Styl życia

Gorzkie żale emigrantów

Polska męczy nadal. Pogawędki z biskupem. Patriotyzm – tak, ale nie w tym kraju.

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>

Nienudnych świąt! >>

Powoli dobiega końca mój urlop w Polsce, najdłuższy od trzech lat. Szczerze, choć z przykrością muszę stwierdzić, że nasz kraj nie tylko nie jest zbyt dobrym miejscem do życia, ale też do spędzania urlopów. Przed świętami i po świętach miałem okazje rozmawiać z wieloma ludźmi, w różnym wieku, którzy wybrali życie na emigracji, w sumie kilkadziesiąt osób. Nie udało mi się wśród nich spotkać kogoś, kto by zamierzał, w dającej się przewidzieć przyszłości, do Polski wrócić. Muszę przyznać, że również i ja, osoba niezbyt przecież wymagająca i sentymentalna przy tym, nie tylko niechętnie, ale wręcz ze wstrętem spoglądam na swoją ojczyznę. Znany krytyk literacki, pisarz, eseista, Krzysztof Varga, napisał kiedyś, że Polska, to kraj, który męczy. I męczy, potwornie męczy. I nie jest w stanie zmienić tego wrażenia fakt, że jesteśmy jedynym krajem w Unii Europejskiej, który zanotował wzrost gospodarczy. I co z tego? Nadal jesteśmy jednym z najbiedniejszych krajów UE, jesteśmy daleko w tyle za Węgrami, krajem, w którym różne kryzysy i krachy przytrafiają się niemal co dwa miesiące. Za 10 lat mamy dogonić Portugalię – najbiedniejszy kraj „starej” Unii. Rzeczywiście jest do kogo równać. Słowenia czy Czechy już dawno Portugalię przegoniły, a przecież weszliśmy do unijnego raju w tym samym czasie. Tak sobie wspominam, z jaką radością trzy tygodnie temu lądowałem – jak wzniośle by to nie zabrzmiało – na ojczystej ziemi. Po kilku dniach przeszło mi to uczucie bez śladu. Miałem okazję niemal z bliska obserwować to, co dzieje się na naszej scenie politycznej. Po obejrzeniu tych żenujących spektakli jąłem gorączkowo się zastanawiać jak szybko i tanio opuścić mój ukochany kraj. Wśród naszej klasy politycznej nie ma nikogo, komu by w najmniejszym stopniu zależało na Polsce i na współobywatelach. Nikt z polityków nie patrzy dalej niż kadencja, niż ulokowanie siebie, bliskich oraz kolesiów na ciepłych posadkach. I tylko o to toczy się gra. Z ekranu wyzierają gęby pełne frazesów, lecą przechwałki, obelgi, pomówienia. Po to, żeby urwać jak najwięcej władzy powstają różne egzotyczne sojusze, chociażby takie, które jeszcze do niedawna wydawały się nieprawdopodobne, czyli PiS i SLD. Oto jak partia mieniąca się prawicową, w celu przejęcia jak największej części publicznych mediów gotowa jest do rezygnacji z własnych zasad. Teraz SLD to już nie „postkomuniści”, „agenci Moskwy”, lecz „przyjaciele z boiska”. To, że telewizja publiczna czy radio straciły już nawet pozory obiektywizmu dało się zauważyć, kiedy do prezesowskich gabinetów weszła nowa, pisowsko-eseldowska ekipa.
O sukcesach czy innych zasługach rządu mówi się teraz półgębkiem, w telewizji pełno teraz braci Kaczyńskich, posłów PiS i publicystów piejących z zachwytu nad wyżej wymienionymi. Liczba programów katolickich podwoiła się, a do tego nawet w świeckich programach roi się od duchownych, którzy nawet w sprawach niemających nic wspólnego z religią występują w roli ekspertów. Nieraz zdarza mi się przelecieć pilotem po islamskich kanałach telewizyjnych. W każdym z programów, bez względu na to, czy mówi się o budowie karmników dla wróbli, hodowli kóz czy polityce, w każdej z tych audycji występuje jakiś imam czy mułła. Czy my też do tego dążymy? Wczoraj rozmawiałem z kolegą, który jest biskupem sufraganem w jednej z polskich diecezji. On nie widzi w tym nic złego: – Przecież oni są tam zapraszani, nie pchają się na siłę. A wyobraź sobie, co by się działo, gdyby któryś z nich odmówił? Zresztą, uczestniczenie w życiu publicznym, społecznym jest obowiązkiem Kościoła, obowiązkiem duchownych. Znamy się od dziecka, razem służyliśmy do mszy, a w szkole siedzieliśmy w jednej ławce, do dziś utrzymujemy kontakty meilowe, co może świadczyć o pewnej zażyłości, w związku z którą mogę sobie pozwolić na dość swobodne rozmowy. Powiedziałem mu, co niegdyś odrzuciło mnie od Kościoła i co nadal sprawia, że nie mogę do niego wrócić. To nachalne „krzyżowanie” instytucji państwowych, urzędów, klas, niekończące się relacje z poświęcenia tego czy innego budynku, samochodów, czołgów, karabinów, sztandarów, pomnikowe szaleństwo, nadawanie imion placom, szkołom, ulicom, to zatrudnianie kapelanów wszędzie, gdzie tylko się da. Czy to nie jest irytujące? – zapytałem kolegę biskupa. Przypomniałem mu, jak niegdyś każda ściana musiała być opatrzona portretem Stalina czy Bieruta oraz sierpem i młotem, czy już nie czas na to, żeby żadnej, nawet najszlachetniejszej ideologii nie narzucać w tzw. przestrzeni publicznej. Kolega biskup odrzekł, że w pewnym sensie mam rację, ale nie mogę winić za to Kościoła, że politycy realizując swoje interesy traktują instrumentalnie zarówno religię, jak i jej symbole. – Nie możemy odmawiać, jeśli ktoś chce poświęcić przedszkole, urząd, jeśli ktoś zaprasza nas na uroczystości, to nie Kościół nakazuje wieszać krzyże w urzędach. Często są podstawy, by twierdzić, że to inny niż religijny cel przyświecał radnym, by tę czy inną ulicę nazwali imieniem świętego czy duchownego, albo, że dyrektor jakiejś szkoły nazywając swoja placówkę imieniem Jana Pawła II bardziej myślał o poparciu Kościoła przy najbliższych wyborach. W wielu przypadkach mamy do czynienia z lizusostwem.
Trochę mnie przekonał, ale generalnie pozostaję przy swoim. Zawsze drażniło mnie przesadne demonstrowanie pobożności, bo zawsze widzę w tym fałsz i obłudę. Osoba prawdziwie wierząca nie pcha się w kościele do pierwszych ławek, nie paraduje z Matką Boską w klapie, nie wyciera sobie gęby Bogiem przy lada okazji. I teraz spójrzmy na naszych polityków – przecież każdy z nich na wyścigi pokazuje, który z nich bardziej pobożny. Cholernie to niesmaczne.

* * *

W jednym z przemyskich bistro spotkałem dawno niewidzianego kolegę. Kiedyś jeździliśmy w jednym klubie narciarskim, później on poszedł w biznesy
i nasze drogi jakoś się rozeszły. Pięć lat temu dał sobie spokój z Polską i z prowadzeniem tu biznesów. Założył dwie firmy, jedną w Marsylii we Francji,
a drugą, o ile się nie mylę, we włoskiej Rawennie. Trochę powspominaliśmy dawne czasy, a później zaczęliśmy dyskutować o Polsce, o patriotyzmie.
– Daj spokój, wyleczyłem się z patriotyzmu, a właściwie wyleczono mnie tutaj. Żałuję, że nie zrobiłem tego wcześniej, bo zaręczam ci – nie ma bardziej nieprzyjaznego państwa dla własnych obywateli niż Polska. Według mnie, obywatel w RP jest obecnie bardziej gnębiony przez aparat państwowy niż za czasów PRL, nie mówię tego z pozycji biznesmena, ale również z pozycji przeciętnego zjadacza chleba, bo przecież mam też znajomych, którzy nie mają nic wspólnego z działalnością gospodarczą. Te wariackie ceny wzięte z kosmosu – prąd, gaz, węgiel, benzyna, czynsze, nawet ta głupia kawa jest tutaj droższa niż we Włoszech. Ja mogę być patriotą włoskim albo francuskim, ale na pewno nie polskim. Minęło 20 lat, wszyscy poszli do przodu, a my nadal żyjemy w nędznym grajdole. I po co było przelewać tyle krwi, po co te powstania, ten cały heroizm? Gdyby ci co ginęli mieli świadomość, że mają oddać życie za taki pokraczny twór jak obecna Polska, to pewnie daliby sobie z tym spokój.
Andrzej jeszcze ponarzekał na niekompetentnych urzędników, na korupcję i rozstaliśmy się.
No cóż, mocne słowa i – niestety – wcale często je można usłyszeć. A tymczasem badania opinii społecznej pokazują zupełnie coś innego – Polska jawi się w nich jako kraina mlekiem i miodem płynąca,
a co za tym idzie, większość Polaków jest szczęśliwa. Nic już z tego nie rozumiem, to w takim razie kogo ja spotkałem, nie-Polaków? No więc kogo, Słowaków? Słowaków też, o których chyba w następnym odcinku, bo tu już się nie zmieszczę.

* * *

Boże, jak ja kocham zimę, ale taką prawdziwą – śnieżną. Właśnie w dniu mojego przyjazdu zaczęło mocno sypać. Przemyśl jest również fajny z tego powodu, że niemal w centrum miasta znajduje się imponujący, bo ponad kilometrowy stok narciarski z wyciągiem krzesełkowym, toteż nic dziwnego, że jeszcze tego samego dnia wieczorem popędziłem na narty. Tymczasem w telewizji dramatyczne sceny z brytyjskich lotnisk, z Dover, z Calais. Interesowało mnie to o tyle, że właśnie brat wyruszył w drogę z Londynu do Przemyśla, ale dał radę przejechać Francję i Niemcy w siedem godzin, natomiast drugie tyle zajęło mu przejechanie połowy tego dystansu już w Polsce. Ale dojechał. Poprzedni odcinek był nudny, a ten niewesoły. No, ale kolejny będzie znacznie ciekawszy. W związku z tym ciekawszego Nowego Roku, w zdrowiu oczywiście. 
Cdn.

Polacy Online – Portal Polaków w UK >>

Nienudnych świąt! >>

author-avatar

Przeczytaj również

Holenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejHolenderski senat odrzuca podwyżkę płacy minimalnejBig Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Big Ben dwa lata od remontu. Jak się prezentuje?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kiedy zrobi się ciepło? Jaką pogodę zapowiadają na weekend?Kobieta zginęła potrącona przez własny samochódKobieta zginęła potrącona przez własny samochódUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminUstawa o zakazie sprzedaży papierosów z poparciem w Izbie GminPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osóbPolicja walczy z „agresywnymi” rowerzystami. Ukarano blisko 1000 osób
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj