Styl życia

„Nie patrzcie na mnie z góry” – Brytyjka tłumaczy, dlaczego już w pierwszy dzień poluzowania lockdownu ruszyła na zakupy do Primarka

Fot. Getty

„Nie patrzcie na mnie z góry” – Brytyjka tłumaczy, dlaczego już w pierwszy dzień poluzowania lockdownu ruszyła na zakupy do Primarka

Primark Konsumcpjonizm

Młoda Brytyjka poczuła się w obowiązku odpowiedzieć wszystkim internetowym hejterom, którzy skrytykowali jej poranne wyjście do Primarka 12 kwietnia, czyli w dniu otwarcia w UK sklepów non-essentials. Kobieta uświadomiła nieżyczliwym jej ludziom, że zakupy w Primarku w pierwszym możliwym terminie nie zawsze stanowią przejaw bezmyślnego konsumpcjonizmu, ale czasem są czynnością zwyczajnie nieodzowną –  zwłaszcza, gdy w domu jest małe dziecko. 

Wszyscy widzieliśmy długie kolejki przed sklepami Primarka, które zaczęły się tworzyć we wczesnych godzinach porannych 12 kwietnia (w pierwszym dniu poluzowania obostrzeń w UK, w którym otwarte zostały m.in. sklepy non-essentials, salony kosmetyczne i siłownie). I pewnie wielu z nas krytycznie skomentowało to, co zobaczyło, zarzucając „rannym ptaszkom”, czekającym na otwarcie sklepów sieci, bezmyślny konsumpcjonizm i ignorowanie wciąż ciężkiej sytuacji epidemicznej w kraju. Z negatywnymi komentarzami spotkała się też Rebecca Tidy, która w poniedziałek z samego rana ruszyła do sklepu popularnej odzieżówki, o czym poinformowała na swoim koncie na Instagramie, umieszczając zdjęcie z 3-letnim dzieckiem i opatrując go opisem „Wstałam wcześnie na wielkie otwarcie Primarni”. 

 

 

 

Hejt w internecie

Młoda mama nie musiała długo czekać, by wylała się na nią typowa fala internetowego hejtu. Internauci zarzucili jej nie tylko brak refleksji odnośnie wciąż groźnego koronawirusa, ale też pokazywanie złych wzorów dziecku poprzez uleganie konsumpcjonizmowi. Rebecca Tidy postanowiła jednak, że nie zostawi negatywnych komentarzy bez odpowiedzi i wyjaśniła na łamach serwisu „Metro”, dlaczego musiała szybko udać się do Primarka i dlaczego nikt nie powinien jej w związku z tym oceniać. „Podobnie jak wiele innych osób czekających na otwarcie drzwi [Primarka], moja trzyletnia córka Mabel i ja rozpaczliwie potrzebowałyśmy zaopatrzyć się w niezbędne rzeczy, od bielizny i zwykłych białych T-shirtów, po niedrogie gumki do włosów i piżamy. Mabel wyrosła z prawie wszystkich swoich kamizelek, a jej stare bluzy są już raczej za małe i poplamione” – poinformowała młoda mama. I dodała: „Niedopuszczalne jest krytykowanie innych, jeśli nic się nie wie o ich sytuacji życiowej. A ja nie brałam udziału w świątecznej wyprzedaży w Selfridge i nie polowałam na 10-stopniowy, koreański program pielęgnacji skóry czy nawet na najnowszego iPhone'a. Wielu moich znajomych i członków rodziny przypomniało mi, że sklep jest oskarżany o płacenie niskich wynagrodzeń i fatalne traktowanie swoich zagranicznych pracowników. Takiego kogoś, jak ja, kto bardzo zwraca uwagę na nierówności społeczne i sprawiedliwość, naprawdę boli, że ludzie tak otwarcie kwestionują moją moralność. Chciałabym móc robić zakupy u bardziej etycznego dostawcy, ale niestety nie stać mnie na zapłacenie wyższych cen (…) Jako osoba dość świadoma zdaję sobie sprawę z krytyki – całkowicie słusznej – tej „szybkiej mody”. Nietrudno jest zauważyć, że jest to złe dla środowiska i nierozerwalnie związane z wątpliwymi praktykami [w dziedzinie] zatrudnienia. Ale będąc samotną matką i dziennikarką – freelancerką, mam niezwykle napięte finanse”. 

author-avatar

Marek Piotrowski

Zapalony wędkarz, miłośnik dobrych kryminałów i filmów science fiction. Chociaż nikt go o to nie podejrzewa – chodzi na lekcje tanga argentyńskiego. Jeśli zapytacie go o jego trzy największe pasje – odpowie: córka Magda, żona Edyta i… dziennikarstwo śledcze. Marek pochodzi ze Śląska, tam studiował historię. Dla czytelników „Polish Express” śledzi historie Polaków na Wyspach, które nierzadko kończą się w… więzieniu.

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj