Życie w UK

Prawdziwy Londyn tylko z pianką i znajomymi

Zatrzymaj się na chwilę w codziennej pogoni. Znajdź wygodne miejsce i zrelaksuj się. Zamknij oczy, podnieś do ust pintę piwa, weź łyk i poczuj, jak opuszcza cię stres. Otwórz oczy i rozejrzyj się. Tu, w pubie, jest prawdziwy Londyn.

Prawdziwy Londyn tylko z pianką i znajomymi

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>

Tchnęli nowe życie w pub >>

Stolica Wielkiej Brytanii, największa metropolia Zachodniej Europy. Tu ściągają żądni wrażeń turyści, biznesmeni w podróżach służbowych, imigranci „za chlebem”. Niezależnie od tego, do której z tych kategorii należysz, czy odwiedzasz Londyn na weekend, czy planujesz zostać całe życie, zapewne wstąpisz na dobrze przetarty przez turystów szlak i zwiedzisz popularne atrakcje. Jeśli ominiesz pałac Buckingham, The Tower czy wielką karuzelę widokową nad brzegiem Tamizy, to po prostu nie byłeś w Londynie. Ale żeby zrozumieć miasto, trzeba postarać się trochę bardziej niż tylko odhaczyć atrakcje turystyczne. Trzeba dotrzeć do jego serca i zrozumieć jego ludzi. A gdzie w mieście pełnym przybyszów z całego świata można znaleźć prawdziwych londyńczyków? Odpowiedź jest prosta. W pubach. To tam właśnie bije serce Londynu. Wydaje się, że jak zwykle wszystkie drogi prowadzą do Rzymu i to tam trafimy, szukając korzeni brytyjskich pubów. W czasach, gdy cesarskie legiony maszerowały po świeżo pobudowanych przez Rzymian drogach, nie było miejsc, gdzie strudzeni podróżni i żołnierze mogliby zatrzymać się, odpocząć i po prostu napić piwa. Tak powstały zajazdy, które z czasem przerodziły się w domy publiczne, po angielsku „public house”, nie mające nic wspólnego z tym, z czym nazwa ta kojarzy się po polsku, a w których pędzono i sprzedawano piwo. Aby ułatwić kontrolę jakości, w XIV wieku król Ryszard II nakazał właścicielom pubów wypisać ich nazwy nad wejściami. To właśnie jemu zawdzięczamy urokliwe szyldy, pod którymi współczesny strudzony podróżny, gdzieś między pracą a domem, na pewno znajdzie szklaneczkę czegoś mocniejszego.

Czas na praktykę
Chyba nie ma nic bardziej typowego dla Londynu, niż widok wesoło tłoczących się przed pubami ludzi ze szklankami w dłoniach. Wygania ich na dwór zakaz palenia w miejscach publicznych, wprowadzony w 2007 roku. Jednak ludzie stoją nie tylko przed pubami, ale i w środku, co początkowo wydawało mi się nie do pojęcia. Czy w ogóle można odpoczywać na stojąco? Trochę praktyki i odpowiednia liczba wizyt w pubach nauczyły mnie, że można, bo w pubie nie chodzi o to, żeby „na milczka” wychylić pięć kufli pod rząd, ale o to, żeby przebywać z ludźmi, rozmawiać. Wszyscy chcą spotykać się w popularnych pubach i oczywiście robi się tłoczno, i oczywiście nie ma gdzie siedzieć, ale nikomu to nie przeszkadza, bo, jak powiedział mi znajomy Irlandczyk Mike, w życiu liczy się dobre piwo i dobre towarzystwo. Mike pochodzi spod Galway i w jego rodzinnej miejscowości jest tylko jeden pub i do tej pory to tam mieszkańcy dyskutują o najważniejszych sprawach społeczności, to tam ogłasza się zaręczyny i wyprawia wesela.

Szukając serca Londynu
Jednymi z najciekawszych pubów są te, które mają wielowiekową tradycję. Jednym z najstarszych w Londynie jest Ye Olde Cheshire Cheese nieopodal stacji metra Chancery Lane. Od strony ulicy pub nie wygląda imponująco, widać właściwie tylko szyld. Skręciwszy w zaułek znajdziemy wejście, a obok niego tablicę z wypisanymi imionami 15 monarchów, pod których panowaniem pub działał. Za wąskimi drzwiami z okrągłą klamką czeka inny świat. „The Cheese”, jak nazywają go bywalcy, nie ma okien i to buduje jego niesamowity klimat. Kamienne schody i drewniane korytarze prowadzą do ciemnych sal, z których jedne wypełniają wielkie biesiadne stoły, a inne małe romantyczne stoliczki. W mokre zimowe wieczory goście grzeją się przy kominku, nieodłącznym elemencie tradycyjnego pubu. Ye Olde Cheshire Cheese z pewnością jest bardzo tradycyjny, bo już w XIII wieku swoją gospodę prowadzili tam ojcowie karmelici. Jak opowiedziała mi menadżerka z „The Cheese”, uśmiechnięta Debby, pub spłonął w wielkim pożarze, który pochłonął ogromną część Londynu w 1666 roku, został jednak szybko odbudowany. Na początku XX wieku atrakcją pubu była wesoła mieszkanka, papuga Polly, a o jej śmierci poinformowało ponad 200 gazet na całym świecie.
„The Cheese” serwuje typowe dania pubowe, takie jak Shephard’s Pie (zapiekanka z mielonej baraniny i piure ziemniaczanego) czy rybę z frytkami, ale główną atrakcją kulinarną są dania mięsne podawane w wydzielonej części, nazywanej „Chop House”, gdzie zjeść można steki wołowe czy pieczoną wieprzowinę. Na co dzień większość klientów przychodzi jednak na piwo, a kuchnia przeżywa oblężenie tylko wtedy, gdy któraś z sal „The Cheese” wynajęta zostaje na prywatną imprezę. Cena dania głównego – poniżej 10 funtów. Duże piwo czy kieliszek wina – około 3 funty.

Z widokiem na Tamizę
Jeśli szukasz czegoś mniej klaustrofobicznego niż piwnice „The Cheese”, jeśli nie przeszkadza ci klubowa muzyka, a tym co kochasz jest turystyczny gwar, „The Anchor” (Kotwica) to coś dla ciebie. Jak informuje tablica przed wejściem, nim pub pojawił się w historycznych zapisach w 1822 roku, na jego miejscu była kaplica, tawerna, a nawet burdel. Dziś, ulokowany nad samym brzegiem rzeki pub może poszczycić się nie tylko sporym ogródkiem, ale i tarasem na dachu. W środku wydzielone są części „piwna”, „herbaciano-kawowa” i restauracyjna oraz specjalna sala, w której podaje się wyłącznie fish’n’chips. „The Anchor” jest zdecydowanie tym miejscem, gdzie warto zjeść swoją pierwszą (i wiele następnych) rybę z frytkami. Serwowany pollock, odmiana dorsza, ma delikatne białe mięso obtoczone lekką panierką. Frytki są świeże i chrupiące – wszystko tak, jak powinno być i zdecydowanie nie tak, jak bywa w wielu londyńskich barach – nie śmierdzi starym olejem i nie obcieka tłuszczem. Latem Kotwica przeżywa prawdziwy najazd turystów, którzy podobno czekają w monstrualnej kolejce aż na zewnątrz pubu, byle tylko spróbować tutejszego fish’n’chips.
Szef kuchni, Lee, wyjaśnił mi, że „The Anchor” nastawiony jest głównie na turystów, w tym także tych z Polski. Dlatego na Wielkanoc odbędzie się specjalny festiwal „Polish Eastern”, podczas którego w jednej z sal serwowane będą dania kuchni polskiej, a do Kotwicy przyjadą zorganizowani w specjalne wycieczki Polacy. Szczegóły przedsięwzięcia nie są jeszcze znane, ale zapowiada się interesująco. W końcu czy to możliwe, żeby londyński szef kuchni umiał ugotować porządny żur?

Bywalcy
Oczywiście prawdziwym zagłębiem pubów jest londyńskie Soho – według serwisu sohopubs.com, na przestrzeni między ulicami Regent, Oxford, Charing Cross i Shaftbury znajduje się ich aż czterdzieści osiem. W piątkowe wieczory nie ma nawet co marzyć o wetknięciu szpilki między ludzi stłoczonych wokół barowych lad. Chcąc uniknąć najgorszych tłumów, w sobotni wieczór postanowiłam wybrać pub, który przyciągnie mnie sympatyczną atmosferą, usiąść i poczekać, aż znajdzie się kilku pubowych bywalców, o których można by napisać w tym materiale. Padło na The Green Post, malutki pub na rogu Kingly. Jak to często bywa, barmanem okazał się Polak i od razu zrobiło mi się jakoś sympatycznie. Siadam, zamawiam piwo, czekam. Siedemnasta, jeszcze trochę pusto. Po 18 pub zapełnia się coraz bardziej. Mija 19, ja nadal nie mam rozmówcy. Kolejne pół godziny, kolejna pinta. Zdesperowana, wychodzę na dwór zapalić. Nie wzięłam zapalniczki. Pytam babki obok, masz ogień?
I tak poznałam Nicky. – Pracuję tu obok, zaraz za rogiem – opowiada drobna blondynka, menadżerka w eleganckiej restauracji, ubrana w czarną, formalną garsonkę i białe adidasy. – Przychodzę tu na piwo prawie po każdej popołudniowej zmianie. Po pracy mam zamęt w głowie, nie umiałabym wrócić do domu i, ot tak, zasnąć – mówi. Nicky robi wrażenie mocno zapracowanej bizneswoman. Jak twierdzi, na kluby już jest trochę za stara. Po 21 w pubie panuje już atmosfera wielkiej przyjaźni. Wszyscy rozmawiają ze wszystkimi, nie wiadomo, kto przyszedł w towarzystwie, a kto sam. Obok mnie siedzi Tim, razem z nim Judy, małżeństwo po pięćdziesiątce. – Chodzimy do pubu przynajmniej raz w tygodniu, chyba od dwudziestu lat – opowiada Tim. – Mamy takie cztery, może pięć miejsc, gdzie wszystkich znamy i tam czujemy się najlepiej. Ale nie wszyscy przychodzą do pubu tylko po relaks. Rozglądam się wokoło i widzę sporo młodych ludzi krążących to tu, to tam, jakby czegoś szukali. Barman, Marcin, opowiada mi, że wciąż widzi, jak ludzie dobierają się tu w pary. – Wiesz, najczęściej to taki niewiele znaczący flirt, ale znam kilka osób, które nad piwkiem przy tym barze zaczęły swoje długotrwałe związki. Tu Marcin znacząco przechyla głowę w stronę moich poprzednich rozmówców, Tima i Judy. Ale jakoś mu nie wierzę. Kiedy on nie śnił jeszcze o Londynie, ci weterani pili już piwo w niejednym pubie.

Znajdź swój pub
Warto oczywiście odwiedzić kilka historycznych londyńskich pubów, które w większości zlokalizowane są w centrum, ale, zwłaszcza, jeśli mieszka się na stałe w Londynie czy gdziekolwiek indziej na Wyspach, powinno się mieć ten jeden ulubiony. Miło, jeśli znajduje się blisko domu, ale jeśli w okolicy nie ma niczego interesującego, można poszukać wzdłuż szlaków, które pokonujemy codziennie między domem, a pracą. Ja polecam „The Churchill’s Arms”. W okolicy Notting Hill Gate niewiele jest pubów, raczej galerie sztuki i agencje nieruchomości, jednak przy ulicy Kensington Church ulokował się jeden z najbardziej znanych pubów w Londynie. Swoją popularność zawdzięcza urodzie, dwa razy z rzędu wygrywał konkurs na najbardziej ukwiecony budynek w Londynie. Nic dziwnego, że „The Churchill’s Arms” często pojawia się w filmach, na przykład w skandalizującym „Basenie” Francoisa Ozona. Wnętrze pubu dorównuje urodą fasadzie, choć jest bardzo nieduże i składa się tylko z dwóch sal. Jedna, z barem i kominkiem, to część piwna, druga zaś, wystylizowana na ogród i z sufitem ukrytym za żywą dżunglą, to restauracja. I tu zaskoczenie – nie ma ani tradycyjnych mięsnych placków, ani fish’n’chips. Jest za to kuchnia tajska, serwowana przez śliczne maleńkie Tajki, której niech nie próbuje ten, kto nie lubi ostrego. Para bucha z uszu i nosów klientów rozkoszujących się prawdziwym tajskim curry z kurczaka lub krewetek. Kolejne pozytywne zaskoczenie to ceny dań głównych, nieprzekraczające zazwyczaj 7 funtów. Każdy pub ma swoją specyfikę, jedne są ciemne i przytulne, jak „The Cheese”, inne przestronne i gwarne, jak „The Anchor”. Pozostaje tylko wyjść z domu i znaleźć swój ulubiony pub, albo po prostu co tydzień odwiedzać inny. W kulturze pubów chodzi o przyjemność z przebywania wśród ludzi, której warto czasem zakosztować, zwłaszcza, jeśli chce się wiedzieć, czym żyje nasze angielskie miasto.

Wiesz, co pijesz
ALE
(czyt: ejl) – ciemnobrązowe piwo, o smaku od słodkiego do bardzo gorzkiego, uzyskiwane przez zmieszanie słodu jasnego i karmelizowanego. Bardzo popularne w pubach, ale to piwo górnej fermentacji, co oznacza, że używane drożdże „pracują” w temperaturze od 15 do 25 stopni.
CIDER (czyt: saider)  – podawany w pubach i barach w całej Wielkiej Brytanii, cider nie jest tak naprawdę piwem, bo pędzi się go na jabłkach lub gruszkach. Mimo delikatnego, „kobiecego” smaku zbliżonego do wina musującego, cieszy się dużą popularnością także wśród mężczyzn.
LAGER (czyt: lager) – piwo dolnej fermentacji (5-10 stopni). To właśnie lagery są najpopularniejszymi piwami w Polsce, mają większą niż pilznery (zupełnie niepopularne na Wyspach piwa czeskie i niemieckie) zawartość ekstraktu i alkoholu, ale delikatniejszy smak. Mogą być warzone z dodatkiem pszenicy, a nawet kukurydzy.
STOUT  (czyt: staut) – prawie czarne, charakteryzujące się kremową konsystencją piwa warzone z dodatkiem palonego jęczmienia. Najsłynniejszym przedstawicielem jest Guinness, o lekkim, mocno palonym smaku i wysokiej pienistości. Stout to piwa górnej fermentacji.

Zofia Reych / Fot. Zofia Reych

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>

Tchnęli nowe życie w pub >>

author-avatar

Przeczytaj również

Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UK
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj