Życie w UK

Igrzysk! Po cholerę chleb

Zacny Stary Kontynent naprawdę zaczyna przypominać stetryczałego, starego pierdołę. Najlepsze lata ma już chyba niestety za sobą. U schyłku minionego millenium pojawiła się jakaś niebieska flaga z okrągluśkim „różańcem” żółtych gwiazdek. Przyjęły je bez szemrania nawet nacje zapatrzone do niedawna w jedną żółtą gwiazdkę, na bardziej kontrastowej apli.

Igrzysk! Po cholerę chleb

Nowe porządki nie wszystkim wyszły na dobre. Niektórzy dziś inne gwiazdki zdają się widzieć przed oczyma, niczym po wprawnym ciosie, którego nie powstydziłby się sam Kliczko – obojętnie który. 

 
Trzymając się pięściarskiej nomenklatury można pokusić się o stwierdzenie, że Grecja leży rozłożona na łopatkach, a arbiter z Brukseli spokojnie odlicza, by ofiarę odesłać do narożnika, czyli poza strefę ujednoliconej, kontynentalnej mamony.
 
Ledwie trzyma się na nogach Hiszpania. Tylko patrzeć jak też usłyszy „jeden”, a potem poleci szybciutko aż do „dziesiątki”. Inaczej być nie może skoro bezrobocie wśród młodych, do 25 roku życia konkretnie, mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego sięgnęło dna, czyli pięćdziesięciu procent. Kolosy też mają gliniane nożęta.
 
W Wielkiej – jeszcze z nazwy – Brytanii bezrobocie jest najwyższe od 17 lat. A jak podało w styczniu stowarzyszenie Shelter aż 70 tysięcy poddanych Elżbiety Drugiej z Kolei jest bezdomnych. Co to ma wspólnego ze stadionowymi widowiskami? Ma. Jak najbardziej!
 
 
 
 
Cwaniaczek za 12 „baniek”
 
Niektórzy zdają się nie dostrzegać tych przerażających danych. Grają jak na Titanicu. Ostatnio doniesienia medialne o jednym z tych „muzykalnych” powaliły mnie na kolana. Chodzi mianowicie o niejakiego Jose Mourinho, parającego się prowadzeniem z trenerskiej ławki najbogatszych drużyn Nie Najmłodszego Kontynentu.
 
Wiele miesięcy temu pozwoliłem sobie podzielić się z czytelnikami „PE” swoimi zastrzeżeniami, co do tego cwaniaczka. Niestety, mamy ciąg dalszy tej mydlanej opery, w której Portugalczyk obsadził siebie w roli głównej. Jose ględzi jak potłuczony. Może faktycznie stercząc zbyt blisko linii bocznej piłkarskiego trawnika został odrobinę zbyt często trafiony futbolówką w okolice przedziałka. Z pewnością zbyt wiele czasu trwoni na przebywanie obok tej trawy, miast oddać się na przykład pouczającej lekturze książki, albo przynajmniej wziąć do ręki jakąś gazetę.
 
W każdym razie tzw. „The Special One” zdaje się być oderwany od otaczającej go rzeczywistości i to drastyczniej, niż ma to miejsce w wyświechtanym porzekadle o granacie i pługu. Co wykoncypowało ostatnio Mourinho? Sprzykrzyło mu się widać życie „jak w Mardycie” i… zamarzył mu się powrót do Sporej Brytanii. Żeby tego było mało ślini się na myśl o powrocie do Chelsea FC. Chyba ma coś nie tak z pamięcią, skoro zapomniał, że niejaki Roman Abramowicz przed kilkoma laty stanowczym gestem pokazał mu to drewniane w ścianie zaopatrzone w klamkę. Nie to jest jednak najlepsze. Mourinho wymyślił sobie dwa skromniutkie warunki rosyjskiemu bossowi klubu ze Stamford Bridge.
 
Pierwszy odnosi się do jego oczekiwań natury finansowej – 12 milionów funtów rocznie i gotów jest machnąć parafkę pod umową o pracę. Wymaganie jego zdaniem raczej niewygórowane, gdyż opiewają zaledwie o osiem stówek tysięcy więcej niż aktualnie dostaje w biedniutkiej Hiszpanii. Pogoniony przez Romka trener „The Blues” Andre Villas-Boas robił w Londynie za głodowe pięćdziesiąt procent tego, co Jose inkasuje u „Królewskich”. Drugi warunek, to też błahostka. Ot, chodzi o wykupienie z Realu Madryt jego rodaka Cristiano Ronaldo. Koniec kropka.
 
W ten sposób docieramy do awersji Mourinho do słowa drukowanego. Gdyby choć czasem próbował do kupy składać literki drukowane w szeregach, to dawno miałby choć mętne pojęcie o niekiepskim kryzysie w globalnej skali. Wiedziałby też o dalekiej od ideału kondycji finansowej londyńskiego klubu.
 
Chelsea FC w minionym roku rozliczeniowym przyniosła, bagatela, 67,7 milionów funtów start! Rok wcześniej było jeszcze gorzej i to o 3,2 miliona. Zresztą cały brytyjski futbol zdaje się dostawać zadyszki. Klub z Second City Aston Villa w minionym sezonie po stronie strat zaksięgował rekordową kwotę 85 milionów dolarów. Astronomiczna kwota liczona w walucie zza oceanu, gdyż sponiewierała ona co nieco bankowe zasoby amerykańskiego właściciela klubu Randy’ego Lernera.
 
Mourinho zapatrzony w siebie niczym mitologiczny Narcyz, zdaje się nie dostrzegać żadnych niepokojących symptomów schodzącej na psy europejskiej ekonomii. Cwaniaczek chciałby już na „dzień dobry” zabezpieczyć sobie tyły zatrudniając najlepszych i najdroższych kopaczy.
 
 
 
 
To żadna sztuka sięgnąć po najcenniejsze trofea mając do dyspozycji wszystko, co najlepsze. Uwierzę w geniusz Jose, gdy jakąkolwiek jedenastkę znad Wisły zdołałby doprowadzić do finału Ligi Mistrzów. Wtedy nawet dwanaście baniek funcików nie będzie w stanie oddać jego wartości. Rękawica rzucona cwaniaczku. Siadaj w samolot do Warszawy i do roboty! Wyskakuj zza kierownicy futbolowego bolidu Red Bulla, ładuj dupsko do kokpitu Marusssi i spróbuj wygrać wyścig!
 
Goło, ale wesoło!
 
Swoją drogą to jakoś trudno mi łączyć się w bólu z pogrążoną w kryzysie słoneczną Hiszpanią. Skoro ładują gigantyczną kasę na „igrzyska”, to nie ma sposobu, by wystarczyło na chlebek. W kontynentalnym rankingu najbogatszych klubów piłkarskich o pozycję lidera licytują się dwaj przedstawiciele Primera Division.
 
Aktualnie pierwszą lokatę okupuje Real Madryt, który w tym roku obchodzi jubileusz 110 lat, dzięki przychodom w wysokości 479,5 milionów euro zaksięgowanym na finiszu minionego sezonu. Tuż a „Królewskimi” plasuje się „Duma Katalonii”, czyli FC Barcelona – z wpływami szacowanymi na 450,7 euro. Trzeci, Manchester United, po stronie  dochodów odnotował skromniutkie 367 „baniek”.
 
Jak widać kluby z biednej Hiszpanii daleko w tyle zostawiły zespoły z krajów o stabilniejszej gospodarce. Hiszpania jako jedyny kraj organizuje co roku dwa wyścigi Formuły 1 – w Walencji oraz Barcelonie!
 
Natrętnie nasuwa się jedno pytanie: czy ten świat jest przy zdrowych zmysłach? W życiu! Nie kwalifikuje się już nawet na kozetkę w gabinecie psychoanalityka. Od razu w kaftan i na intensywną terapię w jakimś psychiatryku! Na koniec może coś po sienkiewiczowsku, czyli „ku pokrzepieniu serc”.
 
Dwaj pierwszoplanowi futboliści klubu Glasgow Rangers – Steven Naismith oraz Steven Whittaker zgodzili się na obniżenie swych apanaży o 75 procent(!). Potrafili docenić fatalną sytuację finansową klubu… Szkot potrafi!
 
Jerzy Kraśnicki
 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Gigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannychGigantyczna bójka przed pubem. Dziewięć osób rannych35-latek zmarł w Ryaniarze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciąży35-latek zmarł w Ryaniarze. Parę rzędów dalej siedziała jego żona w ciążyRynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Rynek pracy w Irlandii Północnej – co mówią najnowsze dane?Holenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejHolenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejBig Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj