Siusiumajtka z wielką kasą!

Oj smaży. Nie, wcale nie za sprawą tropikalnych upałów, które nawiedziły zraszaną zazwyczaj bez opamiętania te dziwaczne Wyspy. Czuję ognie piekielne, które smagają moje ciało w królestwie Lucyfera. W piekielną otchłań spychają mnie szwadrony wąsatych feministek za określenie, które ważyłem się zastosować w tytule niniejszego felietonu. Nie chodzi bynajmniej o synonim wyrażenia „pieniądze”.

Flirtuję z ekstremalnym ryzykiem tytułując podlotki za pomocą określenia, które powoli wykreślane jest ze słowników, a co gorsza z naszej pamięci. Mniejsza jednak o słowa. Zajmijmy się faktami. Te są doprawdy zatrważające. Przynajmniej w moim przekonaniu. Muszę jednak nadmienić, że chwilami dziwię się, iż jeszcze dane jest mi śledzić wydarzenia we współczesnym sporcie, a właściwie biznesie opartym o rozmaite rozgrywki. Mentalnie zatrzymałem się na poziomie postrzegania sportu oczyma barona Pierra de Coubertina. Tak, tylko że od dziesiątek lat on spoczywa – mam nadzieję – w spokoju. Idea olimpizmu sprecyzowana przez przyjaciela barona, dominikanina, ojca Henri Didona citius, altius, firtius (szybciej, wyżej, mocniej) dziś spadła z pierwszego miejsca podium. Dziś triumfy święci maksyma autorstwa selekcjonera-klasyka Janusza Wójcika: Kasa, misiu, kasa…

Mistrzostwo nastolatek
 
Co zatem z tymi siusiumajtkami? Otóż niedawno w Prattaville (Alabama, Stany) w turnieju serii LPGA triumfowała Amerykanka Lexi Thomson. W dniu, kiedy z takim kunsztem machała golfowym kijem liczyła sobie zaledwie 16 lat, 7 miesięcy i 8 dni. Godzin nie podano. W ten sposób Lexi wymazała z annałów kobiecego golfa rekord należący do Pauli Cramer, która przed sześcioma laty zwyciężyła w turnieju mając dokładnie 18 lat. Marlene Hagge wygrała zawody Sarasota Open w roku 1952 czternaście dni po swojej „osiemnastce”. Jak widać wiek triumfatorek obniża się w sposób dość drastyczny. I absolutnie nie mam nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy! Nawet spacerki po polu golfowym są bardziej wskazane niż siedzenie godzinami przed monitorami komputerów, co niestety staje się dominującą formą spędzania czasu przez nastoletnich przedstawicieli naszej cyfrowej cywilizacji. Martwi mnie jeden drobny fakt. Lexi za posługiwanie się golfowymi kijami otrzymała gigantyczne honorarium – 195 tysięcy dolarów, czyli coś około 622 tysięcy złotych. Jeszcze nie tak dawno podobna kasa powalała na kolana „dorosłych” mistrzów sportowych aren. Dziś dostępna jest zawodnikom, którzy fetując triumf w strumieniach szampana narażają się na poważny konflikt z prawem. Tylko patrzeć, jak producenci tego najbardziej snobistycznego trunku będą zmuszeni wytwarzać szampana bezalkoholowego. Brrrr!  I tak można rzec… czym skorupka za młodu itd. Zaczyna się od setek tysięcy, a kończy na milionach. Tyle zarabiają panie, które trochę wcześniej niż Lexi oddały się sportowej pasji. W ostatnim notowaniu „Forbesa”, szeregującym najzamożniejsze sportsmenki na szczycie znajduje się rosyjska tenisistka Maria Szarapowa, której zasoby materialne oszacowano na 25 milionów „baksów”. Piękna Maria już po raz siódmy wiedzie prym w tego rodzaju zestawieniu. Najnowsze obejmuje okres od czerwca 2010 do maja 2011 (dalsze miejsca w ramce). Lista nudna jak przysłowiowe flaki z olejem – niemal same kobitki z rakietami tenisowymi. Nie byłbym sobą, gdybym i tym razem nie naraził się tym „wąsatym”. Zastanawia mnie co jest najistotniejsze w sporcie w wydaniu kobiecym. Zwycięstwa? Bzdura. Maryśka Szarapowa od roku 2008 nie wygrała żadnego turnieju Wielkiego Szlema! Zatem co się tak naprawdę liczy… Nie podzielę się swoimi podejrzeniami. I tak już wystarczająco się naraziłem.
 

Jerzy Kraśnicki