Życie w UK
List od Czytelnika: „Pracownicy są nękani i zastraszani do tego stopnia, że po prostu boimy się odzywać”
Zakaz rozmów w języku polskim wydawany przez brytyjskich pracodawców na Wyspach jest już niemal normą. Niestety coraz częściej też dochodzi do absurdalnych sytuacji, w których Polacy – gdy nie ma wśród nich innych nacji – muszą komunikować się między sobą także w języku angielskim, a za porozumiewanie się w języku polskim są surowo karani.
Zakaz komunikowania się w języku polskim w pracy jest jak najbardziej zasadny, gdy wśród pracowników znajdują się osoby, które go nie rozumieją. Wtedy już kultura osobista wymaga, aby porozumiewać się w języku zrozumiałym dla wszystkich w danej grupie. Dlatego też brytyjscy pracodawcy wprowadzają nakaz komunikowania się w języku angielskim w firmach, aby nikt nie czuł się wykluczony, ani pominięty w rozmowie oraz aby usprawnić przepływ informacji.
Niestety nakaz ten przybiera też absurdalne wymiary, gdy pracodawcy lub menadżerowie wymagają od swoich pracowników przestrzegania go także na przerwach lub wtedy, gdy w grupie komunikujących się osób nie ma innych nacji. Przykład wyjątkowo restrykcyjnego przestrzegania tego nakazu w jednej z firm w Blackpool opisał nasz czytelnik w liście nadesłanym do redakcji. Niestety sytuacja jest o tyle poważna, że Polacy nawet boją się odezwać w swoim języku ojczystym, aby nie stracić pracy.
Pracowniczka linii Wizzair obraziła Polkę na lotnisku w Liverpoolu: „Fucking Polish people”
Poniżej publikujemy treść nadesłanego listu:
„Mieszkam od roku w Blackpool w hrabstwie Lancashire, ogółem od 6 lat mieszkam w Anglii. Od jakiegoś czasu pracuję w firmie SPS w Blackpool. W naszej fabryce od kilku dobrych lat obowiązuje zakaz posługiwania się językiem polskim w naszej społeczności, wyłączając tylko miejsce kantyny. Pracuję na jednym z działów fabryki i to tutaj sytuacje, do których dochodzi, są już na tyle poważne, że można by było podpiąć je pod paragraf o dyskryminację i rasizm.
Przede wszystkim chodzi o jednego z menadżerów mojego działu, który nadmiernie wykorzystuje ten fakt i często przekracza swoje kompetencje. Na każdym jego kroku musimy uważać, czy nie znajduje się w pobliżu. Pracownicy są nękani i zastraszani do tego stopnia, że po prostu boimy się odzywać, ze względu na to że każdy z nas wie, jakie są tego konsekwencje.
Przytoczę wam krótką historię na temat pewnej osoby, która jakiś czas temu pracowała tutaj z agencji pracy na jednym z działów fabryki, i krótko mówiąc jakiś czas później została zwolniona za rozmowy po polsku. (Ta osoba może to potwierdzić).
Wróćmy do wyżej wymienionego menadżera, który to dość często chodzi i nam o tym zakazie przypomina w sposób wręcz upokarzający dla nas i nieadekwatny do jego stanowiska. W fabryce pracują nie tylko Polacy, ale i inne nacje, i gdy tylko pracujemy w mieszanym składzie, to nasza komunikacja odbywa się po angielsku, wiadomo żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony i urażony.
Dlaczego więc, jak tylko jesteśmy sami, zabrania nam się komunikacji w naszym ojczystym języku? I tutaj też chciałbym udać się do was po pomoc. Zdecydowałem się na ten krok, gdyż uznaję, że tak nie może być i trzeba to zmienić, to jest pogwałcenie naszych praw i godności.
Dobrze rozumiem, jakie mogą być konsekwencje mojego listu do was, gdy to wyjdzie na jaw, ale chęć i zażenowanie całą sytuacją są ode mnie silniejsze.”