Praca i finanse

Najlepsi z najlepszych

Po hydrauliku nadszedł czas na polskiego taksówkarza. Okazuje się, że kierowcy znad Wisły wykazują się wyjątkową orientacją w terenie i zostawiają brytyjskich kolegów daleko w tyle.

Najlepsi z najlepszych

 

Po hydrauliku nadszedł czas na polskiego taksówkarza. Okazuje się, że kierowcy znad Wisły wykazują się wyjątkową orientacją w terenie i zostawiają brytyjskich kolegów daleko w tyle.
To nie przechwalanie się naszych kierowców – ich zasługi docenił fachowy magazyn branżowy „Private Hire & Courier”, który opublikował kilkustronicowy raport na temat londyńskich taksówkarzy. Autorzy tekstu sugerują, że symbolem solidności przestaje być już tylko i wyłącznie polski hydraulik. Również nasi szoferzy cieszą się coraz większym uznaniem, a właściciele największych korporacji taksówkarskich otwarcie mówią, że są to najlepsi pracownicy, jakich można sobie wymarzyć.
– Jeśli mógłbym mieć załogę złożoną tylko i wyłącznie z polskich kierowców, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – mówi dla magazynu Maurice Fine, szef korporacji GLH. – Wykazują się wyjątkową etyką zawodową, znakomitą orientację w terenie i są ekspertami od fachowej obsługi klienta – nie kryje zachwytu.
Praca kierowcy w Londynie nie należy do łatwych. Coraz rzadziej chwytają się jej Brytyjczycy, gdyż wymaga ona ogromnej wiedzy i poświęcenia. Najlepsi kierowcy muszą znać na pamięć wszystkie ulice miasta, nie tylko te główne, ale również boczne, mało uczęszczane. To właśnie one są ratunkiem w razie korków czy objazdów. Niektórzy szoferzy uczą się na pamięć map, a wolny czas spędzają na jeżdżeniu po dzielnicach miasta i poznawaniu nowych skrótów.
– Jeśli nikt z UK nie będzie już chciał wykonywać pracy taksówkarza, zawsze możemy liczyć na chętnych do pracy fachowców z Krakowa – podkreśla branżowy magazyn.
Kurs za 450
– Jak zostać zawodowym kierowcą i trafić do prestiżowej korporacji, czy idzie z tego wyżyć oraz jaka jest recepta na sukces w tym zawodzie? – O tajemnicach tego zawodu rozmawiamy z londyńskim taksówkarzem Tomisławem Cysarczykiem.
 
Jak to jest z wami, polskimi taksówkarzami. Faktycznie jesteście tacy dobrzy?
– To wszystko prawda, co się o nas mówi. Jesteśmy po prostu najlepsi. Mimo pozorów to bardzo ciężka praca i wielu ludzi ucieka z tego zawodu. Każda firma przyjmie z otwartymi rękami kierowców, zwłaszcza tych z Polski. Po prostu wyrobiliśmy sobie markę.
 
Dlaczego tak mało ludzi myśli o podjęciu tej pracy?
– Pojawiło się na rynku wiele firm, które oszukiwały swoich pracowników, niestety również Polacy padli ich ofiarą. Zarabiali marne grosze, a szefowie wmawiali im, że na rynku jest olbrzymia konkurencja. Mało kto wierzy, że można w tym zawodzie zarobić przyzwoite pieniądze. Radzę od razu spróbować w renomowanej korporacji, wtedy unikniemy wielu przykrych doświadczeń.
Ale z pewnością nie będziemy jeździli typowymi, londyńskimi taksówkami, jakie znamy z brytyjskich ulic…
– Oczywiście, że nie. Na tym rynku są dwa rodzaje firm taksówkarskich. Pierwsze to właśnie te z daleka rozpoznawalne, które mogą zabierać klientów prosto z ulicy. Tam bardzo ciężko dostać pracę i nie słyszałem jeszcze, aby udało się to jakiemuś Polakowi. Gdy słyszą, że kandydat nie jest Brytyjczykiem, często nawet nie chcą dać mu aplikacji. Sam pracuję jako kierowca caba, przewożę klientów, którzy wzywają nas na telefon.
 
W jaki sposób trafił pan do korporacji?
– Wcześniej pracowałem jako kurier, przewoziłem samochody do salonów na terenie Wielkiej Brytanii. Musiałem zdobyć licencję na przewóz osób – pamiętam, że egzamin był bardzo trudny, ciężko było przejść przez te sito. Ale udało się.
 
Ile godzin dziennie trzeba pracować, aby zarobić przyzwoite pieniądze?
– Spędzam w pracy od 10 do 12 godzin na dobę, pracuję nocami. Ale nie oznacza to, że jeżdżę bez przerwy. Czas mojej pracy poprzeplatany jest krótszymi lub dłuższymi przerwami. Po prostu loguję się do sytemu i centrala widzi mój pojazd jako dostępny, oczekujący na zlecenie. Dostaję je, gdy jestem w pobliżu wzywającego akurat taksówkę klienta.
 
Wystarczy trochę szczęścia, i zlecenia sypią się same?
– To nie jest prawda. Każdy nasz pojazd jest monitorowany przez centralę korporacji. Fachowcy obserwują, jakimi jeździmy trasami i natychmiast wiedzą, czy są to tylko główne drogi, czy może kierowca wykazuje się innowacyjnością i zna mniej popularne, szybsze trasy. Jeśli jeździmy tylko na podstawie wskazań GPS-a, nigdy nie dostaniemy poważniejszego kursu. Po prostu klient musi mieć gwarancję, że dojedzie na czas.
 
Trafiają się VIP-y?
– Tydzień temu odbierałem z hotelu Enrique Iglesiasa. To była dosyć zabawna sytuacja. W większości przypadków zanim przyjadę do klienta, znam jego nazwisko i wiem, dokąd będziemy jechać. Tym razem było inaczej. Mało tego, nie mogłem podjechać pod sam hotel na Marble Arch, więc zatrzymałem się za rogiem. Weszło do samochodu sześć osób, byli w ciemnych okularach – prawdopodobnie, by nikt ich nie rozpoznał na ulicy. Jeden z nich zaczął coś śpiewać po hiszpańsku i dotarło do mnie, że skądś znam ten głos. Zerknąłem w lusterko i wtedy zorientowałem się, kogo wiozę.
 
Taki klient to przypadek, czy codzienność?
– Często wożę prezenterów telewizyjnych albo lokalne gwiazdy estrady i nawet nie mam pojęcia, że jest to ktoś znany. Mój kolega wiózł niedawno byłego kanclerza Niemiec Helmuta Kohla. Pamiętam też sytuację, gdy za moim samochodem pędził na motocyklach tłum papparazich. I znów wyszło na jaw, że moim klientem jest znany aktor.
Da się chociaż miło porozmawiać z klientami?
– Różnie z tym bywa. Anglicy mają wrodzone zdolności do narzekania i bywa, że wszystko po kolei im się nie podoba. Najgorzej, gdy taka osoba wyciąga telefon i dzwoni przy kierowcy ze skargą do firmy. To bardzo irytuje i dekoncentruje, choć osobiście jeszcze mi się to nie zdarzyło. Codziennie sprawdzam też komunikaty o remontach ulic i jeżdżę tak, aby uniknąć korków czy objazdów. Ale niektórzy klienci upierają się, że chcą jechać swoją trasą i nie dają sobie wytłumaczyć, że będzie dłużej i drożej.
 
No właśnie, można przyzwoicie zarobić na taksówce?
– Zależy, jakie kursy przydzieli nam centrala. Jeśli wyrobimy sobie opinię fachowca, możemy dostać bardzo opłacalne zlecenia. Nierzadko za jeden przejazd kasuję 200-250 funtów. Niektórzy koledzy z firmy zarabiają jeszcze więcej. Jeden z nich zarobił na jednym kursie aż 450 funtów. Wiózł do Edynburga malutką, ale bardzo ważną przesyłkę, musiała dotrzeć tam w ciągu sześciu godzin. Zadanie szalenie odpowiedzialne, bo nie można pozwolić sobie na jakiekolwiek opóźnienie.
 
To są zarobki. Na pewno są też koszty, takie jak zakup auta, eksploatacja…
– Kolega z mojej korporacji kupił sobie właśnie nowe auto za 70 tysięcy funtów. Ale to nie jest wymóg, można też liczyć na auto służbowe. Płaci się wtedy za najem pojazdu, ale odpadają przy okazji koszty napraw. Najlepiej mają jednak kobiety. Jest ich naprawdę mało w naszym zawodzie i firma robi wszystko, aby przyciągnąć ich jak najwięcej. Mogą liczyć na najem auta bez żadnych opłat.
 
Pięknie i kolorowo, ale jest też zapewne mniej ciekawa strona tego zawodu.
– Na pewno irytujące dla niektórych kierowców bywają mandaty. Można wziąć kurs wart osiem funtów, a przy okazji zgarnąć kilka mandatów na łączną sumę kilkuset funtów. Wystarczy wysadzić pasażera na podwójnej linii ciągłej czy przekroczyć prędkość, a kamery już wszystko rejestrują. Muszę się pochwalić, że sam nie dostałem jeszcze ani jednego mandatu.
 
Wielu kierowców próbuje pracy na własną rękę, wręczają znajomym wizytówki. Czy to rozbija wasz rynek?
– Londyński rynek jest tak ogromny, że paru nielegalnych taksówkarzy nie jest w stanie nam zaszkodzić. Znacznie gorsze mogą być konsekwencje dla pasażera, który skorzysta z takiej oferty. Proszę sobie wyobrazić, że w trakcie podróży dojdzie do wypadku. Żadna firma ubezpieczeniowa nie wypłaci nam wtedy odszkodowania. To samo dotyczy legalnych taksówkarzy, którzy pokusiliby się wziąć klienta z ulicy. Jeśli jego wezwanie nie zostało odnotowane w centrali, również popełniamy poważne przestępstwo i policja mogłaby za to nas surowo ukarać. •
 
Rozmawiał: Tomasz Ziemba
Wrogość
W miejscowości Bishop Auckland taksówkarze umieszczali na swoich samochodach naklejki, stwierdzające, że dany pojazd jest prowadzony przez Brytyjczyka. Władze miasta wydały polecenie zdjęcia owych naklejek. Polscy taksówkarze zeznają, iż taksówkarze nie będący Brytyjczykami są źle traktowani przez brytyjskich kolegów z branży i oskarżani o to, iż pracują zbyt długo, w efekcie odbierając klientów miejscowym. Warto wiedzieć, iż taksówkarzom z UE wolno pracować w swoim zawodzie w Wielkiej Brytanii pod jednym warunkiem. W ciągu 12 miesięcy od przyjazdu są zobowiązani do zdania angielskiego egzaminu z prawa jazdy.
 
author-avatar

Przeczytaj również

Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Rishi Sunak wypowiada wojnę „braniu na wszystko zwolnienia lekarskiego”Pracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoPracownicy Amazona utworzą związek zawodowy? Dostali zielone światłoGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryanairze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Holenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejHolenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnej
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj