Życie w UK

Polska Barka zatonęła na Wyspach

Polski rząd nie interesuje się swoimi obywatelami, których coraz więcej śpi na ulicach Londynu. Brytyjskie władze mają tego dość i wstrzymały finansowanie Barki UK, polskiej organizacji, która za ich pieniądze pomagała bezdomnym. Brytyjskie organizacje pilnie szukają teraz polskich streetworkerów, którzy będą usuwać swoich rodaków z ulic.

Polska Barka zatonęła na Wyspach

Zakręcając kurek z pieniędzmi brytyjscy politycy wysłali jasny komunikat do rządzących w Polsce – przez 6 lat wspieraliśmy waszych obywateli, czas byście także zaczęli się nimi interesować.

Jak przyznaje Ewa Sadowska, dyrektorka Barki UK, organizacja dostała pieniądze z polskiego budżetu tylko raz, w czerwcu 2007 roku, na rozpoczęcie działalności w Wielkiej Brytanii. Później korzystała wyłącznie z funduszy brytyjskich. Zdaniem MSZ polski rząd stale wspiera polskich bezdomnych wydając im bezpłatnie paszporty. 

– Podczas spotkania z doradcą burmistrza Londynu powiedziano nam, że Londyn nie ma już środków na wspieranie imigrantów i zasugerowano byśmy zwrócili się o pomoc do polskiego rządu – mówi dyrektorka Barki UK. Władze Barki napisały list do ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego.

Zaapelowały w nim o solidarność z własnymi obywatelami i wsparcie finansowe.
– Rząd polski nie powinien umywać rąk od odpowiedzialności za swoich obywateli – uważa Ewa Sadowska. – Ludzie, których my spotykamy na ulicach, to często są osoby z pokolenia wychowanego w poprzednim systemie, które nie radzą sobie w nowej rzeczywistości. Nie mówią w języku angielskim, nie znają brytyjskiego prawa i najmniejsza bariera stanowi dla nich duży problem. Trudno ich winić za to, że ogranicza ich historia własnego kraju.

„Należy pamiętać, że polska placówka konsularna nie może i w żaden sposób nie jest w stanie – z uwagi na ograniczenia budżetowe – zastąpić władz lokalnych (dzielnic) w całościowym utrzymaniu Państwa, czy też innej tego typu organizacji.

Niestety nie ma też wpływu na decyzje podejmowane przez ww. władze lokalne odnośnie finansowanych przez nie podmiotów” – napisał Marek Ciesielczuk, dyrektor Departamentu Konsularnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych w odpowiedzi na apel władz Barki UK.

Dyrektor poradził udział w konkursie dla organizacji pozarządowych „Współpraca z Polonią i Polakami za granicą”, w ramach którego MSZ wspiera inicjatywy na rzecz Polaków mieszkających za granicą. W tym roku organizacje startujące w tym konkursie dostały w sumie 52 mln złotych na realizację swoich pomysłów. Złożono 323 poprawne oferty. Dofinansowanie dostało 97 projektów.

Barka zatonęła

Od 2007 roku, kiedy Barka rozpoczęła działalność w Wielkiej Brytanii, do kwietnia 2013 fundacja wyciągnęła z bezdomności 2,9 tys. osób z centralnej i wschodniej Europy, w tym ponad 1,1 tys. Polaków. Barka UK oferowała pomoc, bazując na swoich dobrych praktykach wypracowanych w Polsce.

Najpierw angażowała byłych bezdomnych w rolę streetworkerów i mentorów. Potem osoby takie, bazując na własnych doświadczeniach, były w stanie skutecznie  zmotywować innych śpiących na ulicy do zmiany stylu życia. Organizacja prowadziła bezdomnych przez terapię i przygotowanie zawodowe do samodzielnego funkcjonowania.

Pomagała w bezpiecznym powrocie do kraju, wynajęciu mieszkania i znalezieniu zatrudnienia. Do końca tego roku Barka UK będzie pomagać tylko w dzielnicy Southwark i to w mocno ograniczonym zakresie. Tymczasem problem rosnącej liczby bezdomnych Polaków stał się obiektem publicznej dyskusji i elementem szerokiej debaty na temat imigracji.

Temat ten poruszono w kwietniu podczas posiedzenia Izby Lordów. Brytyjscy politycy obawiają się, że w styczniu do polskich bezdomnych dołączą imigranci z Rumunii i Bułgarii, przez którymi Wielka Brytania otworzy swój rynek pracy.

Bezdomny z tęsknoty

Marka spotkałem przy jednej z głównych ulic w Acton. – To wszystko przez te polskie rządy panie… – zaczął swoją opowieść. Mając 46 lat zrezygnował z pracy zbrojarza w rodzinnym Gorzowie i za namową kolegów postanowił wyjechać do Wielkiej Brytanii. Początkowo wszystko szło dobrze.

Pracował w zawodzie. Żył skromnie, ale za to mógł odłożyć po kilkaset funtów miesięcznie. Wysyłał je żonie, która została z dzieckiem w Polsce. Ich sytuacja materialna znacznie się poprawiła. Był tylko jeden problem. Tęsknota. Marek początkowo się nią nie przejmował, ale z czasem coraz dotkliwiej odczuwał rozstanie z 3-letnią córką Natalią.

Pocieszali go koledzy, którzy byli w podobnej sytuacji. – Napij się, to  zapomnisz – mówili. – Piłem, a co k***a miałem robić? – pyta retorycznie Marek. – Kupowaliśmy polską wódkę i życie na jakiś czas odzyskiwało sens. Kuracja przypominała jednak branie tabletek przeciwbólowych. Po kilku godzinach ból powracał. 

Marek szedł więc do sklepu po kolejną dawkę. W końcu żona zaczęła pytać dlaczego coraz częściej jest nietrzeźwy i dlaczego przesyła coraz mniej pieniędzy. W końcu przelewy przestały przychodzić. Marek nie potrafił już funkcjonować bez swoich „leków przeciwbólowych”. Któregoś dnia brygadzista nie wpuścił go na budowę.

Potem były kolejne firmy i ten sam finał. Zerwał kontakt z żoną. Najpierw nie miał za co zadzwonić. A teraz już nawet nie czuje takiej potrzeby.  Od kilku miesięcy śpi na ulicy z kilkoma innymi osobami.

Przemieszczają się, czasami wyjeżdżają za Londyn, by unikać pracowników socjalnych. – Piję, bo co mi zostało. W Polsce nie ma do czego wracać.  Żona odeszła, a roboty i tak tam nie znajdę.

Nie każdy bezdomny śpi na ulicy

St Mungo’s, jedna z brytyjskich organizacji pomagających osobom bezdomnym, przeprowadziła badania profilu osób bezdomnych. Zdecydowana większość z nich (73 proc.) to osoby w wieku od 25 do 54 lat, czyli teoretycznie ludzie zdolni do pracy.

Jednak 64 procent jest uzależnionych od alkoholu i narkotyków, a tyle samo ma poważne problemy zdrowotne. Połowa bezdomnych miała konflikt z prawem.

Problem bezdomności nie ogranicza się jednak tylko do osób śpiących na ulicy. Bezdomny to człowiek, który nie ma prawa do lokalu,  w którym przebywa. Bezdomna może więc być osoba, która śpi u rodziny, bo nie stać jej wynajęcie własnego pokoju, a także ktoś zakwaterowany w hostelu w oczekiwaniu na przydział mieszkania socjalnego.

Takich ludzi w Anglii według badań St Mungo’s jest obecnie ok. 12 tysięcy. Liczba ta stale rośnie od 2009 roku, kiedy osiągnęła rekordowo niski poziom 10 tys. Rekord padł w 2003 roku, kiedy za bezdomnych było uznanych ponad 35 tys. osób.

Shelter, największa brytyjska organizacja zajmująca się bezdomnością i  problemami mieszkaniowymi, alarmuje. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna, a w przypadku Londynu dodatkowo przeludnienie i związane z nim astronomicznie wysokie koszty zakwaterowania, stawiają w obliczu problemu bezdomności przede wszystkim rodziny z dziećmi. Co druga rodzina nie ma oszczędności, z których w przypadku nagłej utraty pracy, mogłaby płacić czynsz.

Organizacje bezradne

Na brak pieniędzy narzekają także brytyjskie  organizacje wspierające ludzi bezdomnych. Organizacja parasolowa Homeless Link ujawniła kilka dni temu wyniki badania kondycji  organizacji charytatywnych działających w tym obszarze. Połowa prowadzonych przez nie projektów miała w ubiegłym roku budżet zredukowany średnio o 17 procent.

Przełożyło się to na mniejszą liczbę dostępnych miejsc w schroniskach i hostelach dla bezdomnych oraz  ograniczenie dostępności bezpłatnego poradnictwa i specjalistycznych form wsparcia. W efekcie o 21 procent spadła liczba osób śpiących na ulicach, do których dotarła pomoc. Organizacje wsparły o 15 procent mniej skazanych opuszczających więzienia i 14 procent mniej ofiar przemocy domowej.

– Ograniczenie dostępu do specjalistycznej pomocy jest bardzo niepokojące – ostrzega Charles Fraser, Chief Executive w St Mungo’s. – Wiemy z rozmów z naszymi klientami, że indywidualne i kompleksowe wsparcie, jest tym,co najskuteczniej pomaga osobom uzależnionym od alkoholu i narkotyków w wyjściu na prostą.

Zdaję sobie sprawę, że samorządy muszą podejmować trudne decyzje o cięciu wydatków, ale jest to działanie krótkowzroczne. Odbudowanie systemu specjalistycznej pomocy, który teraz likwidujemy, zajmie długie lata i będzie jeszcze bardziej kosztowne.

W tej sytuacji brytyjskie organizacje zaczynają walczyć z problemem na zasadzie gaszenia pożarów.  Organizacja St Mungus poszukiwała w kwietniu osoby na stanowisko „Outreach worker” w dzielnicy Ealing. Wymagana była znajomość języka polskiego i niewielkie doświadczenie w pracy z osobami wykluczonymi społecznie.

Organizacja jest bardzo doświadczona. Pomaga bezdomnym od 1969 roku. Robi to w sposób kompleksowy. Prowadzi schroniska, terapie i przygotowanie zawodowe. Wspiera w powrocie do samodzielnego życia.

Z ciekawości odpowiedziałem na ogłoszenie.  Podczas rozmowy kwalifikacyjnej  dowiedziałem się, że praca nie ma nic wspólnego z doradztwem i kompleksową pomocą. Zespół pracowników terenowych ma po prostu codziennie usuwać jak najwięcej bezdomnych z oczu turystów i skarżących się na nich mieszkańców.

Podobnych ogłoszeń można znaleźć w Internecie przynajmniej kilka. Polscy streetworkerzy są poszukiwani szczególnie w Londynie, gdzie rodzimych bezdomnych jest według szacunków Barki UK około pół tysiąca. To jedna dziesiąta ogółu bezdomnych w stolicy. Od 2006 roku ich liczba wzrosła prawie dwukrotnie.

Co dalej?

Brytyjskie organizacje mają wieloletnie doświadczenie w pracy z osobami bezdomnymi oraz  zaplecze w postaci schronisk, wyszkolonej kadry i programów uznanych za przykłady dobrych praktyk. Odnoszą wiele sukcesów i trudno odmówić im poświęcenia w tym co robią.

Ogłoszenia o pracy, które publikują wyraźnie wskazują jednak, że brakuje im pracowników przygotowanych do pomocy polskim bezdomnym, którzy nie znają języka angielskiego. Budzi to wątpliwości, czy osoby, które trafiały dotąd pod skrzydła Barki, będą miały teraz takie same szanse na wyjście z uzależnienia i powrót do samodzielnego funkcjonowania?
 

– Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie – rozkłada bezradnie ręce Ewa Sadowska. –  Są dzienne centra pomocy, w których są zatrudnieni polscy pracownicy socjalni, ale ta pomoc nie jest pełna. My mamy ułatwioną sytuację, ponieważ mamy w Polsce zaplecze w postaci całej sieci projektów rehabilitacyjnych.

Mam nadzieję, że gdy dzielnice zobaczą jaki jest problem z narastającą liczbą bezdomnych Polaków, zwrócą się ponownie po pomoc do Barki.
A może problem dostrzeże w końcu także polski rząd?
 

Mateusz Bik
 

author-avatar

Przeczytaj również

Rachunki za najem i energię wzrosły od dekady o 6000 funtówRachunki za najem i energię wzrosły od dekady o 6000 funtówBezrobocie w UK rośnie w obliczu zastoju na rynku pracyBezrobocie w UK rośnie w obliczu zastoju na rynku pracyBiustonosze bez podatku VAT. Apelują o to pracownicy służby zdrowiaBiustonosze bez podatku VAT. Apelują o to pracownicy służby zdrowiaZamknięcie odcinka M25 w maju – gdzie wyznaczono objazdy?Zamknięcie odcinka M25 w maju – gdzie wyznaczono objazdy?Tworzenie deepfake’owych obrazów o charakterze seksualnym będzie przestępstwemTworzenie deepfake’owych obrazów o charakterze seksualnym będzie przestępstwemOsoby niepełnosprawne otrzymają 2800 funtów mniej po przejściu na UCOsoby niepełnosprawne otrzymają 2800 funtów mniej po przejściu na UC
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj