Życie w UK
Premier mniej antyimigracyjny od partyjnych kolegów
Dyskusja przeciwko imigrantom nabiera coraz ostrzejszego tonu wśród członków Partii Konserwatywnej. Część z nich staje się tak radykalna, że nawet premier czuje się w niej nieswojo.
Podkręcona przez samego Camerona antyimigracyjna atmosfera powoli daje się we znaki jemu samemu. Mało poprawne politycznie hasła stały się tak częste na arenie politycznej w Wielkiej Brytanii, że obecnie nawet głowa państwa nie jest w stanie utemperować nastrojów co bardziej rozeźlonych partyjnych kolegów.
Po burzliwej debacie w brytyjskim parlamencie nad nową ustawą imigracyjną, okazało się, że wśród torysów panuje (delikatnie mówiąc) niejednomyślność, co może z kolei wpłynąć na ich niskie notowania wyborcze.
Z kolei hasła samego Camerona stają się coraz mniej chwytliwe, bo brakuje im spójności. Pozwalając sobie na stanowcze działania i wygłaszanie radykalnych opinii (przede wszystkim na temat imigrantów), nie jest w stanie utrzymać ich pod naporem racjonalnych zarzutów.
Pod tym względem przegrywa z twardogłowymi i wygłaszającymi kontrowersyjne (czasem nawet posunięte do absurdu) opinie, jednak wykazującymi się niesłabnącą konsekwencją członkami Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP).
Z wiadomych względów daleko mu do haseł laburzystów, a balans między „lewicą” a „prawicą” coraz trudniej mu znaleźć. Podczas wspomnianej debaty w Izbie Gmin premier nie potrafił przekonać do swojej strategii nawet członków własnej partii.
Ustawa, nad którą debatowano, dotyczyła nielegalnych imigrantów w Wielkiej Brytanii, jednak ustalenia nie dla wszystkich były zadowalające i część torysów zażądała przywrócenia restrykcji dla Rumunów i Bułgarów, którzy nabyli w tym roku prawa do legalnego pobytu i pracy na Wyspach. Aż 97% posłów zagłosowało nad poprawką (w tym przytłaczającą większość stanowili torysi).
Z wrogich wobec imigrantów nastrojów wśród członków partii Camerona wynika jednocześnie, że premierowi udało się swoją retoryką przyjętą w ubiegłym roku wpłynąć na ich postawę (obecnie dla niego zbyt ugruntowaną), jednak podczas gdy sam musiał się zmierzyć z zarzutem dyskryminacji i utemperować swoje poglądy, wymóg ten nie dotyczył już członków jego partii, a ci nie zamierzają tłumić w sobie antyimigracyjnych emocji.
W tym momencie skończyło się dla premiera wywieranie wpływu na swoich kolegów, podobnie jak i na brytyjskie społeczeństwo, które niechętnie przyjmuje teraz mało przekonujące „ostudzające” negatywne nastroje argumenty. Wygląda na to, że premier wybrał mało stabilny grunt odwołując się do emocji i podsuwając „oczywistego” winowajcę zmęczonym kryzysem jak i własną niemocą Brytyjczykom.