Styl życia

“Cześć kochanie” (cz. 80)

Polacy nie płacą. Rozbierająca wyobraźnia. Powrót Sandy. Zagadki węgierskiej ciąg dalszy. Po czym poznać morderców. Nie jestem szpiegiem. Dziewczyna już nie opuszcza głowy.

 

 
Stała przy murku odgradzającym ulicę od domu, w którym mieszkam. Pociągała piwo z puszki, od czasu do czasu zaciągając się papierosem. Ładna, na oko około trzydziestki, szczupła Murzynka, ale nadniszczona przez alkohol i jak się później okazało, nie tylko alkohol.
– Cześć kochanie – te słowa musiały być skierowane do mnie, ponieważ ani w pobliżu, ani w promieniu kilkudziesięciu metrów nie było widać nikogo innego.
– Cześć kochanie – odpowiedziałem uprzejmie przyglądając się jej bliżej, ale w moim mniemaniu nie nachalnie.
Miała na sobie dżinsowy żakiet i turkusową bluzkę, całość uzupełniała czarna mini i lakierowane czarne szpilki.
– Mieszkasz gdzieś tutaj?
Z moją wyobraźnią nie jest najgorzej, więc szybko wyobraziłem sobie świeżo poznaną rozmówczynię jak odwiedza moje skromne progi. Mało tego – wyobraziłem ją sobie w stroju niekompletnym, a szczerze mówiąc – w ogóle bez stroju. Do zrzucenia odzieży miało dojść już – zgodnie z moimi rojeniami – w moim pokoju. Nic więc dziwnego, że na pytanie kobiety odpowiedziałem błyskawicznie, potwierdzając jej przypuszczenie. Dziewczyna miała na imię Sandy, ja podałem jej swoje. Zapytała skąd jestem, odpowiedziałem, że z Polski.
– Aaaa, z Polski, ja znam Dominikę z Polski – ucieszyła się Sandy.
Poskarżyła mi się, że jakiś Polak ją oszukał – umówili się na 50 funtów, a on już po wszystkim zapłacił jej tylko 20. Poradziłem jej, żeby pieniądze od klientów pobierała z góry. Sandy mi na to, że niestety jest naiwna i zbytnio wierzy ludziom.
– Przyjdę do ciebie, ale nie teraz, tylko trochę później. Pokój numer siedem, czy tak?
Proszę bardzo – pomyślałem sobie – ale na licz kobieto na 50 funtów, nie myśl w ogóle o jakiejkolwiek kasie.
Nieraz już pisałem, że staję się bardzo oszczędny, jeśli mam wydać pieniądze na kobietę. Powodem jest suma doświadczeń z przeszłości. Jeszcze w czasach kiedy byłem żonaty, kupowałem swojej małżonce prezenty, drogie sukienki czy biżuterię, ale jakoś nigdy nie trafiałem w jej gust. Kupowanych sukienek nigdy na siebie nie wkładała i podobnie było z biżuterią. Zaskutkowało to tym, że przestałem jej cokolwiek kupować. Nawet kwiaty, bo przecież też mogły się nie spodobać. Przełożyło się to zresztą również na późniejsze sympatie – zamiast dawania prezentów, zapraszałem je do restauracji.
Sandy, jakby czytając w moich myślach powiedziała:
– Nie wezmę od ciebie żadnych pieniędzy.
To bardzo ładnie z jej strony, ale prawdę mówiąc chęć na jej odwiedziny właściwie mi już przeszła. Nie, żebym miał coś przeciwko prostytutkom – całkiem po prostu wystąpiła u mnie nagła zmiana nastroju.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, ale w trakcie tej rozmowy Sandy zaczęła wykazywać oznaki zdenerwowania. Zerkała niemal bez przerwy na zegarek, odpowiadała półsłówkami, wreszcie powiedziała mi, żebym już sobie poszedł, a ona przyjdzie za dwie godziny. Ponieważ nieco się z tym pójściem ociągałem, zaczęła mnie ponaglać.
