Życie w UK
Obiecanki cacanki a wyborcom…
– Za rok lub dwa znajdziecie swój Londyn w Warszawie, Biłgoraju czy Łomży – obiecywał nam Donald Tusk podczas wizyty na Wyspach przed wyborami w 2007 roku. Na półmetku jego rządów sprawdzamy, jak sobie radzi z dotrzymywaniem słowa.
Polacy Online – Portal Polaków w UK >>
Październik 2007. Donald Tusk przylatuje do Londynu zabiegać o poparcie polskich emigrantów. Na spotkanie w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym przychodzi tylu zainteresowanych, że połowa z nich nie mieści się w budynku. Słowa otuchy i odrobina normalności były wtedy czymś, czego chciał posłuchać niemal każdy. I wielu z nas uwierzyło w obietnice, które choć dziś brzmią absurdalnie, jeszcze dwa lata temu były dla wielu ludzi pełnymi nadziei. Redakcja „Polish Express” na półmetku rządów Donalda Tuska przypomina jego obietnice sprzed dwóch lat i sprawdza, czy i z których się wywiązał. Sprawdzian dla szefa rządu wypadł bardzo blado…
– Zwiększymy pomoc rządu dla konsulatów w Anglii. Rodaków jest sto razy więcej niż pięć lat temu, a konsulów wciąż tylko kilku. Tak mówił przyszły premier przed tłumem wiwatujących Polaków. Wiedział, co mówi – większość mieszkańców Wysp była zwyczajnie odcięta od usług konsularnych przez gigantyczne kolejki oczekujących na załatwienie sprawy. Dodzwonienie się pod numer graniczyło z cudem. Czy coś się od tamtej pory zmieniło? Niestety, nic, a niektórzy odnoszą wrażenie, że jest jeszcze gorzej.
Gdy jesienią 2007 roku do Londynu przyjechał nowy konsul generalny Robert Rusiecki, przez chwilę wydawało się, że będzie on człowiekiem, który zaprowadzi w konsulacie szybki porządek. I nawet widać było pierwsze przebłyski normalności – w dziale paszportowym otwarto nowe okienka do obsługi interesantów, do spraw papierkowych oddelegowano więcej urzędników, zniesiono konieczność telefonicznego umawiania się na wizyty, a sam konsul rozpoczął poszukiwania większego budynku, który mógłby pełnić rolę nowej siedziby placówki dyplomatycznej. Plany były ambitne, lecz Robert Rusiecki szybko przestał pełnić swoją funkcję, a konsulat stracił rangę generalnego na rzecz nowo otwartej placówki w Manchesterze. Przy okazji liczbę etatów w dziale paszportowym zredukowano o połowę.
Szczytem goryczy dla polskich emigrantów był sierpień tego roku, gdy w konsulacie zepsuła się telefoniczna centrala. Przez kilka tygodni dodzwonienie się graniczyło z cudem, a Ministerstwo Spraw Zagranicznych zastanawiało się, czy naprawa lub wymiana urządzenia w ogóle wchodzi w grę. Po niemal miesiącu udało się wygospodarować sumę 20 tysięcy funtów na załatwienie problemu. Niesmak jednak pozostał.
Więcej w papierowym wydaniu Polish Express
Tomasz Ziemba / Fot. GETTY IMAGES