Styl życia

Sorry, miało być coś o Słowacji

Ale nie będzie, bo właśnie wróciłem do Londynu i są ważniejsze sprawy. Trochę się bałem jadąc na rzeszowskie lotnisko. Wszystko przez te durne wiadomości w polskiej TV – podobno całe UK zasypane, niemal po czubek Ben Nevis.

Sorry, miało być coś o Słowacji

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>

Gorzkie żale emigrantów >>

Podobno zabrakło soli, piasku, łopat i innego sprzętu do odśnieżania itp. Lotniska zasypane, pociągi i autobusy nie kursują, ludzie gromadzą zapasy żywności. Ładnie. Prognozy pogody też trochę dziwne. Właśnie na dzień przed wyjazdem obejrzałem sobie po wiadomościach, co w pogodzie piszczy. Z ekranu piszczał Jarosław Kret i „wypiszczał” odwilż w południowej Polsce. Według niego, ta odwilż już nadeszła, a do tego zero opadów. Ucieszyłem się, bo to oznaczało, że nie będzie problemów na lotnisku. Wyszedłem sobie na wieczorny truchcik, bo przez te trzy tygodnie przybyło mi pare kilo, patrzę, a tu śnieg sypie jak oszalały, a do tego jeszcze mróz ścisnął. Miałem ochotę wrócić do domu, wyciągnąć Kreta z telewizora, obić mu mordę, rozebrać do naga i przeciągnąć po zaśnieżonej ulicy Kilińskiego. Na szczęście dla niego, nie dało się tego zrobić. Następnego dnia jechałem z duszą na ramieniu, bo co będzie, jeśli przyjdzie mi koczować na lotnisku do wiosny, aż puszczą śniegi i mrozy? Moje obawy rozwiały się jednak bardzo szybko, okazało się bowiem, że nie ma żadnych opóźnień w lotach, a lotnisko jest znakomicie przygotowane. Rzeszowskie lotnisko, to port lotniczy pełną gębą i do tego bez przerwy się rozbudowuje, krakowskie Balice czy katowickie Pyrzyce mogą się schować – prowincja i tyle. Wystartowaliśmy zgodnie z rozkładem i zgodnie z rozkładem przylecieliśmy na – rzekomo zasypane – Stansted, a pociągi i autobusy, które miały nie kursować, pojawiały się punktualnie. Ze Stansted na Acton dostałem się w niespełna półtorej godziny. Jak nigdy! Prezenterów do prognozy pogody należy rekrutować spośród reumatyków, tylko oni wiedzą, jaka pogoda będzie następnego dnia, a Kreta należy wysłać na Kretę, albo jeszcze dalej.
* * *
O mój Boże, co tu się dzieje w tym „naszym angielskim domu”!? Próbuję otworzyć główne drzwi, żeby się dostać do środka, zamek puścił, ale drzwi się nie otwierają. Odniosłem wrażenie, że zastawione są czymś ciężkim. No tak, akurat wówczas, kiedy wracam zmęczony po podróży! Poszedłem do sklepu zapytać Omara, co się, do jasnej cholery, dzieje. Omar wysłał któregoś ze swoich pomocników, ale on też niewiele wskórał. Rozłożył bezradnie ręce, otworzył gębę i stał, jak ciul na weselu. Powiedziałem mu, żeby poszedł po Omara,
bo nie mam ochoty stać na wietrze. Przyszedł dość szybko, ale też nie wiedział co mogło się stać. Poradziłem mu, żeby zadzwonił do Ahmeda, który na pewno jest wewnątrz i niech on rozpozna sytuację. Ahmed poinformował go, że drzwi nie można otworzyć, ponieważ oparto o nie trzy duże  materace. Zapytałem więc Omara, czy drzwi służą do wchodzenia, czy do tego, by opierać o nie cokolwiek? Zgodnie z moim przypuszczeniem Omar odparł,