Przez kilka minut nie mogłem otworzyć drzwi. Wszystko dlatego, że klucz od drzwi frontowych, mojego pokoju oraz łazienki są identyczne jeśli chodzi o kolor. Tyle razy obiecywałem sobie, że na każdy założę nakładkę w innym kolorze i problem zostanie rozwiązany. I tak obiecuję sobie od dwóch lat. Dziś znów to samo. Udało się wreszcie. Wgramoliłem się po schodach na swoje piętro i znów męki z kluczami. Zabrałem się ostro do sprzątania na wypadek, gdyby Sandy rzeczywiście chciała mnie nawiedzić. Nie zabrało mi to zbyt wiele czasu, bo wystarczyło pochować kilka porozrzucanych szpargałów. Po tym wszystkim wyszedłem do holu i wyjrzałem przez okno. Sandy stała w tym samym miejscu i właśnie skończyła piwo, bo cisnęła puszką o chodnik. Na obserwacji spędziłem jeszcze kilka minut, dzięki czemu miałem okazję zobaczyć następującą scenę: Do stojącej Sandy podszedł jakiś niewysoki, szczupły Murzyn, który próbował jej coś wyjaśnić. Ta jednak nie chciała przyjąć tego czegoś do wiadomości i obrzuciła go stekiem wyzwisk, których część doleciała do moich uszu. Murzyn chwycił ją brutalnie za rękę i pociągnął za sobą. Nie mam pojęcia co działo się później, gdy już zniknęli mi z pola widzenia. Minęły dwie godziny. Zszedłem na parter zobaczyć, czy nie ma do mnie jakiejś korespondencji i wtedy ktoś załomotał do drzwi. Zza matowego szkła nie było widać kim jest łomocący, ale turkusowa plamka migocząca za szybą nie pozostawiała wątpliwości – to była Sandy. Oczy jej błyszczały, ale jestem pewien, że to nie mój widok był powodem, lecz alkohol i dragi. Wahałem się, z jednej strony chęć na goszczenie jej już mi przeszła, z drugiej jednak strony ciekaw byłem co jeszcze może się wydarzyć. Sandy nie dała mi wyboru, dziarskim – jak na taki stan – krokiem ruszyła ku schodom:
– Drugie piętro, pokój numer siedem – stwierdziła raczej niż zapytała.
Kiwnąłem głową potwierdzając, że się nie myli.
– Miły pokoik – powiedziała ogarniając wzrokiem moje lokum – ale ja bym nie mogła mieszkać w jednym pokoju. Mam dla siebie całe mieszkanie na Ealing.
– Ciesz się, że masz taką świetną pracę.
– To nie jest świetna praca głupku.
– Zmień na lepszą.
– Problem w tym, że nic innego nie umiem robić.
Zaczęła w wieku trzynastu lat – trochę z ciekawości, trochę dla kasy. Biedy w jej domu nie było, ale Sandy lubiła się dobrze ubrać, a rodzice mając oprócz niej jeszcze czworo dzieci, nie mieli pieniędzy na fanaberie dorastającej córki. Pytali oczywiście skąd ma pieniądze na różne rzeczy, a Sandy niezmiennie odpowiadała, że zarabia roznoszeniem ulotek, czasem komuś posprząta. Rodzicom te wyjaśnienia wystarczały chyba w zupełności, bo pytać przestali. Kilka razy została pobita – przez klientów i konkurencję, więc chcąc nie chcąc musiała oddać się pod opiekę sutenerowi. Choć nie jestem mistrzem suspensu, to jednak pozwolę sobie trochę pomanipulować napięciem odchodząc na chwilę od tego co działo się później z Sandy i ze mną.
 
