Życie w UK
“Nie żałuje tego, co zrobiłem” – architekt Brexitu zabrał głos i tłumaczy dlaczego stawia się ponad prawem
Trwa kryzys w brytyjskim rządzie. Jeden z najważniejszym doradców premiera Johnsona, nazywany "architektem Brexitu", Dominic Cummings miał złamać zasady obowiązującej kwarantanny w trakcie pandemii koronawirusa i to wielokrotnie.
Jak jeszcze w weekend informowały brytyjskie media jego żona zachorował na Covid-19. Cummings łamiąc zakazy dotyczące wychodzenia z domu i przemieszczania się po kraju, wziął swoją żonę i czteroletniego syna i pojechał do domu w Durham na północy Anglii. W sumie przejechali ponad 430 kilometrów.
Brytyjskie media, zarówno te sprzyjające lewej stronie sceny politycznej, jak i prawej, nie miały litości dla szarej eminencji gabinetu Borisa Johnsona. Słusznie i ostro krytykowano postawę Cummingsa i zwracano uwagę na podwójne standardy. Wydawało się, że podzieli on los profesora Neila Fergusona i Catherine Calderwood, głównej doradcy naukowej szkockiego rządu, którzy w podobnych okolicznościach złamali zasady lockdownu i ostatecznie zrezygnowali ze swoich stanowisk.
Stało się jednak zupełnie inaczej. W mediach społecznościowych w obronie stanęli ministrowie rządu Johnsona. Michael Gove napisał w sobotę, że "troska o swoją żonę i dziecko to nie przestępstwo". W niedzielę pojawiły się informacje z których wynikało, że Cummings w innych przypadkach również łamał zasady lockdownu. Brytyjczycy zaczęli zbierać podpisy pod petycjami o odwołanie jednego z najważniejszych doradców BoJo, a komentatorzy zwracali uwagę na podwójne standardy. Wieczorem tego samego dnia w jego obronie stanął sam szef brytyjskiego rządu. "Zachował się zgodnie z instynktami każdego ojca i rodzica" – tłumaczył Johnson, na co opinia publiczna zareagowała kolejną falą krytyki.
W dniu wczorajszym Dominic Cummings zorganizował konferencję prasową i zabrał głos w sprawie, którą od kilku dni żyją całe Wyspy. "Nie żałuję tego, co zrobiłem" – mówił Cumminga nie przepraszają za swoje zachowanie i nie wyrażając żadnej skruchy. "Nie myślę, że stanowię wyjątek i że jest jedna zasada dla mnie, a inna dla pozostałych osób. Myślę, że to, co zrobiłem, było w tych okolicznościach rozsądne".
Jeden z najważniejszych doradców rządowych przyznał, że powinien zabrać głos w tej sprawie znacznie wcześniej. Zaznaczył jednak, że zrobił to, co najlepsze dla swojej rodziny. "Zasady opisują różne wyjątkowe okoliczności, w których ich przestrzeganie może być niemożliwe. Nie mówią, że w każdych okolicznościach powinieneś zostać w domu. Mówią, że są pewne okoliczności, w których nie będzie można stosować się do tych zasad. I wydawało mi się, że byłem w takich wyjątkowych okolicznościach" – wyjaśniał.
W dodatku Cumming dementował niektóre z doniesień "Maila" i "Guardiana" oraz tłumaczył swoją obecność w Barnard Castle, turystycznej miejscowości niespełna 50 km od Durham. Zaznaczył również, ze nie zaoferował złożenia rezygnacji. Niemniej, w obliczu jego postawy swoją rezygnację złożył Douglas Ross, jeden z członków rządu Borisa Johnsona.