Życie w UK
Polacy to rusofobi? Rosjanka bezlitosna dla Polaków i Polski
Fot. Shutterstock
Portal Ogoloshennya.pl opublikował list Rosjanki, która przyjechała do Polski na studia. Rosjanka nie szczędziła jednak Polsce i Polakom krytycznych słów…
Publikując na portalu Ogoloshennya.pl list Rosjanki, która wiele lat spędziła w Polsce, redaktorzy chcieli zwrócić uwagę na fakt, że Polska przestała być krajem, z którego ludzie tylko masowo emigrują, ale też że stała się krajem coraz intensywniejszej imigracji. Nowi przybysze, pochodzący przede wszystkim z Ukrainy, Białorusi, Rosji i Mołdawii, mają często inne spojrzenie na Polskę, niż można by przewidywać. Z relacji Rosjanki przebija się rozgoryczenie, że Warszawa jest miastem brzydkim, mało energicznym i… zbytnio poukładanym. Polacy mają też być według kobiety opętani rusofobią, którą przejawiają w najbardziej nieoczekiwanych momentach.
List Rosjanki:
“Po raz pierwszy trafiłam do Polski kiedy miałam 17 lat. Razem z rodzicami podjęliśmy decyzję, że będę studiować na jednym z prywatnych, warszawskich uniwersytetów, jako że przez ostatnie półtora roku chodziłam na kursy polskiego. Wybór fakultetu był tak samo nieświadomy, jak i wybór państwa: stosunki międzynarodowe, z zajęciami prowadzonymi w języku polskim, którym wtedy posługiwałam się bardzo słabo. Mama przywiozła mnie do Warszawy i spędziła ze mną pierwszy, zapoznawczy tydzień – pomogła mi osiągnąć pewność siebie i ogólnie odnaleźć się w nowej sytuacji. Chodziło nawet o tak błahe sprawy jak to, gdzie znaleźć dobrą kawiarnię, jak kupić bilet na metro czy jak dojechać na uniwersytet.
Warszawa wydawała mi się małą, brzydką, europejską wioską. Wychodząc z metra patrzyłam się na stalinowski budynek Pałacu Kultury i Nauki, wspominałam Rosję i tęskniłam. Brakowało mi motywacji, motywacji na twarzach przechodniów i w ogóle jakiejś ogólnej atmosfery wolności. Wtedy rzucało mi się to w oczy wszędzie – widziałam to w ludziach, architekturze, przedmiotach. Drażniło mnie, że wszystko było wygodne, komfortowe i do bólu nieskomplikowane – precyzyjne rozkłady jazdy komunikacji miejskiej, zadbane wnętrza uniwersytetu, geometria przestrzeni publicznych, szkło i beton biurowców, wśród których wciąż wyróżniały się pozostałości starego, znienawidzonego przez Polaków systemu, i wszystko to, czego tak bardzo w samych sobie nie lubili.
Syryjski uchodźca o Polsce: "Najbardziej rasistowski kraj na świecie"
Zmuszałam się do uczęszczania na zajęcia, na których praktycznie nikt niczego nie rozumiał. Znajomość języka polskiego była wymogiem formalnym, jednak nauczyciele z pobłażliwością odnosili się do, nieuprzejmego skądinąd z naszej strony, braku zaangażowania w choćby najprostszą dyskusję. Po zgoła miesiącu zrozumiałam, że tak dalej być nie może. Co piątek i sobotę – bo właśnie w te dni budzi się nocne życie Warszawy – chodziłam do pubów zlokalizowanych wzdłuż głównej turystycznej ulicy. Prześlizgiwałam się między bramkarzami – jako że wpuszczają tylko osoby powyżej 18 lat, wcielałam się w postać czarującej młodej idiotki i szybko znajdowałam sobie „klientów”. Potrzebowałam tylko rozmowy. Gdy tylko wyczerpywały się tematy – płaciłam za siebie i znikałam, nie pozostawiając żadnych na siebie namiarów. Po paru tygodniach mogłam już swobodnie brać udział w dyskusjach na zajęciach, a pod koniec semestru – zapisać nawet pięć kartek A4 z obu stron. Tak stałam się głodną wiedzy, upartą i zawzięta studentką.
Warszawa drażniła mnie jednak coraz bardziej. Na początku starałam się zlać z tłumem, mniej mówić, a więcej się przyglądać. Ale później całą duszą zapragnęłam buntu i pokazania wszystkim kibicom, ponurym pracownikom biurowym i eleganckim polskim babciom, że to ich „warszawskie życie” to największe nieszczęście, jakie tylko można sobie wyobrazić. Uporczywie nie chciałam stać się częścią tego stołecznego mechanizmu, w którym nie było miejsca dla wzajemności, niewinnych flirtów w metrze, barwnego makijażu i mojego zamiłowania do zwijania własnoręcznie papierosów z filtrów, bibułek i tytoniu w wagonach tegoż metra. O ile moja ukochana Moskwa wydawała mi się fontanną energii, wciągającą w wir wszystkich, nawet tych najbardziej zatwardziałych, o tyle maleńka Warszawa, z jej ledwo dwoma milionami mieszkańców, raczej wydawała się parodią stolicy.
Dlaczego nie wrócę? Tekst Polaka z UK bije rekordy popularności
Uświadomienie sobie tego, co to znaczy być Rosjanką w Warszawie, przyszło mi nie od razu. Dopiero po paru miesiącach po raz pierwszy poznałam z autopsji, co to jest rusofobia w Polsce. Pojawiła się ona w prywatnych rozmowach z niektórymi wykładowcami i zagranicznymi studentami, zwłaszcza w rozmowach o polityce. Punkt kulminacyjny nadszedł w momencie, gdy zostałam nazwana „ruską prostytutką” w jednym z klubów nocnych. Podobne określenie można usłyszeć także w Rosji, ale mając 17 lat poczułam się tym mocno dotknięta. Zamaskowana rusofobia okazała się o wiele straszniejsza od pojedynczych uszczypliwych komentarzy, o czym dowiedziałam się znacznie później.