Styl życia

“Jak było z prostytutką, a jak ze szczurami” (cz. 82)

Torba z głową w środku. Płacz zza ściany. Dziewczyna zmienia szatę. Coraz mniej tajemnic.

 

 
Bardzo bym nie chciał, żeby moją opowieść – tak jak niegdyś Rumuni – zdominowali Węgrzy. Cokolwiek jednakby nie powiedzieć, zarówno jedni jak i drudzy mocno zaznaczyli się, i zaznaczają, w dziejach „naszego angielskiego domu”.
Ostatnio dostałem maila o takiej treści: „Napisz wreszcie jak było z tą prostytutką Sandy? Jak to jest ta czarna z Ealingu, to ja ją znam”. Odpowiadam: Jeśli ją znasz, to po co mam Ci pisać, jak było?
O Sandy i o tym jak było, owszem, napiszę, ale nie mam na razie nastroju, a poza tym uważam, że „węgierski sekret” jest ważniejszy. Pomimo to pociągnę jeszcze szczurzy wątek, by mniej lub bardziej płynnie przejść do węgierskiego.
 
* * *
 
Kuzyn landlorda, Ahmed ogłosił wszem i wobec, że dom został dokumentnie zderatyzowany i nie ma prawa być w nim nic żywego poza ludźmi. Zauważyłem nieśmiało, że nieżywi ludzie też się mogą w nim pojawić. Spojrzał na mnie przeciągle i spytał, co to ma znaczyć. A ja akurat byłem po wizycie u lekarza i ten powiedział mi, że jeśli nic nie zrobię ze swoim cukrem, to dalsze odcinki będzie musiał pisać ktoś inny, chyba że będę to kontynuował z tamtego świata. Pocieszające było jedynie to, że nie zejdę z tego łez padołu w boleściach, lecz zapadnę w śpiączkę ketonową, co według niego może się zdarzyć w każdej chwili przy takim poziomie glukozy we krwi. Nie piszę o tym po to, żeby wzbudzać współczucie, lecz dlatego, żeby bardziej odpowiedzialni niż ja czytelnicy nie lekceważyli symptomów cukrzycy. O tym jednak innym razem, przy założeniu, że będę jeszcze mógł. W każdym razie Ahmed się zaniepokoił, ale pocieszyłem go, że przykro by mi było pozbawiać jego kuzyna dochodu, dlatego podkręcę dietę. Ahmed przypomniał sobie, że ta, którą stosowałem była dość dziwna, bo np. pijąc kawę bez cukru zagryzałem batonikiem i to niejednym, niestety. Podobnie zresztą postępuje mój brat – pije kawę czy herbatę bez cukru, bo chce zrzucić kilka kilogramów, ale do tego zjada pięć solidnie polukrowanych pączków.
 
* * *
 
Z bratem spotykam się niemal codziennie na kawie i dominuje właściwie tylko jeden temat – Węgrzy. Wymyślił on nawet kilka tez, ale raczej humorystycznych. Na przykład taką, że ci Węgrzy pracują w węgierskiej gazecie, wydawanej w Londynie i też piszą serial pt. „W naszym angielskim domu”, w związku z tym wynajmują w nim pokój, żeby móc o nim pisać. I co, mądre to? Teza kolejna: Dziewczyna jest świadkiem koronnym, a facet, który z nią pomieszkuje jest jakimś oficerem łącznikowym i ochroną jednocześnie. To by tłumaczyło jej zachowanie, a szczególnie to chowanie twarzy, małomówność i strachliwość. No, ale świadek koronny nie mieszkałby w małym, tanim pokoiku i miałby lepszą ochronę. Chociaż, dlaczego nie? Może to tak dla niepoznaki? Jednak od trzech dni Węgier się nie pojawiał. Brat wyraził przypuszczenie, że dziewczyna mogła go zgładzić. Teraz tylko trzeba ją obserwować, czy przypadkiem nie wynosi jakichś toreb, w których ma zapakowanego tego Węgra, w częściach oczywiście. Kiedy tak sobie spekulowaliśmy, zobaczyliśmy przechodzącą koło nas Węgierkę. Miała na ramieniu średniej wielkości damską torbę.
– Głowa się tam spokojnie zmieści – ocenił fachowo brat.
– Wynosiłeś kiedyś ludzką głowę w takiej torbie?
– Chyba nie.
Torba zwisała na ramieniu luźno jak ucho spaniela, a przy tym była równie jak ono płaska.
– No tak, głowy może tam nie ma, ale mogą być uszy. Może miał za duże – najpierw uszy, potem głowa.
Muszę przyznać, że brzmiało to logicznie, albowiem gdyby uszy były za duże, mogłyby wystawać z torby i wówczas wszystko by się wydało. Z drugiej jednak strony, to normalne, że torba ma ucha, toteż nikt by nie zauważył.
– A może właśnie nie zauważyliśmy? – zastanawiał się brat.
Nie powiem, że chęć rozwikłania „węgierskiej zagadki” przerodziła się u mnie w obsesję, ale ta ciekawość nabywa już charakteru patologicznego. Zastanawiałem się już nad tym, czy aby nie zainstalować jakiegoś podsłuchu, no ale niechby się wydało – sąd pewny! A swoją drogą, jakie to głupie – za przykładanie ucha do ściany nic nie grozi, ale za pomocą sprzętu już tak. Jeszcze głupszy był pomysł z kamerą. Miałem zamiar zamontować ją na długim kiju, wysunąć przez okno i zatrzymać nad ich oknem, bo tak się składa, że zarówno ja jak i oni mamy okna w dachu. Niestety, podglądanie też jest karane, a poza tym, gdybym wyszedł na ten stromy dach i na przykład w tym czasie zapadł w śpiączkę, niechybnie bym spadł i się zabił.
– Ale dzięki tej śpiączce nie wiedziałbyś o tym, że się zabiłeś – przytomnie zauważył brat.
Prawie cały dzień przesiedziałem w domu przed komputerem. Było piekielnie duszno, więc drzwi do holu były dość szeroko uchylone. Dochodziła dwudziesta i właśnie usłyszałem kroki na schodach. Dziewczyna. Przemknęła do swojego pokoju, szybko zamknęła za sobą drzwi, dwukrotnie przekręciła zamek od wewnątrz, a po trzech minutach wyszła. Nie było jej godzinę i czterdzieści dwie minuty – prowadzę rejestr jej wyjść i wejść. Tym razem w pokoju przebywała 20 minut i znów wyszła. Wróciła po godzinie, ale już z Węgrem – musiał mieć głowę, bo słyszałem jak mówił. Chyba że jest brzuchomówcą. Tym razem jednak byłem do podsłuchiwania przygotowany – buty na gumie, więc poślizg nie wchodził w rachubę, żadnego przykładania szklanek, wystarczy ucho, dostęp do ściany też był wygodny – poprzesuwałem wszystkie manele, mimo to nie obyło się bez szkód, choć nie takich, jak poprzednim razem.
