Styl życia
List od Czytelnika: Polak został zaatakowany przez Brytyjczyka w pracy! Policja nie reaguje
Do redakcji Polish Express napisał Polak, który został w pracy zaatakowany przez Brytyjczyka. Niestety z relacji naszego rodak wynika, że jego pracodawca również nie zareagował właściwie i stara się zatuszować całą sprawę.
„Piszę do Was, bo już nie wiem, kto może mi pomóc w sytuacji, w jakiej się znalazłem. Pracowałem w jednym z budynków w centrum Nottingham. 25-go kwietnia tego roku zostałem zaatakowany i pobity na klatce schodowej budynku w miejscu mojej pracy. Zaatakował mnie inny pracownik, Anglik pracujący wraz z grupą elektryków, syn jednego z "supervaisorów". Mijaliśmy się nie raz w pracy bez słowa. Tamtego dnia przed atakiem również nie padły żadne słowa w trakcie padło "fucking polish".
Mężczyzna ten schodząc ze schodów uderzył mnie kilkakrotnie pięciami w twarz. Upadłem, straciłem prawdopodobnie przytomność, kiedy stanął lub skoczył na moją głowie w butach roboczych. Świadkowie, którzy przerwali ten atak, byli przerażeni. Wszystko zostało zgłoszone menadżerowi i ochrona chciała wezwać policję, jednak menadżer zaprotestował. Kazał mi się uspokoić i wysłał do domu. Tego samego dnia zgłosiłem przestępstwo na policję w trakcie poczułem się źle, ambulans zabrał mnie do szpitala.
List od Czytelnika: Co stanie się po Brexicie z Polakami mającymi kredyty hipoteczne w UK?
Dwa dni później przekazałem policji szczegóły, kontakt do świadków, a kolejnego dnia wskazałem miejsce przebywania osoby, która mnie zaatakowała… na to wszystko mam dowody i świadków. Jednak świadek, który ma największą wiedzę, nie został nadal przesłuchany przez policję. 1 czerwca policjant prowadzący sprawę poinformował mnie, że nie mogą znaleźć i ustalić sprawcy, ponieważ nie znają nazwiska. Chcę wspomnieć, że do budynku każde wejście i wyjście jest odnotowywane przez ochronę. Jest monitoring.
Mój menadżer zna wszystkie dane personalne i firma również. Firma za wszelką cenę stara się zataić fakt i HR menadżer poinformował mnie, że mimo iż świadek potwierdził zgłoszenie do menadżera i samo zdarzenie, które przedstawiłem itd. mój Menadżer zaprzecza i dla nich sprawa jest zamknięta.
Zamachowiec poderżnął gardło 32-letniej kobiecie, gdy jadła kolację w restauracji w Londynie!
Ofiara w UK nie ma tutaj, żadnych praw tak naprawdę, nawet po takim bestialskim ataku. Nie można na policję składać wniosków o przeprowadzenie śledztwa, nie przysługuje żadne wsparcie prawne, jedynie wsparcie psychologa i pouczenie, jak unikać zagrożenia lub ataków. Ponadto drugi raz po tym, jak rozmawiałem z policją , w środku nocy o 3 i 4 nad ranem dzwoni do mnie pijany Anglik supervaisor po kilka razy. Nigdy wcześniej się ze mną nie kontaktował i śmieje się w telefon bełkocząc o gulaszu (uważam, że to próba zastraszenia).
Nie sądzę, by policja zrobiła coś w tej sprawie widząc ich opieszałość. Trudno przejść po czymś takim do normalności, tym bardziej, że przechodzę teraz leczenie po operacji ręki, gdzie kciuk nie rokuje powrotu do sprawności, a czeka mnie również operacja nosa i każdego dnia walczę z potwornymi bólami głowy mimo wsparcia farmakologicznego.
Tak naprawdę, nie wiem, gdzie jeszcze udać się po pomoc. Może jeśli Państwo opiszecie sytuację, któraś z osób czytających będzie doświadczenie bądź wiedzę, co zrobić w takiej sytuacji. Tak naprawdę zostaje jeszcze tylko ambasada, z którą mam się skontaktować w przyszłym tygodniu. Czy pomoże, trudno powiedzieć. Zapewne takich jak ja zgłaszających się w tej kwestii o pomoc do Ambasady jest setki. Pozdrawiam. Zdjęcie zrobione po opuszczeniu szpitala."
List od czytelnika – przeczytaj, jak w UK traktują Polaków, obywateli "drugiej kategorii"