Życie w UK
Partia Pracy może dostać „cios w plecy”. Szef związków stawia warunki dalszej współpracy
Po przegranych wyborach parlamentarnych, dymisji Eda Milibanda i niepewności dotyczącej tego, kto ostatecznie zdecyduje się wystartować w wyścigu o przywództwo, władze laburzystów mają kolejny probelm. Szef związków zawodowych Unite, Len McCluskey stawia ultimatum. Jeżeli nowy szef partii będzie zbyt liberalny pod względem gospodarczym, związkowcy przeniosą poparcie na inną siłę polityczną.
„Wybory duże wyzwanie dla Partii Pracy. Musi zademonstrować, że jest głosem zwyczajnych ludzi pracy” uważa związkowy przywódca i dodaje, że jego środowisko musi przemyśleć kwestię sojuszu z partią, a zależy to od tego, czy „pojawi się właściwy lider” w wyścigu o przywództwo.
Poparcie nie ma znaczenia tylko wizerunkowego. Związku zawodowe przekazują na rzecz partii politycznych całkiem spore dotacje. W ciągu ostatnich pięciu lat, gdy szefem laburzystów był Ed Miliband, jego partia otrzymała 13,5 miliona funtów.
Dzisiaj coraz głośniejsze są opinie, zgodnie z którymi związki powinny dzielić poparcie pomiędzy kilka sił politycznych. Pierwszą siłą, która skorzystałaby na nowym podziale środków, byliby zapewne szkoccy nacjonaliści, ponieważ w kwestiach gospodarczych są oni znacznie bardziej radykalni od laburzystów.
„Ewidentnie Alex Salmond okopał się po lewej stronie sceny politycznej i reprezentuje radykalne skrzydło, o którym Partia Pracy nie pamiętała przez wiele lat. Z kolei Nicola Sturgeon jest niewiarygodnie silnym politykiem i liderem, a to co mówi dokłdanie współbrzmi z głosem zwykłych szkockich robotników” tłumaczy McCluskey, sugerując, że już wkrótce pieniądze związkowe mogą zasilić konta innych partii.