że przez drzwi się wchodzi. Sytuacja jednak nadal nie ulegała zmianie, ponieważ – jak stwierdził  Ahmed – materace muszą tam stać do czasu, dopóki nie zgłosi się po nie jakiś Hussein. A kiedy Hussein ma się zgłosić? No, tego akurat nie wie nikt, wiadomo jedynie, że niedługo. Dla ludów zamieszkujących Półwysep Indyjski, oraz przyległości, czas – podobnie, jak dla Einsteina, jest czymś bardzo względnym – „niedługo”, to może być na przykład 10 minut, ale równie dobrze dwa tygodnie. Miałem obawy, że w tym przypadku bardziej prawdopodobna jest ta druga wersja. Po chwili jednak powiało optymizmem – Ahmed zadzwonił do Husseina i ten poinformował go, że przyjdzie jutro o szóstej rano. Uff, to już znacznie lepiej, jakieś 12 godzin zaledwie. Omar wrzasnął, żeby materace natychmiast wynieść do kuchni, ale Ahmed odrzekł, że sam nie da rady, bo one są ciężkie,
a w domu poza nim, nie ma nikogo. Sytuacja była naprawdę idiotyczna, zacząłem się zastanawiać, jakim to sposobem niejaki Hussein zabierze materace, skoro nie da się wejść. Wewnątrz nurtowało mnie również pytanie, gdzie spędzą noc, albo noce, pozostali lokatorzy znajdujący się w tej chwili poza domem? Poprosiłem Omara i jego pomocnika, żeby wraz ze mną oparli się o drzwi, chciałem sprawdzić, czy uda się uzyskać w ten sposób jakąś sensowną szparę, na tyle dużą, by można było się przecisnąć. Naparliśmy na drzwi, miejsca było niedużo, ale jakiś „arcychudy” osobnik mógłby się do wewnątrz przedostać, gdyby było takich dwóch lub trzech weszliby do środka i wynieśliby te materace do kuchni. Ale skąd ich wziąć. Żebym nie wiem jak się starał, to nie schudnę o połowę w ciągu kilku minut. Omar zadzwonił do swojego brata, żeby załatwił trzech skrajnie chudych ludzi, ale ten mu odpowiedział, że nie zna takich. Nie było wyjścia, trzeba było wrócić do sklepu i tam czatować na jakichś chudeuszy. Szczęście nam niezbyt sprzyjało, w ciągu godziny udało nam się namówić jakiegoś patyczkowatego murzyna, ale on nie miał ochoty czekać do czasu, aż uda nam się skompletować brygadę chudzielców. Mijała druga godzina
i zero chudych na horyzoncie. Byłem naprawdę załamany i wściekły. Tymczasem z ulicy dały się słyszeć jakieś okrzyki i śmiechy, po czym do sklepu weszło kilka czarnych dziewcząt. Rozszczebiotane, rozbawiane, rozglądały się po sklepie, nie bardzo wiedząc, co chcą kupić. Zdecydowały się wreszcie na jakieś czipsy i kolę. Cztery z nich były chude jak przecinki. Nie było wyjścia, podszedłem i zagadałem. Myślały, że to głupie żarty, ale w końcu się zgodziły.
I weszły! A durnowaty Ahmed zamiast wziąć się od razu do roboty, to zaczął sobie z nimi rozmawiać, wypytywał ile mają lat, czy mieszkają gdzieś w pobliżu, co będą robić w weekend itp. Omar się zdenerwował i wyzwał go od pieprzonych głupków, dopiero wtedy Ahmed otrzeźwiał i wziął się z dziewczynami do roboty. Materace blokowały drzwi, ponieważ z drugiej strony oparte były o ściankę pawlacza i zajmowały prawie w całości tę przestrzeń. Już po usunięciu jednego materaca zrobiło się znacznie luźniej, tak że Omar i pomocnik mogli bez problemu się przecisnąć. Dziewczyny poszły, niestety, więc wynoszeniem reszty zajął się już Omar ze swoim pracownikiem oraz Ahmedem. Tak się jednak złożyło, że to nie koniec kłopotów, bo materace zablokowały wejście do kuchni, zaklinowały się i żadnym sposobem nie dało się ich ruszyć. Niby bez kuchni można przeżyć, ale pech chciał, że Ahmed zostawił odkręcony kran, a do tego na kuchence zaczęła się palić jakaś potrawa, o której wyżej wymieniony w ferworze zmagań z materacami zupełnie zapomniał. Tym razem groził nam pożar, potop i wybuch gazu. Byłem już nawet gotowy na śmierć, byleby tylko szlag trafił te materace,
