Życie w UK

Matka, jest tylko jedna

Migawka z Polski: poznański Sąd Okręgowy odebrał matce dziecko zaraz po porodzie. Przyczyna? Pracownica opieki społecznej doszła do wniosku, że kobieta nie poradzi sobie z wychowaniem dziecka.

Matka, jest tylko jedna

 

 
 
To nic, że wraz ze swoim partnerem wychowała już troje – i to najwyraźniej zupełnie nieźle. Dzieciaki wyglądają na zdrowe i zadbane. Tylko trochę smutne. Nie potrafią pojąć, czemu ich siostrzyczkę sąd chce oddać obcym ludziom. Kamera pokazuje wnętrze wiejskiego domu – ani bogate, ani biedne. Ot, dom, jakich tysiące, jeśli nie setki tysięcy stoi rozsianych po całej Polsce. Czysty. Ale, jak wyjaśnia urzędniczka, która decyzję o odebraniu praw rodzicielskich nad Różą wydała, czasami panuje w nim nieporządek. Pracownica opieki społecznej widziała na stole okruchy. Jezus Maria, pomyślałem podrywając się na równe nogi i dalejże pucować blat stołu. Tak na wszelki wypadek. Nie chcę, żeby o przyszłości moich dzieci decydowała bezduszna machina sądowa, żeby dzieciństwo upłynęło im na tułaniu się po bidulach na przemian z rozpaczliwymi próbami zapuszczania korzeni w rodzinach zastępczych. Kocham moje dzieci. Ale to żaden argument. Jeśli nie wierzycie, zapytajcie rodziców Róży. Wystarczy na nich spojrzeć: jeszcze wczoraj żyli spokojnie, nie wadząc nikomu (a to już więcej niż można powiedzieć o niejednym z nas), a dzisiaj stoją bezradni w obliczu absurdalnej niesprawiedliwości i próbują zrozumieć, dlaczego? Było mi ich żal. Powiem wprost – wzbudzili moje zaufanie. Pani urzędniczka – wręcz przeciwnie.
Może byłbym ostrożniejszy w wyrażaniu sądów, gdyby nie świadomość, że marnuje się czas i pieniądze, podczas gdy prawdziwe ofiary są powoli zamęczane na śmierć w domowych katowniach i dopiero, kiedy ktoś znajdzie ciała w plastykowych beczkach, podnosi się wrzask, że tak dalej być nie może.
Historia numer dwa: mieszkanka Łodzi rok temu zgłosiła się do agencji pośredniczącej w kojarzeniu matek zastępczych z małżeństwami pragnącymi dziecka. Znaleźli się chętni do wynajęcia wyżej wzmiankowanej pani w roli matki-surogatki (nazwa obrzydliwa co się zowie, ale nich tam), podpisano stosowne papiery, wypłacono należne pieniądze, niemałe zresztą, po porodzie dziecko przekazano szczęśliwym nabywcom, sprawa zamknięta. Chociaż nie całkiem. Bo oto nagle wynajęta surogatka zażądała zwrotu dziecka, twierdząc, że jest ono jej własnością. Co więcej, chce o nie walczyć przed sądem. I zgodnie z obowiązującym prawem ma duże szanse wygrać tę sprawę. Przecież jest matką, a matka jest tylko jedna.
Dla przypomnienia, mówimy o kobiecie, która sprzedała swoje dziecko. Nikt jakoś nie zapytał, jak to o niej świadczy? Może zamiast dawania kolejnych dzieci w ramach „widzimisię”, sąd powinien jej wszystkie dzieci odebrać? Dla ich własnego dobra i w imię żywotnych interesów społecznych? Bo kto mi zagwarantuje, że cała ta afera, to straszenie sądem i odebraniem dziecka, ten nieoczekiwany atak matczynej miłości nie ma na celu wymuszenia kolejnej sumy pieniędzy?
Podniosły się głosy, że takie historie będą się powtarzać tak długo, jak nieuregulowana będzie w polskim prawie cywilnym sytuacja matek-surogatek. Zgadzam się całkowicie. Powinniśmy wreszcie zdecydować, czy w Polsce można handlować żywym towarem (w tym wypadku niemowlętami), czy nie. Jeśli nie, to wszystkie te umowy pomiędzy kobietami wynajmującymi swoje brzuchy, a przyszłymi opiekunami dziecka, nie są warte papieru, na którym je wydrukowano. Jeśli zaś chcemy zezwolić na handel żywym towarem… to ciekawe, co na to Unia Europejska. Tak czy siak chciałbym, żeby zaczęto nazywać pewne rzeczy po imieniu.
I jeszcze jedna historyjka: Zrozpaczona Angielka skarży się reporterowi na niesprawiedliwość, jaka ją spotkała. Kiedy zaszła w ciążę, mąż ją opuścił. Nie interesował się dzieckiem, gdy przyszło na świat. Dopiero, poznawszy kobietę wychowującą samotnie dwójkę dzieci, postanowił zaimponować jej pokazując, jakim jest wzorowym ojcem. Wystąpił do sądu o opiekę nad synem. Sąd rozpatrzył sprawę tak jak potrafił, po czym przychylił się do jego prośby, odbierając prawa rodzicielskie matce. Teraz ona widuje swoje dziecko co dwa tygodnie zaledwie przez kilka godzin. Żeby je zobaczyć, musi każdorazowo pokonać dystans 300 mil. Opowiadając o tym kobieta zalewa się łzami. To niesprawiedliwe, mówi. Przecież jestem matką.
Chciałoby się powiedzieć coś krzepiącego, ale jakoś nic nie przychodzi do głowy. Chciałoby się wykrzesać z siebie jakiś ludzki odruch, pochylić nad cudzym nieszczęściem, ale i to przychodzi z trudem. Bo na każdą skrzywdzoną przez sąd matkę mógłbym wyciągnąć z tłumu dziesięciu albo i dwudziestu skrzywdzonych przez sąd facetów, którzy toczą ze swoimi eks-partnerkami boje o prawo do widywania córki lub syna. O wychowywaniu ich nawet nie wspomnę. I są to boje z góry skazane na niepowodzenie, bo wciąż powszechna jest opinia, że ojcostwo to rodzaj fanaberii, podczas gdy macierzyństwo to powołanie. Pewnie, bywa i tak. Ale bywa też na odwrót. I o tym mówi się już rzadziej. Żeby nie urazić matki. Gdyż ta, jak wiadomo, jest jedna.
 
Dariusz Zientalak
 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UKUrzędnik Home Office aresztowany za „sprzedaż” prawa do pobytu w UK
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj