Płatna kolacja z premierem i tenis z burmistrzem. Tak torysi zbierają pieniądze na kampanię

15 tys. funtów za stolik, minimum 500 funtów za pojedyncze miejsce na uroczystej kolacji z udziałem premiera Camerona, a także licytowanie prywatnych spotkań z czołowymi politykami. W ten sposób Partia Konserwatywna zbiera fundusze na nadchodzące majowe wybory.

Bilety na uroczyste kolacje różnią się ceną w zależności od tego, kto uświetni stolik swoją obecnością. Najdroższe stoliki mają zapewnioną kompanię ze strony jednego z 21 ministrów, tańsze o 5000 funtów miejsca uświetniają swoją obecnością urzędnicy w randze sekretarzy ministerstwa. Osoby, które zadowolą się najtańszymi miejscami, będą musiały również zadowolić się obecnością konserwatywnych posłów z tylnich ław.

W podobny sposób konserwatyści zbierali pieniądze w zeszłym roku. Wówczas żona rosyjskiego bankiera kupiła mecz tenisa z Borisem Johnsonem i Davidem Cameronem za 160 tys. funtów.

Bogaci przedsiębiorcy i lobbyści chętnie uczestniczą w tego rodzaju imprezach, ponieważ zdają sobie sprawę, że wybór konserwatystów leży w ich interesie. Główny konkurent, czyli Partia Pracy zapowiada podwyższenie podatków, które udrzą w najlepiej sytuowanych Brytyjczyków. Dlatego też w zeszłym roku wpływy do kasy laburzystów od indywidualnych darczyńców wyniosły 14,4 miliona funtów, a konserwatyści w tym czasie zebrali 10 mln funtów więcej.

Dla równowagi, torysi znacznie gorzej radzą sobie z zebraniem ludzi, którzy przeprowadziliby kampanię. Partia Pracy może liczyć na znacznie więcej wolontariuszy, którzy rozdają ulotki, czy przekonują swoje otoczenie do głosowania na wybraną partię. Gdy Konserwatyści ogłosili podobną akcję do sztabu zgłosiło się zaledwie 150 osób.