* * *
Trwa nieustająca obserwacja moich sąsiadów Węgrów. Nad ich zagadkowym zachowaniem łamię sobie głowę nie tylko ja i współlokatorzy, lecz również landlord, Kemal, kelnerki z jego baru oraz moje koleżanki i koledzy z pracy. Najczęściej pada przypuszczenie, że muszą mieć coś na sumieniu – dziewczyna stara się nie eksponować swojej twarzy, jej współtowarzysz również.
– Może kogoś zamordowali na tych swoich Węgrzech? – wyraził przypuszczenie Hassan – kuzyn Omara.
– Bez przesady – odparłem. – Nie wyglądają na morderców.
– Ha, ha, ha – a jak wyglądają mordercy? Gdyby można było ich poznać po wyglądzie, to już dawno siedzieliby wszyscy w więzieniach.
Ma facet rację. Przecież mordercą może być zarówno odrażający drab jak i piękna kobieta czy nawet dziecko.
Właśnie zachrobotał klucz w drzwiach sąsiadów. To chyba dziewczyna, bo jej współlokator wraca później, tak w okolicach północy. Myślałem, jakiego pretekstu użyć, by nawiązać kontakt. Zeszła mi na tym godzina, ale nic mądrego nie wymyśliłem. Przez chwilę rozważałem skaleczenie sobie ręki, wtedy mógłbym zapytać o jakiś bandaż. Tylko czym, w pokoju mam jedynie tępy nóż. Mógłbym zejść do kuchni i skorzystać z ostrego narzędzia, ale prawdę mówiąc nie przepadam za samookaleczaniem się. Mógłbym poprosić o aspirynę na przykład, ale miałem obawy, że dziewczyna zorientuje się, iż o żadną aspirynę tu nie chodzi. Nie należę do ludzi nieśmiałych, mało tego, czasem nawet przeraża mnie moja zbytnia śmiałość, ale w przypadku tych Węgrów tracę rezon.
Tymczasem dziewczyna pokrzątała się po pokoju i wyszła zamykając drzwi na klucz. Usiadłem przy biurku, włączyłem komputer i zacząłem coś tam pisać. Otworzyłem drzwi swojego pokoju, dzięki czemu nie musiałem już siedzieć w kłębach tytoniowego dymu, a ponadto mogłem lustrować korytarz. Dziewczyna wróciła po godzinie, ale już nie sama, lecz ze współlokatorem. Byłem świadkiem dziwnej sceny. Oto facet podchodzi do drzwi, a ona staje na baczność trzy metry za nim, ze spuszczoną głową. On wchodzi pierwszy i dopiero po dobrej chwili ona. Wyglądało to tak, jakby klawisz otwierał więźniowi celę. Siedziałem nadal przy otwartych drzwiach, czekając na dalsze ruchy sąsiadów. Minął chyba kwadrans kiedy z pokoju wyszedł Węgier i udał się do łazienki, zamykając z nieznanych mi powodów drzwi na klucz. Długo tam nie zabawił i kiedy znów pojawił się na korytarzu, zaczepiłem go.
– Przepraszam, że ciągle otwieram te swoje drzwi, ale dużo palę i to jedyny sposób na wywietrzenie.
– Nie przejmuj się tym, jest wszystko w porządku -odrzekł mój sąsiad.
– Mówię tak, bo nie chcę, żebyś odniósł wrażenie, że was szpieguję – dodałem uśmiechając się przyjacielsko.
– Nie ma sprawy – na jego twarzy przemknęło coś w rodzaju uśmiechu.
Od tego czasu zaczęli mówić do mnie „cześć”, a nawet pytać, jak się mam? Tyle, że moja odpowiedź nie bardzo ich interesuje. Ale dziewczyna przynajmniej nie spuszcza już głowy. Tak czy owak zrobię wszystko, żeby już w następnym odcinku przedstawić jakieś wyjaśnienie węgierskiej zagadki.
Cdn.
 
 

Janusz Młynarski

 
 

 

author-avatar

Przeczytaj również

Pięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billPięć osób zginęło próbując dostać się do UK w dzień po przyjęciu Rwanda billMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiMężczyzna pracował dla Sainsbury’s 20 lat. Został dyscyplinarnie zwolniony za chwilę nieuwagiZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i majuZakłócenia w podróżowaniu, które czekają nas w kwietniu i maju46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją Rosjanie46 000 samolotów miało problemy z GPS. Za zakłóceniami prawdopodobnie stoją RosjanieRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla UkrainyRishi Sunak z wizytą w Polsce. UK zapowiedziało największy pakiet wsparcia wojskowego dla Ukrainy23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmu23 kwietnia obchodzimy Dzień Świętego Jerzego, bohaterskiego patrona Anglii i… multikulturalizmu
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj