Życie w UK
Polsko-brytyjska para “weszła” w biznes erotyczny – Monika i Adam zajmują się produkcją seks-gadżetów
Adam i Monika wspólnie produkują i sprzedają erotyczne gadżety. Ich wyroby są nie tylko ręcznie robione, ale również testowane w ich "laboratorium badawczym", czyli… ich własnej sypialni!
O tej historii możemy przeczytać na łamach portalu informacyjnego "Metro". On ma na imię Adam i jest Brytyjczykiem, ona – Monika i pochodzi z Polski. Oboje postanowili zrezygnować ze swojego etatowego zatrudnienia i spróbować sił, jako przedsiębiorcy w branży… erotycznej! Adam już od pewnego czasu o tym myślał i w końcu podjął decyzję, aby podzielić się tym pomysłem ze swoją partnerką. Zatrudniony do tej pory jako strażnik ruchu od 2016 roku ruszył z produkcją erotycznych gadżetów i akcesoriów.
Polka i jej brytyjski partner ruszyli z produkcją… gadżetów erotycznych
"Produkcja" rozpoczęła się w mocno garażowym, wręcz chałupniczym stylu. Adam i Monika swoje pierwsze dildo stworzyli w domowej łazience. Prototyp wykonano z gliny, a gotowy produkt został wykonany z silikonu. Założyciel firmy użył swojego przyrodzenia jako "modelu", a potem już poszło. Asortyment firmy zaczął poszerzać się o kolejne wzory i modele, w ofercie zaczęły się pojawiać inne produkty, takie jak masturbatory, świecie, gadżety BDSM, a nawet… erotyczne meble (czyli takie, które umożliwiają wygodne uprawianie miłości w różnych pozycjach).
Polsko-brytyjska para projekty swoich produktów testuje w swojej sypialni, czy raczej w "laboratorium badawczym". Adam chętnie próbuje nowych rzeczy, ale przyznaje. że niektóre zabawki po prostu nie są dla niego. "Ujmijmy to w ten sposób, niektóre mogą powodować bardzo niezwykłe doznania" – powiedział. "Ale to wszystko jest bardzo osobiste i niektórym ludziom podoba się jedna rzecz, a nie inna". Pojawiły się również ciekawe prośby o produkty na zamówienie, takie jak seks-zabawka na pasku ozdobiona prawdziwymi banknotami dolarowymi.
Rzucili swoje dotychczasowe prace, aby zająć się wyrobem efektownych sztucznych penisów (i nie tylko!)
Paradoksalnie, w sukcesie ich biznesu pomogły wszelkie restrykcje z powodu których Brytyjczycy zostali zmuszeni do pozostania w domu. "Myślę, że w czasie lokcdownów niektóre pary zaczęły się nudzić w domach. W związku z tym postanowiły trochę poeksperymentować. Rozmawiając przy okazji o tym, co każdy lubi i odkryły, co ich do siebie zbliża" – komentowała pani Monika, której słowo przytacza "Metro". "Pod pewnymi względami pandemia była więc dla nas dobra" – podsumowuje.
Sytuacja epidemiologiczna miała również odbicie w ich zarobkach. Jak czytamy w brytyjskich mediach obroty firmy się podwoiły i sięgnęły 250 tysięcy funtów. Konieczne było zatrudnienie pracownika na pełen etat oraz kilku innych, którzy pomagają w różnym wymiarze godzin.