Styl życia

Po czym klepałem Victorię (cz. 20)

Jak przebić Paula. Redaktor, a niepoważny. Po czym klepałem Victorię. Kureczka przychodzi nocą.

Poprzedni odcinek: Latający pracownik "Overgroundu" (cz. 19)

Kiedy wracam po pracy do domu marzę o tym, żeby było cicho, żeby nie było Paula, bo już sama jego obecność za ścianą mnie drażni. Niestety, Paul ostatnio częściej przebywa w domu niż w pracy. Kiedy wracam, facet zaczyna biegać po swoim pokoju, tupie niemiłosiernie, jakby tańczył oberka, trzaska licho wie czym itp. Wspominałem już zresztą o tym wielokrotnie. Odpłacałem mu pięknym za nadobne. Tak było i tym razem. Nabrałem przekonania, że robi to złośliwie, choć kiedy się spotykamy w holu, jest niesłychanie miły, a nawet troskliwy.

100 watów załatwi sprawę

Właśnie przyszedł do mnie Kamil powiedzieć mi o tym, że założył sobie polską telewizję i zaproponował, żebym się podłączył. Ponarzekaliśmy wspólnie na pogodę, on na swoje zatoki i tak od słowa do słowa doszliśmy do Paula. Zademonstrowałem Kamilowi, jak hałaśliwie mój sąsiad przemieszcza się po pokoju, jak trzaska czymś, cholera wie czym (ja trzasnąłem drzwiczkami od komody, które po tym już całkiem odpadły), wyjąłem zza tapczanu gitarę i zacząłem głośno grać, a Kamil uderzał dłońmi w biurko i tupał. Przerwaliśmy, u Paula panowała cisza, ale nie trwała długo, bo za chwilę zza ściany, z radia czy z telewizora włączonego na full, popłynęła orientalna muzyka. Jakieś tamburyny, cymbały, flety i zawodzenie w rodzaju: „aunaia aunaiameina auina aoameina unuuuumeina”. Nie miałem czym go przebić – moja wieża kilka dni temu runęła razem z półką.
– Nie martw się, zaraz przyniosę swoją. Sto watów powinno załatwić sprawę.

Nie wszyscy redaktorzy to poważni ludzie

Najpierw puściłem „Purpli”, których poprawiłem Hendriksem. Łomot był taki, że nie słyszeliśmy pukania. W drzwiach jednak nie stał Paul, lecz Victoria i Tadeusz:
– Poje…ło was?! Nie wiecie, która godzina?! Ludzie chcą spać!
– wrzeszczał, choć wyłączyliśmy muzykę. – Dorośli ludzie! Myślałem, że redaktorzy są poważniejsi i bardziej odpowiedzialni!
– Jak widzisz, nie wszyscy – bąknąłem.
Prawdę mówiąc bardziej byłem zaskoczony słowotokiem Tadeusza niż jego wizytą. Zawsze grzeczny, wręcz usłużny, mrukliwy, rzadko słyszałem, żeby się odzywał. Jeśli już, to bardzo cicho.
Victoria uznała sprawę za wyjaśnioną i poszła do siebie, a ja z Kamilem wyjaśnialiśmy Tadkowi przyczynę hałasu.
– Trzeba było tak od razu mówić – uspokoił się, ale tylko na moment, bo jego złość zwróciła się teraz przeciwko sąsiadowi zza ściany.

Tadeusz jako przedmurze


To, co powiedział Tadeusz, brytyjskie sądy kwalifikują jako nawoływanie do waśni na tle religijnym i rasowym. Rezygnując z cytowania, bo mogłoby ono być niebezpieczne, dość powiedzieć, że Tadeusz uznał to wszystko za próbę narzucenia nam obcej wiary, i tu zrobił obszerny wykład o islamie, zaznaczając co pewien czas, że musimy się przeciwstawiać w każdy możliwy sposób. Coś w rodzaju przedmurza. Tadek skończył wreszcie te swoje brednie, powiedział, że musi pójść na moment do siebie, ale zaraz wróci. Nie miałem żadnych wątpliwości po co. Miałem rację. Kiedy wrócił, z kieszeni szlafroka wystawała mu butelka „Bell\’sa”.
– Co tak mało? – zapytał Kamil, bo w butelce było mniej niż połowa zawartości. – Wychlałeś po drodze? Podobno ludzie chcą spać. Czy poważni ludzie piją o tej porze? Do pracy przecież idziesz rano.
– No nie, jutro sobota, to mogę zacząć robotę trochę później. Zresztą ile tego jest.

