Styl życia

Emerytka… Formuła 1

Cóż, starość nie radość. Właśnie niedawno Formuła 1 osiągnęła wiek emerytalny. Tak, to nie jest żart. Jest rodzaju żeńskiego, na świat przyszła w Zjednoczonym Królestwie, a tutaj przedstawicielki tegoż rodzaju odchodzą na zasłużoną emeryturę w wieku 60 lat.

Emerytka… Formuła 1

Finka, czyli zdziczenie obyczajów >>

Szczawiowa i polityka >>

Oczywiście nie każda pani, która ma za sobą doświadczenia życiowe zbierane na przestrzeni sześciu dekad musi obowiązkowo i natychmiast zaczynać karmić gołębie w parku. Czy też oddawać się innym pokrewnym zajęciom. A co z naszą kochaną „formułką”. Będę szczery: chętnie widziałbym ją w stanie spoczynku. Dlaczego?
Zanim wyłożę swoje racje, które z pewnością mogą rozbudzić niesmak wśród amatorów – dla mnie przywiędłych – powabów Formuły 1, wypada na chwilę wcielić się w rolę akuszerki i powspominać dzień jej narodzin.
Pierwszy, historyczny mistrzowski wyścig Formuły 1 odbył się 13 maja 1950 roku na torze Silverstone, usytuowanym na granicy hrabstw Northamptonshire i Buckinghamshire. Legendarny już dziś tor powstał w miejscu funkcjonującego podczas drugiej wojny światowej (konkretnie od roku 1943) lotniska eskadry bombowców. Gdy na dobre odwołano loty z dostawami bomb nad obszar Niemiec, postanowiono wykorzystać solidny pas startowy. Doczepiono do niego kilka zakrętów w rozmaite strony, parę krótszych, bądź dłuższych prostych i w ten sposób powstał nowiutki raj dla miłośników wyścigów. 
Na tym to właśnie lotnisku w majowy, uchodzący za feralny, dzień przed z górą już sześćdziesięcioma laty obył się: III RAC British Grand Prix, IX Grand Prix d’Europe. Wyniki tego wyścigu zapisane zostały na stronie otwierającej annały mistrzostw świata Formuły 1. Szybki rzut oka na tą pożółkłą już stroniczkę. Ze stawki dwudziestu trzech konkurentów bezkonkurencyjny okazał się Włoch Giuseppe Farina za kierownicą bolidu Alfa Romeo 158 i on zagarnął całą pulę – zwycięstwo w wyścigu, pole position oraz najlepszy czas w wyścigu. Tak wyglądał poród.
Potem panna, zwana Formułą 1, doroślała wabiąc swymi wdziękami miliony wielbicieli na całym niemal globie. Nikt, kto kocha ryk silników wyścigowych bolidów, aromat spalanej etyliny czy wreszcie dreszczyk emocji regulujący poziom adrenaliny w organizmie nie mógł pozostać obojętny na jej urok. Przyznam, że przed laty też nieźle zawróciła mi z głowie. Tak, tyle że wtedy była piękna i młoda.
Przed laty wyścigi Formuły 1 były ciekawsze i bardziej emocjonujące, mimo iż nie rywalizowały ze sobą wyrafinowane cuda techniki, które nie wiedzieć czemu jeszcze nie pofrunęły w przestrzeń kosmiczną. Tamci kierowcy mieli też więcej, bliskiej nam ułańskiej fantazji. W paddocku tętniło życie towarzyskie podlewane litrami szampana w najlepszym gatunku. Dziś popłuczyny tego obyczaju zachowały się li tylko w przypadku dekoracji na podium tercetu najlepszych na mecie każdej z mistrzowskich eliminacji. Ot, krótki dyngus, to co zostało we flaszce w ręce mechaników (jak który złapie!) i po wszystkim. Kiedyś to były czasy. Z sentymentem wspominają je kierowcy w stanie spoczynku i to od dłuższego już czasu. Oj, działo się…
Nie czas tu i miejsce, by obszernie opisać atrakcje życia towarzyskiego elity najszybszych „ścigantów” skupionych wokół Formuły. Wystarczy jeden tylko subiektywnie rzecz jasna wybrany przykład. Rzecz dotyczy najwspanialszego moim zdaniem okresu z życia naszej „panny”, kiedy liczyła sobie coś około szesnastki. To była laska! Sorry, za drobną dygresję, ale w tym miejscu przypomina mi się super hit Ringo Starra „You’re Sixteen”. Tekst pasuje jak ulał do opisywanego przypadku. Wróćmy jednak do wyścigów.
Kto pamięta dziś zespół Hesketh Racing? Został on powołany do życia na początku lat siedemdziesiątych przez ekscentrycznego milionera Thomasa Alexandra Fermor-Hesketha, Trzeciego Barona Hesketh. To była wyjątkowa postać w wyścigowym światku. Jego Lordowska Mość potrafił z powodzeniem przenieść wielkopańskie maniery do wyścigowego garażu. Otaczał się podobnymi sobie, nietuzinkowymi ludźmi. Nie przez przypadek w  jego właśnie stajni dokonano szlifu talentu największego chyba w historii Formuły 1 playboya – Jamesa Hunta. Choć Hesketh Racing nie odnotował jakichś większych sukcesów i zniknął z list startowych Grand Prix dokładnie, gdy „panna” osiągnęła pełnoletniość – w roku 1978.
Powoli też Formuła 1 zatracała swój romantyczny powab. Cóż, latka lecą, wiek robi swoje. Z wiekiem zrobiła się niesamowicie pazerna na kasę. W jej najbliższym otoczeniu pojawił się niejaki Bernie Ecclestone i zaczęło się. Ogromne pieniądza, prasa, telewizja, diamenty. I to dosłownie! Na przykład na kaskach Lewisa Hamiltona i Fernando Alonso w Wielkiej Nagrodzie Księstwa Monaco przed trzema laty. Szpan i blichtr na całego. Czy jednak te świecidełka zdołają przesłonić więdnące powaby naszej starej już „panny”…?
Kierowcy stali się milczkami. Twierdzenie – jak w Formule 1 chcesz mieć przyjaciela, to spraw sobie psa – powtarzano coraz częściej bez cienia ironii w głosie. Playboyów zastąpiły cyborgi przyuczone do obsługi nafaszerowanych najnowocześniejszą elektroniką bolidów. W zasadzie to parają się oni jak najszybszym przejechaniem kolejnych okrążeń toru. Prawdziwej walki, wyprzedzania, czyli kwintesencji wyścigów jak na lekarstwo.
Przed tegorocznym sezonem dobrze miała się branża producentów chusteczek higienicznych i koszul. Ileż to łez wylano, ile rozdarto szat biadoląc nad nowym regulaminowym rozporządzeniem unicestwiającym rywalizację podczas… tankowania tych jednomiejscowych kabrioletów. Tak mają wyglądać wyścigi?
Teraz wiadomo, dlaczego w Stanach Zjednoczonych tak trudno przebić się Formule 1. Nie tak dawno zaproszono „pannę” do Indianapolis. Jednak Jankesi szybko poznali się na jej prawdziwym obliczu i kazali się wynosić. Tam po prostu na torze musi się coś dziać. Musi być walka!
Nie miałbym nic przeciwko temu, by poczciwa, sędziwa Formuła 1 udała się na zasłużoną emeryturę. Na jej miejscu widziałbym jej młodszą następczynię obdarzoną większym polotem, fantazją. Ot, zakręconą pozytywnie dziewczynę! Może w boksach znów pojawią się prawdziwi playboye…
Tak, ale będzie możliwe w realu, gdy adorator sędziwej damy też zacznie parać się karmieniem gołębi. Niedawno stanął wszak przed groźnym dla jego zdrowia wyzwaniem. Musiał zdmuchnąć świeczki ze swojego urodzinowego tortu, a było ich bagatela dokładnie osiemdziesiąt! Fajna parka, prawda.
Jerzy Kraśnicki / Fot. Getty Images

Finka, czyli zdziczenie obyczajów >>

Szczawiowa i polityka >>

author-avatar

Przeczytaj również

Kobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyNastoletnia uczennica zaatakowała nożem nauczycielkę na terenie szkołyRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiRyanair odwołał ponad 300 lotów. Przez kuriozalną sytuację we FrancjiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPILNE: Szkocki rząd upada – koniec koalicji SNP z ZielonymiPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnychLondyńskie lotnisko w wakacje ma przyjąć rekordową liczbę podróżnych
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj