Życie w UK

POlacy wybrali

Rekordowa frekwencja i zwycięstwo w wielkim stylu – Platforma Obywatelska wygrała wybory parlamentarne. To właśnie Donald Tusk będzie rządził Polską przez najbliższe cztery lata.

POlacy wybrali

Władysław Bartoszewski: Ustabilizujemy ten kraj! (wywiad) >>

Wojciech Olejniczak: Walka o abolicję (wywiad) >>

To było miażdżące zwycięstwo – PO odsunęła od władzy Jarosława Kaczyńskiego, zdobywając 44 procent głosów. Nigdy wcześniej frekwencja wyborcza nie była tak wysoka – w Polsce do urn poszło ponad 55 procent uprawnionych do głosowania. W niektórych komisjach zabrakło kart do głosowania.
Byliśmy świadkami pierwszych na taką skalę wyborów na Wyspach Brytyjskich. Blisko 70 tysięcy Polaków wybierało za granicą nowy parlament. Przed okręgami wyborczymi kłębiły się tłumy młodych ludzi, a po kartę do głosowania trzeba było odstać nawet kilka godzin. Mimo wszystko na twarzach wyborców nie było widać złości. – To nasz obowiązek tutaj przyjść. Od nas zależy przyszłość Polski – głosy emigrantów wydawały się wyjątkowo dojrzałe i wyważone. Tylko nieliczni rezygnowali ze stania w długiej kolejce.

Święto demokracji

Przed konsulatem Rzeczpospolitej pojawił się przed południem były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Stanął w długiej kolejce Polaków i cierpliwie czekał, aż przyjdzie jego kolej. Nie chciał ujawnić, na kogo oddał swój głos. – Wybory są tajne i nie widzę powodów, by to ujawniać – skwitował.
Marcinkiewicza nie przeraziła długa kolejka. – Ostatni raz stałem w takiej w 1980 roku po meble – żartował. Podkreślał, że koniecznym rozwiązaniem jest wprowadzenie głosowania internetowego. Cieszył się, że Polacy na Wyspach wreszcie poszli do urn. Określił to zjawisko świętem demokracji. Były premier nie denerwował się o wynik wyborów. Jak nam ujawnił, na wieczór zaplanował wyjście do teatru. – Wyniki sprawdzę później w Internecie.

W Ambasadzie RP zagłosował były prezydent na uchodźstwie, Ryszard Kaczorowski razem ze swoją małżonką. Również nie chcieli ujawnić, kogo poparli.
Młodzi wyborcy z entuzjazmem skreślali nazwiska swoich wybrańców, robili sobie przy urnach zdjęcia i pytali innych, czy „dobrze zagłosowali”. – To tylko jeden głos, ale aż jeden – tłumaczyła Joanna Podgórska, 23-letnia kelnerka z Londynu.

Przed polskim konsulatem miał też miejsce oryginalny happening. Brytyjski fan rugby przybył w przebraniu zawodnika, by kibicować polskim wyborcom.
– Odzyskajcie wolność, niech żyje Solidarność – pokrzykiwał do tłumu i kopał w ich stronę jajowatą piłkę. – To z czystej sympatii – wyjaśniał nam. Przedstawił się jako Niger, przyjechał z Manchesteru.
Kolejka przed Polskim Ośrodkiem Społeczno-Kulturalnym w Londynie, gdzie mieścił się jeden z lokali wyborczych, miała w południe niespełna 100 metrów, ale godzinę później wydłużyła się już do 200. Około 14.00 w kolejce przed gmachem POSK naliczyliśmy 600 osób, a około 200 było wewnątrz. Czas oczekiwania, który na początku nie przekraczał 20 minut, po południu wydłużył się do dwóch godzin.
– Spodziewamy się 8600 wyborców – przynajmniej tyle osób się zarejestrowało – powiedział nam prezes POSK, dr Olgierd Lalko. – Jest spokojnie, żadnych incydentów, agitacji i tak powinno być do zakończenia.
Pomimo wydłużającej się kolejki, nikt zbytnio nie narzekał i zdecydowanie udawał się na jej koniec. Wielu wyborców przyjechało spoza Londynu, choć w niedzielę liczba połączeń autobusowych i kolejowych jest znacznie ograniczona.