Z Victorii nie ma pożytku


Przesiedzieliśmy przy tej butelce może godzinę, nie dłużej. Rozmowa toczyła się głównie wokół naszego domu i lokatorów. Tadek powiedział, że Victoria zamierza się wyprowadzić, bo denerwuje ją ten bałagan na podwórzu – wstyd jej zapraszać znajomych.
– A niech się wyprowadza, i tak nie ma z niej żadnego pożytku – machnął ręką Kamil.
– A niby jaki pożytek miałby z niej być? – zapytałem znając oczywiście odpowiedź.
– Ty może masz, bo do ciebie nieraz zachodziła i to prosto z kąpieli, w samym ręczniku – zauważył Kamil i zapytał: – To co, masz pożytek?
– Nie mam.
– Nie mów, że jej nie dotknąłeś?
– Dotknąć dotknąłem, a właściwie poklepałem.
– Poklepałeś? Jak to? A po czym?
– Po plecach.
– Po plecach?! Po gołych przynajmniej?
– No pewnie, że po gołych.
– Mocno?
– Niemocno, tak średnio.
– Ale masz świra – babę po plecach klepać, ja nie mogę. A jaką ma skórę?
– Kto?
– No przecież nie ja.
– Nie wiem, nie sprawdzałem.
– Mówiłeś, że klepałeś ją po plecach.
– Klepałem, a nie głaskałem.
– Nie, no ja nie mogę – przychodzi do niego laseczka owinięta w ręcznik, a on buch ją w plecy. Cha, cha, cha. No ciekawe to jest muszę ci powiedzieć. A może kobiety ci się nie podobają? Może ty ich nie lubisz?
Kamil był wyraźnie podpity, choć ilość spożytego przezeń alkoholu absolutnie tego nie uzasadniała. Chyba jednak coś pamiętał, bo następnego dnia mnie przeprosił.

Kim jest Kureczka?


Dwa dni później, w nocy z 1 na 2 kwietnia, wydarzyło się coś, co powinienem opisać. Około godziny 1.00 w nocy, zmęczony przerzucaniem kanałów tv, zasnąłem. Nie wiem jak długo trwałem w objęciach Morfeusza, w każdym razie poczułem, że ktoś mnie odkrył i mocno tarmosi, pokrzykując: – Wstawaj ch… i mów szybko, gdzie jest Romek i jego dziwka?!
Nade mną pochylała się atletycznie zbudowana blondynka o urodzie braci Mroczków, z serialu „M – jak miłość”.
– Jaki Romek? – zapytałem wystraszony.
– Kureczka skur…synu!
– Jaka kureczka?
– Mój mąż, Roman Kureczka. Nazwisko takie! A ja jestem Barbara Kureczka – jego żona.
– Chyba kurweczka – pomyślałem.
Roman Kureczka to Romek z parteru, a kobieta, która mną poniewierała to jego żona, która niespodziewanie przyjechała z Glasgow, gdzie pracuje w firmie sprzątającej. Ma kilka dni wolnego, więc przyjechała niespodziewanie w odwiedziny. Romana nie było w domu, bo na dwa dni pojechał do Colchester, gdzie montuje jakiś bojler. Zapomniał powiedzieć o tym żonie, a jego współlokatorzy, którzy wcześniej wypili z panią Basią kilka szklaneczek whisky z colą, zażartowali, że jest z dziwką u mnie. Pani Basia uwierzyła w to niestety i stąd ta nocna wizyta. Sporo czasu zajęło mi przekonywanie mojego gościa, że Romek nie ma dziwki, ale chyba się udało, bo Basia zeszła na dół i już nie wróciła. Całe szczęście, że następny prima aprilis dopiero za rok.

Janusz Młynarski

author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj