Życie w UK
Edynburg: Polski weteran po 50 latach pracy zamyka swój zakład
Fot: Twitter @CllrScottArthur
94-letni polski weteran II Wojny Światowej mieszkający w Edynburgu podjął decyzję o zamknięciu prowadzonego przez siebie warsztatu i przejściu na emeryturę. Ludwik Jaszczur prowadził mały zakład naprawy wyrobów skórzanych przez 50 lat!
Polski weteran po wielu, wielu latach pracy w Wielkiej Brytanii podjął decyzję o przejściu na emeryturę. 94-letni Ludwik Jaszczur rozważał to już wcześniej, w 2019 roku wraz ze swoją małżonką Zofią Urbańską, z którą wspólnie prowadził niewielki sklepik. Jak podaje szkocki serwis "The Scotsman" w minioną niedzielę nieduży zakład specjalizujący się w naprawach galanterii skórzanej przy Lauriston Street na Starym Mieście w Edynburgu został zamknięty. "Po 50 latach służby, nadszedł wreszcie czas na emeryturę. Z wielkim żalem zamykamy drzwi naszego warsztatu i chcielibyśmy z całego serca podziękować za to, że byliście lojalnymi klientami, za uśmiech i miłe słowa" – karteczka o takiej treści została wywieszona w sklepie. "To miejsce jest tu od zawsze, prowadzone przez niesamowitą starszą parę z fascynującą historią. Zdecydowanie koniec ery na Lauriston Street" – w taki sposób zamknięcie komentował jeden z użytkowników Twittera, cytowany przez "Scotsmana".
94-letni weteran wojenny po 50 latach pracy idzie na emeryturę
Kim był Ludwik Jaszczur? Nasz rodak urodził się w lipcu 1927 we wsi Blizne położonej wzdłuż drogi z Rzeszowa do Krosna. Jak czytamy na łamach "Przewodnika Katolickiego" w wieku 14 lat został aresztowany przez Gestapo i wywieziony do niemieckiego Trampe, gdzie skierowano go do przymusowej pracy w cukrowni. "Byłem tam zmuszany do ciężkiej pracy. Panował głód i często jedynym pożywieniem mogły być dla mnie podkradane obierki z buraków cukrowych" – komentował na łamach rzeczonego portalu pan Ludwik.
Później nasz rodak walczył na frontach II Wojny Światowej, dołączył do II Korpusu Polskiego i uczestniczył w bitwie o Monte Cassino. "Mało z tego pamiętam. Walczyliśmy. Ja byłem w artylerii. Nosiliśmy pociski. No i strzelało się…" – relacjonował na łamach "Przewodnika Katolickiego". Był wówczas nastolatkiem, a jednym z jego "towarzyszy broni" był słynny niedźwiedź Wojtek. Po wojnie trafił do Szkocji i choć na początku nie było łatwo, to z czasem udało mu się tu znaleźć swój dom. Wykonywał wiele zawodów, podjął pracę w firmie produkującej narzędzia chirurgiczne w Edynburgu, zajmował się naprawą maszyn do pisania i urządzeń biurowych, jak przytacza PAP, aż trafił do niedużego sklepiku z wyrobami skórzanymi.
"Nadszedł wreszcie czas"
"Przyszedłem do sklepu, aby coś kupić, a właścicielka powiedziała, że niczego mi nie sprzeda, ale zaprasza mnie na herbatę. Zofia wcześniej straciła męża, ja również byłem wdowcem. Rozumieliśmy się dobrze. Dopiłem herbatę i obiecałem, że pomogę jej prowadzić ten sklep" – cytujemy za "Przewodnikiem Katolickim". W ten sposób oboje stali się partnerami w codziennym życiu, jak i w codziennej pracy. Przez kolejne 50 lat, jak się okazało…