Zawsze w emocjonujących momentach lubię zapalić papierosa. I zapaliłem, ale przy okazji podpaliłem plakat z Batmanem, od którego zajęła mi się broda. Ale co tam, nie szkodzi. I tak ją miałem przystrzyc, bo była trochę za długa. Plakat uratowałem tłumiąc ogień ścierką do odkurzania. I wszystko bez hałasu!
Niezrażony pożarem kontynuowałem inwigilację. Słuchałem, słuchałem, słuchałem i co usłyszałem? Ano to, że Węgier rozmawia z Węgierką po… angielsku. Niestety, niewiele zrozumiałem, jakieś pojedyncze słowa. Sądząc z tonu coś jej tłumaczył, wstawiając od czasu do czasu: „fu***ing”. Mówił szybko, ale z jakimś dziwnym akcentem, a ona zaczęła płakać i szlochając mówiła, ale zrozumiałem tylko fragment jednego zdania: „moje życie”.
Na podstawie tych trzech słów trudno zbudować jakąś hipotezę. W trakcie tej rozmowy facet otwierał drzwi i zamykał, robił tak co chwilę, dlatego też doszedłem do wniosku, że sprawdzał, czy ktoś nie podsłuchuje. He, he. Musiałbym być naprawdę notorycznym idiotą, żeby stać pod ich drzwiami, skoro mam u siebie w pokoju cieniutką ścianę. Inną sprawą jest, że gdyby nie włączyli telewizora, usłyszałbym więcej. A więc coś już wiemy. To znaczy to, że facet nie jest żadnym Węgrem, ale dziewczyna jest Węgierką, bo kiedyś podsłuchałem jak rozmawiała z kimś przez telefon właśnie po węgiersku, a ja akurat te słowa znam: „nem” i „nem tudom” – „nie” i „nie rozumiem” (w znaczeniu: „nie słyszę”). No i ta intonacja, charakterystyczna dla tego języka.
Następnego dnia wieszałem pranie na zewnątrz i zobaczyłem ją zmierzającą w kierunku domu. Udawałem, że jej nie widzę. Kiedy znalazła się w pobliżu mnie, usłyszałem „cześć”. Odpowiedziałem dość obojętnie i dalej robiłem swoje, ale zauważyłem, że była inaczej ubrana. Inne dżinsy i inna góra – dżinsowy żakiet ze skórzanymi aplikacjami, sznurowany na plecach. „Pewnie dostała wypłatę” – przeszło mi przez myśl. To było przed południem, a po południu poszedłem na kawę. Kiedy tak siedziałem sącząc powoli tę stawiającą na nogi ciecz, dosiadł się do mnie Ahmed. Pochodzi z Lahore, gdzie ostatnio w samobójczym zamachu zginęły 23 osoby. Porozmawialiśmy trochę o tym, a później jakoś zeszło na Afrykę i na sytuację, która tam panuje. Trochę mnie zaskoczył, bo okazało się, że spędził w Ugandzie, Ruandzie i Kongo ponad trzy lata jako urzędnik ONZ. Były to ciekawe opowieści, ale mnie nurtowało co innego. Wiadomo zresztą co. Nie miałem jednak żadnego pretekstu, żeby zagadnąć o dziewczynę i jej współmieszkańca. Ale w sumie po co mi pretekst? Rzuciłem mimochodem, że jestem bardzo zadowolony ze swoich sąsiadów, bo są spokojni i grzeczni, tylko bardzo małomówni. Ahmed zgodził się ze mną, ale ten wątek rozmowy nie był widać dla niego zbyt atrakcyjny, bo zaczął mówić o pakistańskich komandosach, do czego ja – z kolei – nie byłem entuzjastycznie nastawiony. I pewnie musiałbym słuchać o tym nadal, gdyby nie pojawiła się akurat moja węgierska sąsiadka. Przeszła obok nas nie rozglądając się na boki, sztywna jak po spożyciu kija bejsbolowego. Tym razem był pretekst.
– Chyba poszła do pracy – zauważyłem.
– Chyba tak – zgodził się Achmed.
– A gdzie?
– A w hotelu, tu niedaleko.
– A ten facet też?
– Tak, on jest jej menedżerem!
– Ale on chyba nie jest Węgrem…
– Nie jest.
– A kim?
– Nie wiem.
Uff, no coś już wiem, ale i tak sporo rzeczy pozostało niewyjaśnionych. Dlaczego i czego ona się tak boi, dlaczego ten facet sypia tam co drugi, co trzeci dzień…?
Cdn.

 

Janusz Młynarski

author-avatar

Przeczytaj również

Kobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnych
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj