Styl życia

Landlord: nie musisz, ale płać!

Jeśli masz na Wyspach Brytyjskich kogoś, kogo szczególnie nie lubisz – możesz rękoma miejscowych urzędników „umilić” mu życie. Oto prosta recepta.

Landlord: nie musisz, ale płać!


Grzesiek przez rok mieszkał w Londynie w typowym londyńskim domu. Dom wynajmował przez pięć lat od angielskiego właściciela Darek, młody chłopak z Polski. Lokal nosił ślady zmieniających się polskich lokatorów – poobijane, najtańsze meble, brudne wykładziny. Podłogi i sufity, które nic nie wiedzą o wynalezieniu poziomicy, ściany jak z papieru, centralne ogrzewanie, które zmusza do spania w czapce. Darek, polski gospodarz, wszelką potrzebę modernizacji, zapowiadającą wydatek choćby jednego funta – opatrywał zawsze taką sama pointą – „Jak ci się nie podoba, to się wyprowadź!”. I dawał ogłoszenie – „…o miłym, tanim pokoju, w czystym domu, z sympatycznymi ludźmi”. Jednak i te oszczędności, zdaniem Darka, były niewystarczające. Postanowił wyprowadzić się z Londynu, do mniejszego miasta. Wiadomo – poza Londynem życie jest tańsze.

Na przeszkodzie kontrakt

Na przeszkodzie jego planom stanął kontrakt z landlordem. Umowa kończyła się w lipcu tego roku. Ale Darek już z Londynu wyjechał, pracował w nowym mieście i wynajął kolejny dom. Szukał więc sposobów, żeby kontrakt przerwać i nie ponieść z tego tytułu żadnych wydatków.
Zaproponował… przejęcie kontraktu Grzegorzowi. – Nagle okazało się, że jesteśmy przyjaciółmi, że ma do mnie zaufanie – wspomina zaskoczony obrotem sprawy Grzegorz.
Rozważał nawet przez chwilę propozycję Darka. – Ale wobec tragicznego stanu domu, zaległych rachunków za jego utrzymanie, wielu niewyjaśnionych spraw i pośpiechu z jakim chciał to zrobić, nie wyraziłem na to zgody – mówi. W międzyczasie landlord, ku zaskoczeniu obydwu, postanowił przeprowadzić remont domu. Mieszkańcy, dostali dwa tygodnie na wyprowadzenie się. Wydawało się, że wszystko szczęśliwie znalazło swój epilog. Jednak to nie koniec…

Płać

W czasie ostatnich dni pobytu, Grzesiek dostał dwa rachunki na swoje nazwisko. Pierwszy – miejscowe wodociągi domagały się od niego zaległej sumy ponad 300 funtów. – Drugi – okazało się, że zalegam także według Ealing Council 130 funtów za tzw. Council Tax Bill! – opowiada Grzesiek.

Skąd mają moje dane?

Skąd oni mają moje dane? – zastanawiał się wówczas Grzesiek. – I dlaczego to mnie te rachunki przesyłają? Zadzwonił do miejskich wodociągów. Zapytał dlaczego to on dostał rachunek. Urzędnik grzecznie odpowiedział mu, że ma jego dane jako następnego płatnika.
– Ale skąd je masz? – dochodził prawdy Grzesiek.
Urzędnik: – No mam…
Grzesiek: – Ale ja nie jestem, ani głównym najemcą, ani landlordem i nie jestem zobowiązany do tego typu płatności.
Urzędnik: – A kto jest?
Grzesiek: – Landlorda nie znam, ale znam ostatniego głównego najemcę…
Urzędnik: – A kto mógłby poświadczyć, że mówisz prawdę?
Grzesiek: – Nie wiem… Chyba agencja, która wynajmowała ten dom!
Urzędnik: – Dobrze. Jeśli się to potwierdzi, to anuluję ten rachunek.

Czyżby po sprawie?

– Jednak ta machina biurokratyczna działa tutaj sprawnie. Wystarczył jeden telefon i wszystko wyjaśnione. Tak sądziłem wówczas – opowiada Grzesiek. Ale spokoju mu nie dawało, skąd dwie niezależne instytucje miały jego dane. Pozostał mu Ealing Council. Grzesiek napisał e-mail. Wyraził zdziwienie nadesłanym na jego nazwisko rachunkiem. Wspomniał o agencji. Podał numery telefonów do niej. Poprosił o wyjaśnienia. Ashilisha, urzędniczka z Ealing Council obiecała się zająć problemem. Wyraziła przekonanie, że rachunek zostanie anulowany i obciążona zostanie właściwa osoba. Grzesiek zapomniał o wszystkim. – Niestety, miesiąc później Ealing Council do starego rachunku dodał mi nowy – wspomina Grzesiek. Kolejny jego list do Ealing Council jest w zasadzie kopią poprzedniego.

To nawet nie początek

Ashilisha odpowiada: „Drogi Grzegorzu, dziękuję ci za list. Kiedy się przeprowadziłeś? I czy możesz przesłać mi swój aktualny adres?” Grzegorz ponownie cierpliwie wyjaśnia, że to nie on powinienem płacić za tax council, że zobowiązany jest do tego landlord albo główny najemca. W odpowiedzi Ashilisha pyta o nazwiska osób, które niegdyś zamieszkiwały z Grzegorzem we wspólnym domu. Ten informuje urzędniczkę, że nie zna tych nazwisk. W odpowiedzi dostaje kolejny rachunek.

Co wystarcza brytyjskim urzędnikom?

Cały czas Grzegorz stara się wyjaśnić, skąd urzędy mają jego dane? Prawda okazuje się banalna. – Chciałem ci pomóc, i jak wyjeżdżałem i likwidowałem wszystko, to w urzędach podałem twoje nazwisko jako następnego płatnika – przyznaje się w końcu Darek. Jak okazuje się, tyle wystarczyło brytyjskim urzędnikom, żeby wystawiać faktury. Następnego dnia po rozmowie z Grześkiem, jak twierdzi Darek, zadzwonił do Ealing Council i wyjaśnił sprawę. Urzędniczka i jemu obiecała, że naprawi pomyłkę.
„Drogi Grzegorzu, dziękuję za e-mail. Chciałabym poinformować cię, że podjęłam formalne działania, poleciłam naszym wizytującym urzędnikom, żeby sprawdzili nieruchomość. Jak poinformowałeś, ten dom jest domem zajmowanym przez wiele osób (HMO). Czy możesz mi przedstawić kopię umowy twojego wynajmu? Będziemy wymagali także kopie umów od innych wynajmujących, mieszkających w tym domu”. Grzegorz znowu przypomina, kto ma pełną wiedzę na ten temat. I informuje, że oprócz kilku kawałków papieru, które są dowodem na to, że płacił za swój pokój, nie ma żadnych innych dokumentów. W odpowiedzi dostaje jeszcze raz… rachunek do zapłacenia. Gubi się i już nie wie czy to kolejny, za następny miesiąc, czy jeszcze to jeden z zaległych? – Nie martw się. Oni cię mogą w d… pocałować. Gdzie cię znajdą, powiedz sam? – pociesza Darek. – Znajdą cię poprzez firmę windykacyjną, wpiszą na listę dłużników. Wejdą na konto i nie będą wnikali, po czyjej stronie jest prawda – ostrzega przed bagatelizowaniem sprawy Andrzej, znajomy, doświadczony pięcioletnim pobytem w Anglii. Zdesperowany Grzegorz pisze, w ostrzejszym tonie, kolejny list do Ashilish – pyta o podstawę prawną, w wyniku której można go obciążać rachunkami i używać jego danych osobowych.

Po blisko trzech miesiącach koniec?

Ashilisha odpowiada: „Drogi Grzegorzu, chciałabym cię poinformować, że skontaktowałam się z landlordem rzeczonego domu w celu ustalenia szczegółów. I jak tylko dostaniemy wymagane informacje, to zrewidujemy stan rachunku”. – Po trzech miesiącach korespondencji, będzie ustalać dopiero to, co powinna zrobić po pierwszym moim proteście! Zawyłem wtedy z oburzenia – wspomina Grzegorz. Ale czy obietnica urzędniczki oznacza rzeczywiście koniec problemu Grześka?

Krzysztof Sowiński
[email protected]

 


author-avatar

Przeczytaj również

Młoda mama dostała w szpitalu nie swoje dzieckoMłoda mama dostała w szpitalu nie swoje dzieckoDo 2040 r. poważnie zachoruje tu 3,7 mln pracownikówDo 2040 r. poważnie zachoruje tu 3,7 mln pracownikówBasti w Londynie! 10 maja święto dla miłośników historii w rytmach hip-hopuBasti w Londynie! 10 maja święto dla miłośników historii w rytmach hip-hopuKlienci Booking.com padli ofiarą oszustów. Stracili mnóstwo pieniędzyKlienci Booking.com padli ofiarą oszustów. Stracili mnóstwo pieniędzyMorderca Polaka twierdzi, że „nie był sobą”, gdy odbierał życieMorderca Polaka twierdzi, że „nie był sobą”, gdy odbierał życieKobieta przywiozła martwego mężczyznę do banku po pożyczkęKobieta przywiozła martwego mężczyznę do banku po pożyczkę
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj