Życie w UK
Londyńczycy zapłacili 130 tys. funtów za armatki wodne, których nie można używać
Boris Johnson wydał z miejskiej kasy 90 tysięcy funtów na zakup wyprodukowanych w Niemczech armatek wodnych. Dodatkowe 40 tysięcy kosztował transport sprzętu do londyńskiej siedziby Scotland Yardu. Inwestycja nie budziłaby kontrowersji gdyby nie fakt, że Sekretarz Stanu, Theresa May, zgody na dopuszczenie armatek wodnych do użytku przez służby policyjne jeszcze nie podpisała.
Burmistrz Londynu utrzymuje jednak, że kupując teraz używany sprzęt, skorzystał po prostu z okazji – nowe armatki byłyby bowiem droższe o prawie dwa miliony.
Tego typu broń jeszcze nigdy nie była w Wielkiej Brytanii używana, ale eksperci stołecznej policji orzekli, że może być ona niezwykle przydatna w sytuacji podobnej do zamieszek ulicznych z 2011 roku. Burmistrz decyzję poparł pomimo głosów sprzeciwu niektórych przedstawicieli służb mundurowych.
Po uzyskaniu ministerialnej aprobaty, każdorazowe użycie armatek będzie musiało zostać zatwierdzone przez przewodniczącego komisji etycznej – Lorda Carlie.
Rzecznik burmistrza oświadczył, że zakupu dokonano po tym, jak władze niemieckie zagroziły, że sprzedadzą armatki komu innemu, jeśli decyzja o zakupie nie zostanie przez stronę brytyjska parafowana do 1 czerwca.
Scotland Yard zapewnia, że „broń pozostanie w magazynach, dopóki decyzja o możliwości jej użycia nie zostanie podpisana”.