Życie w UK

Polacy wygrali z szefem plantacji

Ponad 25 tysięcy funtów odszkodowania musi zapłacić właściciel farmy truskawek w Szkocji dwóm Polakom, którzy oskarżyli go o rasizm i łamanie praw pracowniczych. Historia dwóch odważnych studentów pokazuje jednak smutną prawdę – współczesne „obozy pracy” na farmach wciąż są ogromnym problemem, a tylko nieliczne mają szansę ujrzeć światło dzienne.

To historia, jakich wiele. Zamiast odłożonych pieniędzy pojawiło się ogromne rozczarowanie. Tym razem jednak, za sprawą dwóch młodych Polaków, wykorzystywanie pracowników właścicielowi farmy nie uszło na sucho. Wakacje 2009. Farma truskawek w miejscowości Scone Lethendy, położona około 4 mil od szkockiego miasteczka Perth. Gigantyczna firma, prowadzona przez Davida Leslie, na której co roku pracę znajduje około 300 osób. Lwią część stanowią Polacy, niemal wszyscy pracownicy to przybysze z Europy środkowo – wschodniej. Wśród nich również Tomasz Kowal i Michał Obiegło, dwóch młodych, zaledwie 20-letnich Polaków, którzy zdecydowali się na przyjazd do Wielkiej Brytanii, aby zarobić trochę pieniędzy na studia.

12 pryszniców i jedna kuchnia
Każdy dzień na farmie wyglądał tak samo. O 6 rano wszyscy pracownicy zbierali się, byli rozdzielani na grupy i wysyłani do pracy na pole. Każdy musiał ciągnąć ze sobą specjalne sanki, na których układano później skrzynki z owocami. Mimo, że taka zbiórka i dojście do pola mogła zająć nawet godzinę, nikt pracownikom za ten czas nie płacił.
Warunki mieszkalne panujące na farmie były tragiczne. Pracownicy mieszkali po sześć osób w małych, ciasnych i zimnych, niezamykanych na klucz kontenerach, gdzie nie było dostępu do bieżącej wody. Dla 350 pracowników dostępnych było zaledwie 12 pryszniców i jedna kuchnia. Wszystko położone, co najmniej kilkaset metrów od noclegów. Za granicą, kiedy nie zna się języka i przyjechało na kilka miesięcy, aby zarobić często na życie, wiele da się znieść, gdy ma się pewność, że otrzyma się pieniądze za swoją pracę. Ale i na tym polu właściciel farmy również zawodził.
– Co tydzień wypłacano nam tylko 40 funtów, żebyśmy mieli na jedzenie. Kilkakrotnie pisałem pisma do biura na farmie, że żądam całkowitej wypłaty, jednak nigdy się tego nie doczekałem – opowiada Tomek. – Pewnego dnia podszedłem na polu do właściciela i zapytałem za ile tak właściwie dziś pracujemy, bo nasze wynagrodzenie często było uzależnione od jego humoru. Usłyszałem: „It’s not your fucking business”, takie było jego podejście do pracowników. Słowa „fucking poles” też były na porządku dziennym – dodaje Tomasz.
 
Zbiorowa petycja
– Postanowiliśmy zaprotestować przeciwko zaniżanym wypłatom i warunkom panującym na farmie. Zażądaliśmy płacenia minimalnej krajowej stawki w rolnictwie za naszą pracę i zagroziliśmy strajkiem – opowiadają. Kiedy właściciel farmy to usłyszał wpadł w szał. Studenci usłyszeli znów wulgarne słowa i groźby. „Fucking Polish you’re not going to take over my farm. Do not strike or I’ll kick you off” – krzyczał Leslie. Studenci otrzymali ostrzeżenie na piśmie, przez kilka dni nie mogli pracować, usłyszeli też, że mają ostatnią szansę, inaczej będą musieli pożegnać się z pracą. To nie wystraszyło Polaków. 23 lipca przedstawili rolnikowi, podpisaną przez 145 osób petycję żądającą poprawy sytuacji, sprawiedliwych wypłat i godnego traktowania. Tego dla właściciela farmy było już za wiele.
Koniec lipca. Dworzec w Perth. Zdenerwowanie sprawia, że chłopcy nawet nie czują strachu. Właściciel farmy postanowił, że dłużej nie będzie znosił protestujących. Pewnego popołudnia na farmę przyjechało dwóch policjantów, którzy poinformowali studentów, że są oni oskarżeni o kradzież truskawek i muszą jak najszybciej opuścić to miejsce, bo inaczej zostaną aresztowani. Kiedy Tomek powiedział policjantom, że nie mogą wyjechać, bo nie dostali wypłaty, mundurowi odpowiedzieli, że nic się nie da zrobić i muszą natychmiast opuścić farmę. Po trzydziestu minutach byli już na dworcu w Perth. Wysłany przez farmera pracownik czekał, aż Polacy kupią bilety do innego miasta. – Oczywiście ostatecznie nigdzie nie pojechaliśmy, bo gdzie mieliśmy jechać, tę noc spędziliśmy pod gołym niebem, następnego dnia znaleźliśmy schronienie w kościele katolickim. Spędziliśmy tam półtora tygodnia. Koledze udało się kupić tani bilet do Polski, a ja byłem zmuszony wracać do Lublina autostopem – relacjonuje 20-latek. W tym czasie też chłopcy załatwili jeszcze jedną sprawę. Przy pomocy biura Citizens Advice Bureau, udało im się znaleźć prawnika, a do sądu trafiło oskarżenie przeciwko nieuczciwemu właścicielowi farmy.
 
Bez szacunku
Kilka miesięcy później, 22 marca 2010. „Udało się” – pomyślał Tomek. Kosztowało to ich sporo nerwów, ale opłacało się, a satysfakcja jest ogromna. Sąd nie miał wątpliwości, co do słuszności oskarżenia. Zdjęcia i filmy z aparatu fotograficznego, pokazujące zachowanie właściciela, które udało się Polakom zrobić podczas pobytu na farmie, okazały się niezaprzeczalnymi dowodami. „Nie ma wątpliwości, że akt dyskryminacji w tym przypadku był poważny. Nadzieje na spędzenie wakacji na farmie i odłożenia trochę pieniędzy na studia zmieniły się w koszmar. Traktowani przerażająco, bez szacunku i przyzwoitości, zastraszani i upokarzani” – napisze w wyroku sądowym po zapoznaniu się ze sprawą sędzia Nicol Hosie z sądu w Dundee, a specjaliści zajmujący się prawami człowieka nazwą sprawę „nowoczesnym niewolnictwem” i zwrócą uwagę, że takie traktowanie może być w sektorze rolnictwa, gdzie zatrudnia się obcokrajowców, powszechne.
Tomasz Kowal i Łukasz Obiegło otrzymali po 13 tysięcy funtów odszkodowania za straty moralne. Jak się okazało, właściciel farmy tutejszemu wymiarowi sprawiedliwości był już dobrze znany. Kilkakrotnie był oskarżany o nielegalne zatrudnianie emigrantów. W styczniu 2008 roku sąd uznał, że David Leslie zatrudniał nielegalnie 250 emigrantów z Bułgarii, czym naraził brytyjski skarb państwa na straty rzędu 180 tysięcy funtów.
– Chciałbym, aby ta sprawa była przykładem dla innych Polaków wyjeżdżających za granicę, obojętnie czy do pracy sezonowej czy na dłużej, że nie można dać się oszukiwać. To, że jesteśmy emigrantami nie znaczy, że mamy mniejsze prawa i możemy być tak traktowani – mówi Tomasz Kowal, obecnie mieszkający w Londynie. – Chciałbym też dodać, że w tym roku także planuję pojechać w lecie do pracy sezonowej, także nieuczciwi farmerzy powinni się mieć na baczności – dodaje.
Ilona Blicharz
author-avatar

Przeczytaj również

Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UK
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj