiej firmie?
– Ja pracuję głównie z polskimi klientami, których nie brak, bowiem zakres naszych działań obejmuje całą Wielką Brytanię oraz Irlandię. Kontaktujemy się głównie telefonicznie, klienci wypełniają formularz, a my w tym pomagamy. Potem wszystko tłumaczę. Do moich obowiązków należy również kontakt z prawnikami.
 
Z iloma osobami pracujesz, czy są wśród nich osoby z Polski?
– Ogólnie w biurze pracuje 11 osób, które pochodzą z różnych części świata. Oprócz mnie jest jeszcze jeden Polak.
 
Jak Ci się pracuje w takim międzynarodowym środowisku?
– Bardzo mi to odpowiada. Wszyscy postaraliśmy się o to, by panowała miła atmosfera. Dzięki tej pracy zmieniłam zdanie na temat niektórych narodowości. Doświadczenia z poprzednich prac nie były zbyt pozytywne, odnosiłam wrażenie, że ludzie są leniwi, ale też na pewno problemem była bariera językowa. Teraz jest inaczej. Wszyscy naprawdę pracujemy, ale kiedy tylko mamy okazję, rozmawiamy ze sobą, śmiejemy się. Co niesamowite, podczas przerw przychodzą mamy naszych pracowników, które nam gotują ich tradycyjne dania. Dzięki temu mogłam poznać na przykład potrawy indyjskie itp. Podczas takich degustacji rozmawiamy o naszej kulturze, obyczajach… Jest naprawdę ciekawie.
 
Czyli możesz powiedzieć, że jesteś usatysfakcjonowana?
– Tak, z pewnością. Czuję, że się rozwijam. Wielu rzeczy tutaj się nauczyłam, głównie z zakresu brytyjskiego prawa, poszerzyłam też słownictwo angielskie. Każdego dnia poznaję nowych ludzi, wielu jest z tak zwanych wyższych sfer. To mnie cieszy, bo wcześniej nie miałam takiej możliwości. Mam także świadomość, że takie doświadczenie pomoże mi w przyszłości.
 
Jak udaje Ci się pogodzić dwie prace?
– Jak się chce, to nie jest to trudne. Oprócz pracy tłumacza cztery dni w tygodniu jestem we wcześniej wspomnianej restauracji. Także często jest tak, że z jednej pracy biegnę do drugiej.
 
Czy w takim razie masz czas wolny? Jak go spędzasz?
– Czasu tego nie mam za wiele, ale kiedy tylko mam wolne, to odpoczywam. Najczęściej po prostu jestem w domu, a moim ulubionym zajęciem jest rozmawianie przez telefon. Ja dosłownie wiszę na telefonie! (śmieje się). A jest tak dlatego, że moja rodzina jest w Polsce, także większość znajomych. Tutaj też mam znajomych, jednak nie tak wielu jak w kraju, bo jestem po prostu zbyt krótko. Ostatnim moim odkryciem jest pływanie. Po raz pierwszy na basen wyciągnął mnie kolega, teraz już sama chodzę. Jest to naprawdę wspaniałe lekarstwo na przemęczenie.
 
Czy myślisz o powrocie do kraju?
– Na pewno kiedyś tam wrócę. Ja cały czas studiuję w Polsce, obecnie jestem na urlopie dziekańskim. Jeżeli się uda, to przeniosę się na studia do Wielkiej Brytanii. Wiem jednak, że to kosztuje, dlatego teraz gromadzę na to środki. Jest to o tyle lepsze, że aby uzyskać stopień magistra w UK, należy studiować rok, podczas gdy w Polsce trwa to dwa lata. Liczy się także prestiż uczelni brytyjskiej.
Równocześnie będę też pracować, chciałabym być nauczycielką dzieci. Pracowałam już jako nauczycielka w Polsce i bardzo to lubiłam. Natomiast moim celem ostatecznym jest Polska, chcę tam osiąść i tam pracować. Nie wyobrażam sobie, bym mogła żyć gdzie indziej.
 
Skąd ta determinacja?
– Mam sentyment do Polski, jestem przywiązana do mojego kraju. Mentalność Polaków jest mi też bliższa. Wiele razy już przekonałam się, że Polacy spotkani zagranicą są inni, i to w złym tego słowa znaczeniu. Są zazdrośni, fałszywi, opanowani są żądzą pieniądza. W kraju tak nie jest. Dlatego staram się podtrzymywać kontakty z ludźmi w Polsce.
 
Czy wracasz do Polski na święta?
– Niestety, nie. Muszę pracować. Dostałam trzy dni wolnego. Spędzę je ze znajomymi, jednak wiem, że to nie będzie to samo co święta w Polsce. Na pewno będę tęsknić, ale już wkrótce przyjeżdża brat, z nim będzie mi raźniej.
 
Czy Preston jest dobrym miastem do codziennego życia? A może żałujesz, że nie mieszkasz w takiej metropolii jak Londyn?
– Preston bardzo mi odpowiada! Wcześniej miałam okazję pracować w Slough i nie było to najlepsze doświadczenie. Jest to niebezpieczne miejsce. Natomiast Preston nie jest ani za małe, ani za duże i są duże możliwości pracy.
Londyn bardzo mi się podoba jako miasto, które można odwiedzić, natomiast nie chciałabym tam mieszkać. Przyjeżdżałam tutaj do znajomego, dużo zwiedziłam. Ale w Londynie trudno się poruszać, jest tak tłoczno. Wszyscy są zabiegani, na przykład nikt z przechodniów nie miał czasu pomóc mi w odnalezieniu ulicy itp. Musiałam więc zaopatrzyć się w mapę i sama sobie radzić. Innym zaskoczeniem było to, że mało widziałam prawdziwych Brytyjczyków, większość to obcokrajowcy.
 
Czy masz swój przepis na sukces?

– Myślę, że w moim przypadku wiele zależało od szczęścia. Ale na pewno też pomogła mi determinacja i ciężka praca. Obecni pracodawcy bardzo doceniają te cechy.

 

 
Rozmawiała:
Katarzyna Stałowska
 
author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj