Styl życia

Mongoł – król stepu

„Mongoł” to nominowana do Oscara w kategorii „najlepszy film obcojęzyczny” koprodukcja rosyjsko-kazachska, zrealizowana w języku mongolskim.





Głównego bohatera (pod tytułowym Mongołem kryje się Temudżin, przyszły Dżyngis-chan) gra japoński aktor Tadanobu Asano. W jego brata krwi, Dżamukę, który stanie się głównym wrogiem – wcielił się chiński gwiazdor Sun Honglei. Reżyser i współscenarzysta Siergiej Bodrow jest Rosjaninem, który zdobył kiedyś światowy rozgłos filmem „Jeniec Kaukazu”, uwspółcześnioną adaptacją opowiadania Tołstoja. Był też współscenarzystą francusko-rosyjskiego hitu „Wschód-Zachód” („Est-Ouest”), twórcy „Indochin” Regisa Wargniera. Do Oscara film został zgłoszony przez kraj koproducenta, Kazachstan, by Rosjanie mogli zgłosić jeszcze jeden film – „12” Nikity Michałkowa – wariację największej tamtejszej reżyserskiej gwiazdy na temat „12 gniewnych ludzi” Sidneya Lumeta, która także zdobyła nominację w tej samej kategorii. Oprócz nich, w innej kategorii, nominowany był jeszcze film animowany Aleksandra Petrowa, wykonany techniką malowania na szkle. Rosjanie podkreślają, że w tym roku po raz pierwszy w historii aż trzech rosyjskich reżyserów jednocześnie było nominowanych do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej. Trochę tu za dużo bezkrytycznej fascynacji duchowością „żyjących bliżej natury”. „Dzikich” (wcielonych w Mongołów, wersja „simple”, ekologiczna) i dziedziczącego „mądrość starożytnych ksiąg Wschodu” (wcielonego w buddyjskich mnichów, wersja „sophisticated”), ale to newage’owa choroba naszych czasów, która się po prostu w tym filmie odbija bez szczególnie złych intencji. Choć niechcący ujawnia, że „pokojowy” buddyzm, robiący dziś światową karierę za sprawą udanego marketingu XIV Dalajlamy, jest po prostu wentylem bezpieczeństwa, dającym możliwość terapeutycznego azylu dla osób i grup, których codzienna egzystencja oparta jest na nieustannej agresji (tyle, że w dzisiejszym świecie chodzi o agresywną i wyniszczającą rywalizację ekonomiczną). Trudno nie mieć wrażenia, że fundusze na to widowisko udało się zgromadzić trochę ze względu na tkwiące w nim możliwości propagandowe, mianowicie wzbudzanie podziwu i akceptacji dla silnej, jednoczącej, nawet przemocą, władzy (w domyśle i między wierszami: rosyjski model prezydencki). „Mongoł” sprawdza się jednak bardzo dobrze jako efektowne epickie widowisko rozgrywające się w nieznanej europejskiemu widzowi scenerii niekończącego się głuchego stepu, wśród nomadów, którzy przyciągają uwagę samą swoją egzotyką. Dynamicznie zrealizowany, dobrze opowiedziany i zagrany, z tych względów naprawdę wart zobaczenia. Dziwi trochę tym, że kończy się w momencie zjednoczenia zwaśnionych i toczących nieustanne wewnętrzne walki, Temudżin, zostaje Chanem wszystkich Mongołów, Dżyngis-chanem. Z jednej strony taki był zamysł twórców, z drugiej pozostaje niedosyt, bo w sumie chciałoby się zobaczyć, jak on następnie zbudował to imperium, o którym mówi się nam tylko jednym zdaniem w napisach na końcu filmu.






Jarosław Pietrzak
[email protected]



author-avatar

Przeczytaj również

AI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonAI pomoże w karaniu kierowców rozmawiających przez telefonSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzętaSpłoszone konie na ulicach Londynu. Ranni ludzie i same zwierzęta34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtów34 500 osób musi zwrócić zasiłek lub grozi im kara do 20000 funtówKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyKE zadecyduje o przyszłość tradycyjnej wędzonej kiełbasyDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćDyrektor londyńskiej szkoły wprowadza 12-godzinny dzień zajęćW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni CelsjuszaW ciągu trzech dni spadek temperatur o 15 stopni Celsjusza
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj