Życie w UK
Felieton: Nazywają nas beneficiarzami? I co z tego
Jak łatwo komuś dolepić łatkę, wrzucić do odpowiednio nazwanej szuflady, wie o tym niejeden z nas, który albo sam spotkał się w szkole z powielaną przez lata na swój temat opinią od pierwszej klasy podstawówki: „nieuk”, „przymuł”, „kujon” albo nie daj Boże „śmierdziel” (o takich ksywkach też słyszeliśmy).
Naznaczeni na początku swojej szkolnej kariery przez kolegów i przemiłe (lub nieco mniej) koleżanki za nic przez lata nie mogliśmy się z nich wyzwolić.
Jedynie zmiana miejsca zamieszkania lub szkoły z podstawowej na średnią, albo na zupełnie inną, kiedy wyczerpaliśmy wszystkie znane nam środki do poprawy wizerunku szkolnego „debila”, „łazęgi” czy „paszteta”.
„Stygmatyzacja” jest słowem trudnym dla podstawówkowego wesołka, nie potrzebuje zresztą go znać, bo sam stygmat „szkolnego wesołka” jest chyba najwspanialszym z możliwych – któż nie chciałby się z nim przyjaźnić i któż nie zabiega o jego względy?
Kiedy dorastamy, zmieniamy środowisko, dostajemy pracę, a w naszym imigranckim przypadku: zmieniamy kraj zamieszkania, znajomych, język, czyli tak naprawdę wszystko – uwalniamy się całkowicie od tego, co ktoś dla hecy, zgrywu, ze złośliwości czy zazdrości nam wmawiał. Jako jedyni otrzymujemy na Wyspach nową szansę: zaczynamy wszystko od nowa.
Czytając, ile w ostatnim czasie obywatele Wielkiej Brytanii wyłudzili milionów funtów od państwa – nie mam wątpliwości, że łatka “beneficiarz”, która często jest przyklejana Polakom w UK zarówno przez samych Brytyjczyków, jak i nawet naszych rodaków, którzy zostali w Polsce – jest taką łatką, z którą albo trzeba żyć i ją całkowicie ignorować robiąc swoje, albo się nie zgadzać, ale dalej robić swoje, ale ta walka przypomina walkę dziewczynki, która kiedyś jako pulchna okularnica przezywana była w szkole “Bułą” i mimo że została Miss Mazowsza, zawsze znajdą się tacy, którzy opublikują na FB jej zdjęcie, kiedy była szkolnym pośmiewiskiem.