Styl życia
Klątwa chorążego czy przekleństwo orzełka?
Agnieszka Radwańska wracała na korty Wimbledonu z wielkimi nadziejami na medal. Niestety, już w pierwszy meczu musiała uznać wyższość Julii Georges 5:7, 7:6 (7-5), 4-6.
Zawodniczka nie kryła swojego rozczarowania szczególnie, że przegrała z rywalką, którą w tym sezonie bez większych problemów ogrywała. Co było przyczyną porażki drugiej rakiety świata, kreowanej na gwiazdę igrzysk? Na pewno nie to, że podczas ceremonii otwarcia niosła sztandar albo grała bez orzełka na piersi. Po prostu – Georges była w tym meczu po prostu o klasę lepsza. Radwańskiej do wygrania jednego seta potrzebny był tie-break, a w całym spotkaniu grała zbyt pasywnie, brakowało jej agresji, a w odbiorze wyglądała fatalnie. Dość powiedzieć, że jej przeciwniczka zaliczyła aż dwadzieścia serwisowych asów. Ale nie wszystko stracone – Radwańskiej zostały jeszcze dwie medalowe szanse. W mikście powalczy wraz z Marcinem Matkowskim, a w grze podwójnej wraz ze swoją siostrą, Urszulą. Radwańskie przebrnęły już pierwszą rundę pokonując Słowaczki, Dominikę Cibulkovą i Danielę Hantuchovą 6:2, 6:1. Teraz zagrają z Amerykankami – Liezel Huber i Lisą Raymond.