Życie w UK
Felieton: Wybory do rady dzielnicy to nie Eurowizja
Historia Polski pokazała nam już, że braliśmy udział w takich wyborach, w których przyszli rządzący i tak byli już wybrani, a głosy, które wrzucaliśmy do urn i tak nie zmieniały wyników, a byliśmy jedynie masą, która miała pokazać, że wybory odbywają się demokratycznie. Ale, jak już wspomniałam, to historia.
Teraz mamy inną rzeczywistość, inny czas, a dla nas – Polaków w UK – zupełnie inne miejsce, w którym przyszło nam teraz żyć, pracować, odprowadzać podatki i… na szczęście również głosować.
Polonia w UK pokazała, że nie ignoruje swoich reprezentantów nawet w tak kiczowatym i pozbawionym smaku muzycznego, festiwalu, jakim jest Eurowizja.
Oddaliśmy tysiące głosów, ale polityczna poprawność nakazała je zignorować i zamanifestować swoje przywiązanie do takich haseł nowoczesnej Europy jak „supertolerancja” i „gender promotion”.
Głosy Polonii zostały zignorowane i na ołtarzu „sztuki” (przez bardzo małe „s”). Nasze głosy jakąś tajemną „Sztuczką” (musiała być przez bardzo duże „S”) rozpłynęły się we mgle. Nie wygrały polskie dziewczyny, wygrał anorektyczny „paniopan”.
Ale to tylko Eurowizja. Jeśli Donatan i Cleo są utalentowani, dadzą sobie radę w przyszłości, może za rok będzie nas reprezentował niedosłyszący? Przecież jeśli nie wygra, nowoczesna Europa okaże się zaściankowa, nieczuła na inność i nie szanująca niepełnosprawności. Ale do rzeczy.
Głosowanie 22 maja do rad dzielnicy to nie Eurowizja. To realne wybory, w których startuje wielu Polaków, dlatego nie strzelajmy sobie w stopę, nie SMS-ujmy. Tu liczą się nasze realne głosy. Tu liczymy się my!