 

Kpina, nie wybory

Na Wyspach Brytyjskich zarejestrowało się do wyborów prawie 70 tysięcy osób. To dużo, jeśli porównamy frekwencję z wyborami sprzed dwóch lat. Zagłosowało wtedy pięć tysięcy osób. Mina rzednie, gdy przypomnimy sobie, że jest nas tutaj prawie milion. Siedmioprocentowa frekwencja nie jest powodem do dumy. W obronie Polonii stanęli sami Brytyjczycy, którzy uważają, że państwo nie dało obywatelom równych szans do oddania głosów.
– Marsz, marsz Polacy. Brytyjczycy chcą, żebyście mieli swój głos – takie hasła skandowali Anglicy w samym centrum Brighton. Ujęli się za liczną Polonią, dla której konsulat nie otworzył komisji wyborczej. Kto chciał głosować, musiał jechać do Londynu.
– Dwadzieścia komisji wyborczych w kraju, gdzie mieszka milion polskich obywateli? To chyba jakiś żart! – wścieka się Clare Dimyon, Angielka z Brighton. Postanowiła pomóc Polakom w walce o swoje prawa, gdy w jej mieście zabrakło obwodowej komisji wyborczej. Mieszka tam kilka tysięcy osób znad Wisły, większość z nich nie mogła dojechać na głosowanie do Londynu. Clare najpierw naciskała na polską ambasadę, by umożliwiła im głosowanie w Brighton. Gdy urzędnicy definitywnie odmówili, na własną rękę zorganizowała „moralne wybory”. Ustawiła w centrum miasta urnę, do której Polacy oddawali symboliczne głosy. Ten happening był protestem przeciwko decyzji urzędników konsularnych i miał zwrócić uwagę Europy na sytuację Polaków.
Angielka z własnej kieszeni wyłożyła 700 funtów, by zabrać autokarem grupę Polaków na głosowanie w londyńskiej ambasadzie. Wyborcy owinęli autokar biało-czerwonymi flagami i ruszyli w stronę stolicy. Na miejscu kobieta wyciągnęła megafon i zaczęła wyjaśniać przechodniom, skąd na ulicy taki tłum ludzi. Interweniowała policja, więc Clare przeniosła swój protest pod pomnik Władysława Sikorskiego.

Zapowiedziała też, że prześle konsulom karty z „moralnego głosowania”, aby pokazać, ilu Polaków z Brighton chciało wybierać nowe władze swojego kraju. – Wielu z nich w ogóle nie zarejestrowało się z obawy o podwójne opodatkowanie. Wściekali się też, że władze wymagały, by podać brytyjski adres. A po co to komu? – pyta Clare Dimyon. I porównuje wczorajszy happening do walk brytyjskich kobiet o prawa wyborcze.
– Wysłałam protest do przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. To nie tylko sprawa Polski, ale całej Europy.
Wyborcy z Brighton nie kryli złości stojąc w długiej kolejce przed ambasadą.
– Jechaliśmy trzy godziny. Teraz kolejne trzy będziemy stać w kolejce – wściekał się Marcin Lasota.

Zrobili, co mogli?

Najwięcej wyborców, bo aż 20 tysięcy, zarejestrowało się w Londynie. Drugie miejsce zajął Manchester. Średnia wieku głosujących to 25 lat. Konsulat RP w Londynie zapewnia, że zrobił wszystko co w ich mocy, by Polacy mogli wziąć udział w wyborach.
– To pierwsze nasze takie wielkie wyzwanie. Więcej komisji nie mogliśmy otworzyć, bo było to ponad nasze możliwości – twierdzi Ireneusz Truszkowski, konsul ds. polonijnych. Tłumaczy, że w każdej komisji wyborczej musi zasiąść przynajmniej jeden przedstawiciel konsulatu. – Mamy tylko ośmiu ludzi. Wsparliśmy się pracownikami ambasady, bo inaczej miejsc tych byłoby połowę mniej – wyjaśnia konsul.
Sytuację z Brighton określił mianem sztucznie stworzonego problemu. – Ludzie ci mają blisko do Londynu czy Southampton, można tam w miarę szybko dojechać. Są miejsca w Anglii, gdzie mieszka bardzo dużo Polaków i stworzyliśmy dla nich komisje, a chęć głosowania zadeklarowało niewielu.
Konsul Truszkowski jeszcze przed niedzielnym głosowaniem obawiał się, że komisje wyborcze w Londynie mogą zostać sparaliżowane. – W stolicy zagłosuje aż 20 tysięcy Polaków. Jeśli wszyscy ruszą do urn w porze poobiadowej, będzie wielki problem, by ich wszystkich obsłużyć – przyznaje.
Konsulat do ostatnich godzin zbierał zgłoszenia od Polaków, którzy chcieli oddać swój głos w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Emigranci zgłaszali się przez Internet, wysyłali faksy i dzwonili na dodatkowe linie telefoniczne. Najwięcej zgłoszeń przyszło dwa dni przed ostatecznym terminem rejestracji. Ostatni wyborca zadzwonił do konsulatu 15 minut przed północą.
Aż 90 procent wszystkich zgłoszeń od wyborców przyszło przez Internet.
– Gdyby nie sieć, musielibyśmy zaangażować do tego znacznie więcej ludzi – cieszy się konsul.

 

Zdążyli wszyscy

Najwięcej wyborców, bo aż 8 tysięcy zarejestrowało się w okręgu Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego. Aby obsłużyć wszystkich, każdej minuty komisja powinna wydawać co najmniej 12 kart do głosowania. W ambasadzie w rzeczywistości było znacznie gorzej, tam w Ambasadzie lista głosujących liczyła 6,5 tysiąca chętnych, 6 tysięcy musiał obsłużyć konsulat, a pozostałe 3 tysiące – Klub Orła Białego. Właśnie ten lokal padł ofiarą plotki powielonej przez polskie media, jakoby głosowanie miało zostać w tym okręgu unieważnione. Pojawiły się informacje, że głosowanie rozpoczęto jeszcze przed godziną 6.00 rano, czyli niezgodnie z ordynacją wyborczą. Informacje zdementował konsul Ireneusz Truszkowski. – Prawdopodobnie ktoś podejrzał przez okno, że wokół urny chodzi kilka osób i podniósł alarm. To byli członkowie komisji, którzy po prostu musieli przyjść wcześniej – wyjaśnia.
Do godziny 10 ruch w Klubie Orła Białego był niewielki. Ludzie przychodzili do lokalu wyborczego falami, po zakończeniu kolejnych mszy świętych w pobliskim kościele. W pewnym momencie do akcji wkroczyła para angielskich policjantów, co wywołało powszechną wesołość wśród oczekujących. – Rzeczywiście, jest dużo ludzi, ale radzimy sobie z sytuacją – mówi przewodnicząca komisji, Katarzyna Budd.
Problemów obawiali się Polacy, którzy utkwili w długich kolejkach tuż przed zamknięciem lokali wyborczych. Przed siedzibą POSK-u stało wtedy jeszcze kilkaset osób. Mimo zapowiedzi, że drzwi zostaną zamknięte punktualnie o godzinie 20.00, wszyscy zdążyli zagłosować. Na samym końcu kolejki stanęli ochroniarze i pilnowali, by każdy mógł dostać się do środka. Niektórzy wyborcy przynieśli ze sobą koce i termosy. – Zagłosujemy, choćbyśmy mieli tutaj czekać do rana – usłyszeliśmy.

Zapomnieli o zabezpieczeniu

Niewiele brakowało, a Internet mógł się obrócić przeciwko urzędnikom. Internauci szybko zorientowali się, że wysyłanie zgłoszeń przez stronę konsulatu jest niebezpieczne. Musieliśmy podawać na niej wszystkie dane osobowe, łącznie z numerem dowodu osobistego i peselem. Połączenie z serwerem nie było jednak szyfrowane, a to oznacza, że dane mogły trafić w niepowołane ręce. W naszej redakcji rozdzwoniły się telefony.
– Byłem zdumiony, gdy zobaczyłem tę stronę – mówi Paweł Grochola, informatyk z Anglii. – Hackerzy w każdej chwili mogli przechwycić przesyłane dane. Dzwoniłem w tej sprawie do konsulatu, ale nikt się tym nie przejął – dodaje.
Konsulat twierdzi, że zrobił wszystko, co w jego mocy, by ułatwić wyborcom rejestrację. – Procedura uzyskania certyfikatu bezpieczeństwa zajmuje około czterech tygodni. Nie mogliśmy czekać tak długo, bo zaskoczyły nas przyspieszone wybory. Było mniej czasu, niż zwykle – uważa konsul Ireneusz Truszkowski.
– Część zgłoszeń przyszła do nas drogą elektroniczną. To też nie jest bezpieczna forma wysyłania poufnych danych, a jednak niektórzy się na to zdecydowali -ucina.

Władysław Bartoszewski: Ustabilizujemy ten kraj! (wywiad) >>

Wojciech Olejniczak: Walka o abolicję (wywiad) >>

author-avatar

Przeczytaj również

Orędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Orędzie Karola III na Wielki Czwartek – czym jest Royal Maundy?Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Dieta na Wielkanoc. Jak uniknąć dodatkowych kilogramów?Błędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyBłędne ostrzeżenie Uisce Éireann dotyczące spożycia wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyPrzedsiębiorstwa wodociągowe pompują gigantyczną ilość ścieków do wodyWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnegoWielka Brytania uruchomi program odstraszania nuklearnego
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj