Życie w UK
Czas na brudną politykę. Cameron i Boris Johnson wkraczają do akcji
Cameron oskarża laburzystów o „okradanie podatników”, a Boris Johnson ostrzega, że pod rządami Partii Pracy cofniemy się do lat 70., kiedy Wielka Brytania była krajem „nieprzyjemnym, ponurym, małostkowym” oraz „pełnym rasizmu”.
Cameron zdążył już ostrzec wyborców przed tym, że Partia Pracy po ewentualnej wygranej zwiększy podatki dla pracujących rodzin o ponad 3 tysiące funtów.
Okazało się to oskarżeniem bezzasadnym, jednak premier oświadczył, że nie zamierza przepraszać za swoje wypowiedzi. Poinformował również o szczegółach dotyczących tego, w jaki sposób konserwatyści zamierzają zaoszczędzić 12 miliardów funtów na zapomogach.
Bez ogródek stwierdził, że społeczeństwo brytyjskie „stoi przed wyborem między torysami, którzy znajdą sposób na oszczędzanie taki, by nie okraść kieszeni podatników lub laburzystami, którzy wyczyszczą portfele podatników gruntownie”.
Boris Johnson również nakreślił przerażający obraz tego, jak będzie wyglądał rząd laburzystów, jeśli tylko Brytyjczycy poprą tę partię w wyborach, stwierdzając, że Wielka Brytania zmieni się w kraj „zawyżonych podatków i regulacji”.
W przypadku zwycięstwa partii UKIP cofniemy się natomiast do „mitycznej wersji lat 50.”, wieszczy burmistrz Londynu. Jeśli natomiast Partia Zielonych zdobędzie wystarczające poparcie „będzie chciała nas najprawdopodobniej zabrać do ery brązu”.
Według Johnsona „problem nie polega na tym, że Ed Miliband nie rozumie obaw i bolączek najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących. Nie rozumie on potrzeby tworzenia państwa dobrobytu.
Dobrobyt jest przedmiotem jego ataków zarówno pod względem jego retoryki jak i działań, przez co doprowadzi ten kraj do sytuacji, w jakiej znajdował się w latach 70.
Nie chciałbym tam wracać. To był kraj „nieprzyjemny, ponury, małostkowy oraz pełen rasizmu, którego gospodarka zdominowana była przez związki zawodowe”.