a wybuch na pewno by tę sprawę załatwił. Usunięcie tych zawalidróg okazało się zadaniem trudniejszym niż poprzednie. Powołałem więc szybko sztab antykryzysowy i przejąłem dowodzenie akcją pod kryptonimem „Materac”. Czas naglił, bo garnek wraz z treścią jarał się już na dobre. Nakazałem przyniesienie noży i pocięcie tych materacy. Był tylko jeden drobny problem, taki mianowicie, że wszystkie noże znajdowały się akurat… w kuchni. No, ale noży i innych narzędzi ci u mnie dostatek. Pobiegłem do siebie do pokoju i za chwilę je przyniosłem. Ahmed bardzo się martwił, że Hussein nie dostanie swoich materaców, ale Omar wrzasnął, że jak jeszcze raz usłyszy to imię, to poderżnie mu gardło. Od tej chwili akcja przebiegała bardzo sprawnie – dzięki ostrym nożom udało się szybko pociąć jeden materac i Ahmed przedostał się do kuchni, wyłączył gaz otworzył okno i zakręcił kran. Pozostałych materaców nie było sensu ciąć, bo do kuchni już można było się przecisnąć. Mam nadzieją, że są w nich pluskwy, karaluchy, myszy i szczury, serdecznie tego niejakiemu Husseinowi życzę.
Wyczerpany psychicznie i fizycznie udałem się do siebie na górę, usiadłem w fotelu i zapaliłem papierosa. Rozejrzałem się po pokoju i stwierdziłem, że czegoś mi tu brakuje. Tak, nie ma moich kwiatów, ale po chwili przypomniałem sobie, że dałem je Nepalczykom, żeby pod moją nieobecność dbali o nie. Poszedłem do nich, żeby je zabrać i podziękować. Pukam, otwiera mi jakiś facet, którego nie znam, a na podłodze leży pięciu innych. Co jest u licha!? Osobnik, który mi otworzył, wyjaśnił, że para z Nepalu wyprowadziła się, że moje kwiaty mają się dobrze i że mogę je zabrać. Dowiedziałem się,
że teraz w tym pokoju mieszka sześciu chłopa. No, nieźle. A pokój ma 10 metrów kwadratowych, czyli na każdego przypada niespełna 1,70 m kw. Mój pokój ma 15 metrów kw., mam jednak nadzieję, że Omar nie dokwateruje mi jakichś siedmiu swoich kolesi. Co jeszcze z nowości, może to, że Gessan, ten Syryjczyk, który mieszka z Bizonem, nie wrócił jeszcze z Syrii,
a miał się pojawić na początku stycznia. Wisi kasę Omarowi i ten się boi, że już jej nie odzyska. Odzyska, odzyska, spokojna głowa, Gessan to uczciwy facet, poza tym zaczął tu jakąś szkołę, ma dobrą pracę, no i Omar już się tak nie martwi. A Viktoria? Wróciłem w piątek i po tym całym zamieszaniu z materacami dość szybko zasnąłem, następnego dnia obudziłem się dość wcześnie i słyszałem jak Viktoria krząta się po pokoju, wychodzi do łazienki itp., ale cały dzień spędziła w domu. Wiedziała, że jestem, ale nie zajrzała, dopiero w niedzielę zapukała i zapytała, czy mogę jej pomóc, bo coś jej internet przestał działać. Dziwne, bo u mnie działa, a ona jest podłączona do mnie. Wysiliłem zwoje, ale nie na wiele się to zdało, więc zadzwoniłem po brata, choć zmożony anginą, ale przyszedł
i usunął problem. A Viktoria jak się już rozsiadła, to na cztery godziny. Miała na sobie piękny i oryginalny sweter, który naprawdę mnie zachwycił. Musiał sporo kosztować. I nie myliłem się – 200 funtów! I bardzo znana marka. Ale Viktoria zapłaciła tylko pięć funtów, bo pracuje w firmowym sklepie i dla personelu były specjalne ceny. Ale to jeszcze nic, bo – jak się okazało – Viktoria przeszła, pod moją nieobecność, świńską grypę, a wyleczyła ją, jak twierdzi, zupą z kurczaka. Jadała tę zupę codziennie, w jakiejś restauracji, a zupa pomogła, bo te kurczaki są „organic”. No dziwne. Owszem, słyszałem, że niby rosół z gołębia na coś tam pomaga, ale żeby kurczak, choćby „organic”. Znów się rozpisałem, toteż o tym, o czym przez cztery godziny rozmawiałem z Viktorią, za tydzień.

Janusz Młynarski

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>

Gorzkie żale emigrantów >>

author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj