Życie w UK
Niebezpieczny Sylwester na Wyspach
W sylwestrową noc karetka pogotowia była wzywana w Wielkiej Brytanii co 7 sekund – alarmuje Daily Mail
Nie będzie referendum w sprawie euro >>
W niektórych regionach ratownicy przewidzieli, jak będzie wyglądał Nowy Rok na Wyspach i zawczasu ustawili na ulicach "imprezowe autobusy", w których pomagano w mniej poważnych przypadkach. Część telefonów pod numer 999 nie miała związku z wypadkami – ratowników pytano między innymi, czy Nowy Jork leży w Ameryce i która jest tam godzina informuje gazeta.pl powołując się na Daily Mail.
W Essex aresztowano tak wielu pijanych imprezowiczów, że wszystkie 200 tymczasowych cel w mieście zostało zapełnionych. Policyjne samochody musiały odwozić kolejnych więźniów do pobliskiego Kent.
W Walii doszło do tragedii – ambulans przejechał nietrzeźwego balangowicza. W Reading bawiący się Brytyjczycy zdemolowali karetkę, podczas gdy ratownicy pomagali chłopcu, który musiał być odwieziony do szpitala w samochodzie rodziców.
W Londynie ambulans był wzywany najczęściej. Wśród wielu pijackich pomysłów, które dostarczyły pracy ratownikom na zanotowanie zasługuje bitwa na butelki w Chalk Farm.
Takiej liczby wezwań szpitale nie zanotowały od sylwestrowej nocy 2000/2001. Wielu witających Nowy Rok Brytyjczyków stało się ofiarami wywołanej alkoholem przemocy. Inni zamarzali na ulicach miast w pijackim transie, jeszcze inni trafili do szpitalu z powodu nadużycia alkoholu.
Do tak wielu krwawych wydarzeń doszło na Wyspach, mimo że 2/3 Brytyjczyków spędzało w tym roku Sylwestra w domowych pieleszach. Badanie przeprowadzone przez jedną z firm ubezpieczeniowych tuż przed 31 grudnia wykazało, że zaledwie jeden na ośmiu mieszkańców Wysp planował bawić się w pubie lub klubie. Na imprezie pod gołym niebem w centrum Londynu zgromadziło się 700 tysięcy ludzi.