Życie w UK
Felieton: „I am lost in paradise” kontra pourlopowy stres
Urlop potrzebny jest każdemu człowiekowi: dla zresetowania mózgu, odświeżenia emocji, tworzenia planu na kolejną połowę roku, na nicnierobienie, na popatrywanie w dal, łowienie ryb, słuchanie spadających kropli deszczu…
Podczas urlopu (gdziekowiek ten urlop spędzamy) nasze ciało i dusza intensywnie odpoczywają, nabieramy sił na powakacyjną rzeczywistość.
Urlop jest więc najbardziej oczekiwanym okresem w roku, ale jest i… przekleństwem, bo jak tu się nagle przestawić na codzienne słuchanie wyjącego budzika?
Jak tu poddać się codziennym obowiązkom i nudnawym rytuałom, skoro nie musieliśmy przez pewien czas robić nic a nic, spaliśmy do południa, a kładliśmy się przed świtem? Specjaliści mają i na to sposób (jak prawie na wszystko).
Twierdzą, że powinno się ustalić kolejną datę i miejsce wyjazdu (zrobiłam to już w drodze powrotnej i nic), pooglądać zdjęcia z przyjaciółmi przy winie i zastawionym lekkimi przekąskami stole (zrobiłam to już dwa razy i dalej nic), nie brać wszystkiego na siebie zaraz po powrocie do pracy, tylko wchodzić w życiowe i pracowe obowiązki stopniowo (sprawdziłam – nie da się).
Czy jest więc sposób na pourlopowy stres i psychiczny jet lag? Nie, ale nie szkodzi. Codziennie dzieje się coś, co warto zapamiętać, o czym warto napisać i z czego można się pośmiać! Powakacyjnie pozdrawiam wszystkich przed i po wakacjach.