Życie w UK

Jak pani inżynier powodzi zapobiega

Ela skończyła inżynierię ochrony środowiska na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Ofertę pracy w zawodzie znalazła w gazecie, jeszcze w Polsce, trzy lata temu. Dzięki niej mieszka teraz w Bristolu, projektuje drenaże i ocenia potencjalne zagrożenie powodziowe.

Jak pani inżynier powodzi zapobiega

 

Michał Górka
 
Ela skończyła inżynierię ochrony środowiska na krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Ofertę pracy w zawodzie znalazła w gazecie, jeszcze w Polsce, trzy lata temu. Dzięki niej mieszka teraz w Bristolu, projektuje drenaże i ocenia potencjalne zagrożenie powodziowe.
Wcześniej, tuż po studiach, byłam na stażu w śmiesznej firmie „Eko komin” w Krakowie – opowiada Ela. – Nie wiem skąd ta nazwa, bo zajmowali się produkcją worków do oczyszczalni ścieków.
Niczego się tam nie nauczyła. Był to jeszcze jeden ze stażów polegających głównie na parzeniu kawy. Czasem do kogoś zadzwoniła, innym razem polecono jej wypełnić jakieś formularze, albo wysłać korespondencje. Zresztą wkrótce po zakończeniu stażu zakład ogłosił upadłość.
Znalazła kiedyś ogłoszenie w gazecie. Duży amerykański koncern poszukiwał inżynierów ochrony środowiska. Wysłała zgłoszenie.
– Zadzwonili do mnie po pół roku – mówi. – Zaproponowali wyjazd do Anglii na szkolenie dla audytorów pracujących przy usuwaniu azbestu. Miałam potem wrócić do Polski, gdzie firma miała swój oddział. Tak się złożyło, że zostałam.
Do Bristolu przyjechała w październiku 2004 roku. Była to jej pierwsza poważna praca w życiu. Musiała się nauczyć obycia z ludźmi.
– Nagle znalazłam się w biurze, gdzie wszyscy mówili po angielsku. Czułam się dziwnie – wspomina.
Azbest wyszedł
Głównym problemem było dla niej początkowo specjalistyczne, techniczne słownictwo. Chociaż skończyła studia z tytułem magistra inżyniera, to w szkole uczyli ją wszystkiego po trochu. No i oczywiście po polsku. W Anglii przeszła szkolenie w dziedzinie wykrywania azbestu, dostała odpowiedni certyfikat i tak rozpoczęła się jej kariera. Azbest w budownictwie stosowano powszechnie od początku lat 50. do połowy 80. ubiegłego stulecia. Potem okazało się, że jest szkodliwy dla zdrowia, może powodować m.in. śmiertelnego raka płuc. Brytyjskie przepisy mówią, że jeśli ktoś chce przebudowywać albo burzyć budynki skonstruowane bądź poddane generalnemu remontowi w tym okresie, musi się upewnić, że usunięto stamtąd zabójczy azbest. Wyszkolona przez Anglików Ela dobrze wiedziała, gdzie może się znajdować zagrożenie. Pani inżynier musiała używać maski, kombinezonu i rękawiczek. Pobierała próbki, które następnie wysyłane były do szczegółowej analizy. Jeśli wykryto azbest, na miejsce przyjeżdżała ekipa specjalistów zajmujących się jego usuwaniem. W ten sposób pracowała półtora roku. Potem nagle okazało się, że azbestu nigdzie już nie ma. Usuwano go od wielu lat, aż zniknął. Kariera „w azbeście” – szczególnie ulubionym przez naszych rodaków zarabiających kiedyś krocie w USA – dobiegła końca.
 
Przepraszam,
czy nadchodzi powódź?
Pięcioosobowy oddział, w którym pracowała Ela, rozwiązano. Zaproponowano jej przejście do działu inżynierii wodnej w tym samym przedsiębiorstwie
– Miałam o tym mgliste pojęcie – mówi. – Jestem przecież inżynierem ochrony środowiska, a nie inżynierii wodnej. Na początku było ciężko. Po raz kolejny pojawiły się nowe, angielskie terminy specjalistyczne. Teraz to nie wiem, jak się niektóre rzeczy nazywają po polsku, znam tylko angielskie określenia.
Dołączyła do dwuosobowego zespołu. Jeden z kolegów jest inżynierem zajmującym się szacowaniem potencjalnego zagrożenia powodziowego. Drugi jest specjalistą od drenażów. Obaj bardzo sympatyczni, chętnie służyli pomocą w sprawach, w których Ela sobie nie radziła. Z czasem, gdy poznała regulacje prawne, normy i terminologię, było coraz łatwiej.
– Siedzę w biurze zawalona papierami, jak przystało na inżyniera – śmieje się Ela.
Obecnie zajmuje się projektowaniem drenażu dla szkoły, przygotowuje też opinię na temat zagrożenia powodziowego na terenie zajezdni autobusowej pod Londynem. Mówi, że satysfakcję daje jej świadomość, że ktoś według jej projektu zbuduje coś pożytecznego.
– Zobaczyłam, jak wygląda wiele rzeczy od technicznej strony – mówi. – Ciągle się rozwijam, zdobywam doświadczenie.
A branża jest perspektywiczna. Dużo się przecież mówi o zagrożeniu związanym z globalnym ociepleniem. Topniejące lody arktycznych lodowców mają spowodować podniesienie się poziomu wód. Przed przystąpieniem do jakiejkolwiek budowy należy wszystko sprawdzić i ocenić zagrożenie. Pracy dla ludzi takich jak Ela na pewno nie zabraknie.
 
Perlisty uśmiech
nieboszczyka
Firma dla której pracuje to duży amerykański koncern. Ma kilka biur w Anglii, m.in. w Londynie, Bristolu, w Manchesterze. Ela opowiada, że często mają ubaw, gdy dostają e-mailem zarządzenia z centrali w Nowym Jorku.
– Kiedyś przyszła niezwykle poważna wiadomość o śmierci jednego z wielce zasłużonych dla rozwoju firmy bossów, chyba nawet jednego z założycieli. Załączono zdjęcie, na którym facet uśmiechał się szerokim, perlistym, typowo amerykańskim uśmiechem. Bardzo nas to rozbawiło – opowiada Ela.
Innym razem otrzymali z Ameryki zarządzenie na temat tego, jakie stroje mogą nosić do pracy. Tymczasem w jej zespole panuje raczej luźna atmosfera. Ludzie ubierają się zupełnie normalnie. Ela nie musi – jak to robiła w Polsce na stażu – wyciągać kolczyków, które nosi w wardze i w języku. Zarządzenie potraktowano z przymrużeniem oka.
Mimo, że stanowisko poważne, to płaca wcale nie jest rewelacyjna. Ela wylicza, że po odliczeniu podatku i składki na fundusz emerytalny zarabia mniej więcej 1200 funtów miesięcznie. Podobno w konkurencyjnych firmach można zarobić lepiej, ale ona dostrzega jednak duże możliwości rozwoju zawodowego i awansu, więc nie zamierza na razie zmieniać pracodawcy. Zbliża się czas podwyżki, której wysokość zależna jest od wkładu wniesionego do zespołu. Ela zastanawia się, ile dostanie. Nie orientuje się zupełnie, jak wygląda sytuacja i zarobki w jej branży w Polsce. Do kraju i tak nie chce wracać. Dlaczego?
– Dobrze mi jest tutaj – mówi po chwili namysłu. – Czuję większą swobodę. Chcę doskonalić język i zdobywać doświadczenie, które pozwoli mi kiedyś się uniezależnić. Może otworzę własną firmę? Jeśli już, to dopiero za kilka lat.
W Bristolu poznała Piotrka, który pracuje w fotolabie. Byli sąsiadami, mieszkali dwie ulice od siebie. Teraz wynajmują wspólnie one bedroom flat w nieco zwariowanej dzielnicy, gdzie mieszka dużo Jamajczyków.
– Bristol to fajnie, zielone miasto – mówi pani inżynier. – Jestem zadowolona.
author-avatar

Przeczytaj również

Huragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyHuragan Nelson uderzył w Dover. Odwołane i opóźnione promyLaburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Laburzyści wycofają się z surowych przepisów imigracyjnych?Mężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuMężczyzna z ciężarną żoną spali w aucie przez pleśń w mieszkaniuPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiPolscy producenci drobiu odpowiadają na zarzuty brytyjskich instytucjiTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieTrwa obława na nożownika z Londynu. Jego ofiara walczy o życieWynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!Wynajem mieszkania w UK tańszy niż rata kredytu? Niekoniecznie!
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj