Życie w UK

Saksy na Wyspach okupione tragedią

Po wypadku w pracy, Paweł K. traci oko. Załamuje się, dochodzi do tragedii. „Mąż przyjechał na Wyspy, by zarobić na kształcenie naszych synów” – relacjonuje wdowa po K. „Teraz staram się o odszkodowanie. Chcę opisać jak my, Polacy, siebie nawzajem traktujemy”.

Saksy na Wyspach okupione tragedią

Jest 2006 r. 52-letni Paweł K. przyjeżdża na Wyspy do pracy, zachęcony przez znajomego z Polski, Gabriela Ś., prowadzącego małą firmę budowlaną niedaleko Cambridge. – Współwłaścicielem firmy gdzie pracował mąż był wtedy Anglik, pan A. – opowiada pani K.

– Mąż zawsze mile go wspominał, bo A. dbał o zarobki i bezpieczeństwo Polaków. Szanował wszystkich jednakowo. Natomiast później firmę przejął Ś. – przeciwieństwo poprzednika”.

Wypadek

Tuż przed Wielkanocą 2010 r., K. zrywa deski w prywatnym domu innego Anglika, współpracownika Ś. „Gwóźdź z deski uderzył Pawła w oko” – zgodnie opisuje całe zajście trójka bezpośrednich świadków. Przez dwa następne dni K. nie chodzi do pracy. „Mąż skontaktował się ze mną; powiedział, że miał wypadek i że «boli go oko».

Poprosił o wysłanie leków”. Na pytanie czy mąż zgłosił się do lekarza, pani K. odpowiada: „Nie. Nie znał języka. Musiał dalej pracować. Mamy trójkę dorosłych synów, trzeba było zarobić na ich kształcenie. Zobowiązał się, że dokończy pracę”.

Tragedia

Po dwóch miesiącach, K. przyjeżdża jednak do kraju, by w czerwcu rozpocząć leczenie. „Dopiero w grudniu mąż przeszedł dwie operacje, bo wcześniej leczyli go tylko farmakologiczne”.

Sytuacja finansowa w rodzinie Państwa K. pogarsza się. „W styczniu 2011 r. napisałam do Ś. i ten wezwał męża do pracy” – relacjonuje pani K. – „Ale wyzywał męża od ślepców i niezdar, bo w międzyczasie doszło do zaćmy pourazowej i oka nie udało się uratować”. W sierpniu 2010 r. Paweł K. ostatecznie wraca do Polski.

Tu zaczyna się najgorszy okres dla rodziny. „Mąż się załamał. Bolało go, że nic od firmy nie uzyskał, a przecież to był wypadek w pracy” – wspomina pani K. „Najciekawsze, że ktoś powiedział mężowi, iż ma otrzymać od firmy zadośćuczynienie. Tak opowiadał innym sam Ś.”. Z powodu utraty wzroku w jednym oku, stopniowo dochodzi do nadwerężenia drugiego oka.

Paweł K. załamuje się i 13 lutego 2011 r. dochodzi do tragedii: mąż pani K., ojciec trójki synów, popełnia samobójstwo. Jeden z synów dzwoni do Ś. z informacją o tragedii; pyta o odszkodowanie. W odpowiedzi ma usłyszeć: „Co sobie myślisz, gówniarzu, że dam Ci forsę na pogrzeb ojca!?”

Wersja pana Ś.

Kontakt do Ś. dostaję od pani K. Dodzwaniam się bez problemu. „Paweł od kilku lat przyjeżdżał tylko do pracy dorywczej, 5-6 razy w roku” – opowiada Ś.  „Gdy chciał, pracował. Gdy nie chciał – wyjeżdżał do rodziny pod Piotrkowem Trybunalskim”.

Co się zaś tyczy samego wypadku, Ś. Mówi:  „Po pierwsze w tamtym czasie nie byłem szefem Pawła, a tylko – tak jak on – subcontractorem (podwykonawcą). Po drugie, wypadek miał miejsce w domu naszego wspólnego w tym okresie zleceniodawcy.

Z tego co wiem, był to prywatny remont w domu «szefa» i to bezpośrednio jemu, nie mnie, Paweł  wystawiał fakturę. Nie rozumiem więc podstaw do jakichkolwiek  roszczeń czy pretensji wobec mnie ze strony wdowy po Pawle.

Po trzecie wreszcie, gdy zadzwonili do nas, że Pawłowi «wpadło coś do oka», moja żona osobiście tam pojechała i zaoferowała się, że zawiezie go do szpitala”.
Żona Ś. tak wspomina tamto zdarzenie: “K. zakrył sobie oko dłonią.

Czy coś widziałam? Nie, ja prowadziłam wóz, więc zbytnio mu się nie przyglądałam. Nagle, w trakcie jazdy, K. powiedział, żebym nie jechała do szpitala, bo «w oku już nic nie ma». Spytałam czy na pewno, ale on powtórzył, że nie chce tam jechać i żeby go podwieźć do domu. No to podwiozłam; przecież to dorosły facet”.

Czarne okulary

„Po tygodniu, przyjechała do niego żona” – wspomina Ś.  „Jakby nigdy nic, malowali sobie mieszkanie, byli na wycieczce w Londynie (100 km drogi – przyp. red.), a po świętach Paweł wrócił do pracy w czarnych okularach.

Zdziwiłem się i zapytałem «czy na pewno nic tam nie masz?», ale on tylko zaprzeczał. Powtarzał, że czuje się dobrze. Chodził w tych okularach aż do wyjazdu. Paweł był dziwnym człowiekiem.

Czasami ciężko się było z nim dogadać”. Gdy pytam o rzekome wezwanie Pawła K. do UK po wypadku, Ś. odpowiada: „Na początku 2011 r. jego żona napisała do mnie, że nie mają co do garnka włożyć i prosiła czy nie znalazłaby się dla jej męża jakaś praca. Bardzo mnie to poruszyło i choć akurat nie było nic wolnego, odpisałem mimo to, żeby przyjechał.”

Odszkodowanie? „Brak podstaw”.

Jak tego można się było spodziewać, finanse stały się kością niezgody między stronami. „Mąż pracował dla firmy od 2006 r. Są payslipy” – utrzymuje pani K. „Gdyby Paweł był zatrudniony na kontrakt” – ripostuje Ś. –„to owszem, ale z tego co wiem, on wystawił swojemu zleceniodawcy invoice, bo Paweł działał jako self-employed. W żadnym momencie nie byłem jego przełożonym” – podkreśla Ś.

„Ale gdy firma potrzebowała pracowników, szło to przeze mnie z powodów językowych, więc pewnie stąd wzięło się rozumienie, że byłem jego szefem. Co zaś tyczy się odszkodowania, podstawą takiego wniosku mogło być zgłoszenie się poszkodowanego do szpitala, ale on przecież tam nie był, zresztą na własne życzenie, choć moja żona go tam wiozła” – kończy Ś.

„Nieprawdą jest jakoby żona Ś. wiozła mego męża do szpitala” – odpowiada pani K.  „Ona go tylko zawiozła do domu. Ja przesłałam mu leki. Nie znając języka, mąż był zdany na Ś., a ten robił wszystko, by nie musiał swoim ludziom w czymkolwiek pomagać”.

„Tu przyjeżdżają różni ludzie” – tłumaczy Ś.  „Zdarzyło mi się np. kilku alkoholików, którzy też mieli wypadki i spędziłem przez nich godziny w szpitalach jako tłumacz”. I dodaje  „niektórzy myślą, że będą się obijać, a i tak dostaną wypłatę według umowy. Ale to u mnie nie przejdzie. Ja ciężko pracuję i tego samego wymagam od innych.

Nie mówię, że Paweł był obibokiem, bo nie był, ale nie rozumiem czego pani K. ode mnie oczekuje. Za co ma do mnie pretensje? Był taki okres” – ciągnie Ś. – „że Paweł robił dla mnie jako podwykonawca. Zwróciłem mu raz uwagę «jak kładziesz ten plaster?», a on na to «jak ci się nie podoba, to mogę jechać do Polski». I pojechał.

To był specyficzny człowiek. Od niego wiem np., że był 10 lat na robotach w Belgii, później w Hiszpanii i tam nie wypalił mu jakiś biznes. Już wtedy chciał się wieszać – sam mi to powiedział. Albo raz, już po wypadku, rozmawiałem z nim i powiedział mi, że już nie chce więcej wyjeżdżać za granicę. A dosłownie tydzień później, jego żona prosi mnie o pracę dla męża.

Pomyślałem sobie wtedy «ludzie, ustalcie wreszcie jedną wersję». Oni mieli swoje wewnętrzne problemy. Raz, żona Pawła poprosiła mnie o pożyczkę, ale tak, «żeby Paweł nie wiedział». Odmówiłem”.

„Dokopać mu!”. „Ale za co?”

Tak o Ś. mówi pani K.: „W Polsce są osoby, które czekają na jego powrót by, powiem brzydko, «dokopać mu»”. Ś.: „Gdyby choć połowa tych zarzutów była prawdziwa, ja już powinienem siedzieć! Ale ja jestem otwarty, nie wymiguję się i chętnie spotkam się ze wszystkimi, w tym z wdową po Pawle”.

Pani K.: „Mąż był cichy, spokojny i łatwowierny, nie umiał walczyć o swoje i dla siebie. Teraz ja muszę szukać rozwiązań, ponieważ mój mąż zasłużył na wyjaśnienie tej sprawy i godną o nim pamięć”.
 

Jacek Wąsowicz

author-avatar

Przeczytaj również

Ekopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekEkopisanki – naturalne i domowe sposoby barwienia jajekHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życie
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj