Życie w UK

Cudzych chwalicie, swoich nie znacie

Niejedna Polka stwierdzi, że jej przygoda z inną rasą zaczęła się od „braku urodzaju\” wśród Polaków. Jednak ta podróż w nieznane kończy się przeważnie gorzkim posmakiem odczucia, że nikt nikogo nie rozumie. Zostaje im tylko wspólne dziecko oraz adres. Jak z tego wybrnąć?

Cudzych chwalicie, swoich nie znacie

Trudne i drażliwe jest zagadnienie par mieszanych, szczególnie gdy temat dotyka nas bezpośrednio. Trzeźwe spojrzenie na takie związki jest bezsprzecznie zamydlane naszym pochodzeniem z kraju praktycznie jednolitego pod względem kulturowym, religijnym i etnicznym.

Spójrzmy prawdzie w oczy: nasza jednorodność, będąca w innych aspektach życia pomocna i praktyczna, w przypadku związków mieszanych może stać się tylko obciążeniem.

Podróż naszych marzeń

Osobiście znam na Wyspach kilka ze wszech miar udanych związków naszych rodaków z cudzoziemcami (i niekoniecznie tylko Brytyjczykami). Jednak o wiele częściej słyszymy o przypadkach, gdzie takie związki umarły w zalążku. Tego „szczęścia" nie miała niestety Adrianna, 31-letnia bydgoszczanka, której zajęło trzy lata oraz dwie ciąże, by dogłębnie poznać swojego partnera, rodowitego Anglika. W 2007 r. Ada trafiła na Wyspy w ramach półrocznego stypendium międzynarodowego.

Wyjazd ten był dla jej ówczesnego partnera – jak sama wspomina – nie do zaakceptowania. „Maciek nie rozumiał mojej ciekawości świata" – opowiada. „Postawiłam więc na swoim. Przecież ten wyjazd był dla mnie spełnieniem marzeń, kluczem do mojej zawodowej przyszłości. Zresztą zawsze byłam ciekawa życia na emigracji".
 

Do rozpadu tego wieloletniego związku dojść musiało. Natomiast w Londynie jak to w Londynie – poznaje się wielu ludzi. Dość powiedzieć, że Ada ze stypendium wróciła tylko po to, żeby spakować walizkę i wprowadzić się do Kena. Dla młodej pary, wzajemne poznawanie swoich kultur było początkowo inspirującym zajęciem. Wkrótce pojawił się też mały George, czyli nasz Jerzyk. Wszystko wyglądało pięknie. Do czasu…

Na skrzydłach wiary

Wyjeżdżając na Wyspy z 7-letnią Alinką, Maria zostawiała za sobą nieudany związek z typowym pijaczyną i nierobem. Jej wyjazd zbiegł się również z jej przemianą duchową – na Wyspach zaczęła bywać w środowisku protestanckich chrześcijan. To tam odnalazła nową „ja”. Tam również poznała charyzmatycznego, o wiele starszego od siebie, czarnoskórego Terence\’a.

On jeszcze wolny – ona wolna już. Ale miłości od pierwszego wejrzenia nie było. Początkowo łączyła ich tylko wspólna wiara. Jednak z biegiem czasu, Maria poczuła ze swoim współwyznawcą nie tylko wyznaniowe czy światopoglądowe więzi. „Wierzę, że jest moim przeznaczeniem”– mówiła wtedy o nowym partnerze.

„Ale jego temperament i sposób myślenia są nie na moje siły" – zwierzała się już dwa lata później, trzymając na kolanach roczną, śliczną mulatkę o imieniu Grace (wdzięk, łaska-przyp. red.). Alicja od początku była swoją nową siostrzyczką wniebowzięta, jednak Marii coraz trudniej przychodziło dzielić entuzjazm córki – miała bowiem do rozstrzygnięcia nie lada dylematy, związane z coraz bardziej uwidaczniającym się niedopasowaniem z ojcem jej drugiego dziecka.

„Znamy się tylko z widzenia”

Mały Jerzyk stał się oczkiem w głowie nie tylko Kena, lecz również jego matki. Ada zauważyła jak wielki wpływ ma ona na jej męża. Nie wyglądało to jednak na jej zaborczość i chęć trzymania syna pod kloszem, a raczej wielkie przywiązanie samego Kena do swojej matki.

„Zawsze musi się z nią kontaktować, nawet w najdrobniejszych sprawach" – wyznaje podminowana. „No i ta ich oficjalność… Na ich spotkaniach panuje tak pompatyczna atmosfera, że do dziś nie wiem jak się zachowywać, żeby nie wyjść na nieokrzesaną. Nie są z wyższych sfer, ale czuję się tam jakbym była wieśniaczką przy wielkim państwie. Z rodzicami Maćka czułam się swobodnie.

Była otwartość, było po prostu swojsko" – dodaje. Jednak największe rozczarowanie spotkało Adę, gdy na jaw wyszło jak bardzo Ken jest przywiązany do kawalerskiego trybu życia. „Byłam w zaawansowanej ciąży, a on nawet wtedy nie mógł odmówić sobie cośrodowego wypadu na krykieta w gronie koleżków" – żali się. „Liczyłam, że będziemy spędzać czas razem, jak w czasach stypendium.

Coraz częściej mówię mu, że nie czuję się w swojej roli dobrze. Wtedy on kupuje wielki bukiet kwiatów, zaprasza do drogiej restauracji, jemy romantyczną kolację przy świecach, ale wszystko jest tak samo sztuczne jak te ich filmy. Wtedy zazwyczaj mi obiecuje, że będzie OK, bo to tylko okres przejściowy. A ja mam wrażenie, że ten okres nigdy się nie skończy i będę żyła obok niego, bez żadnego zrozumienia z jego strony".

Trudny charakter

„Jamajczycy mają to do siebie" – opowiada Maria – „że nigdy niczym się nie przejmują. Początkowo właśnie ten luz mnie w nim uwiódł, lecz dopiero teraz, gdy mamy wspólne dziecko, dogłębnie poznałam mechanizm takiego podejścia i wcale mi ono nie odpowiada.

Zostałam tak wychowana, że jeśli jestem za kogoś odpowiedzialna, to muszę wyprzedzać zdarzenia, muszę myśleć naprzód. Nie zrelaksuję się, dopóki nie zadbam o rzeczy najważniejsze.

Ale Terence jest jak z innej planety. Jest też bardzo temperamentny, więc dość często puszczają mu nerwy, a ja też nie należę do łagodnych owieczek. Nie wiem jak z tym wytrzymam".

Rozsądek – rzecz względna

Co dzieje się dalej w życiu Adrianny i Marii? Czy doszło do jakichś drastycznych zmian w zachowaniu i myśleniu ich partnerów, tak oczekiwanych przez nasze rodaczki? Ano nie. I właśnie w tym sęk. Ada przyznaje, że doświadczenia z rodziną partnera wpłynęły na zmianę jej odbioru – kiedyś tak pozytywnego – całej angielskiej nacji.

Zaś Maria – o ile na pewno nie wzdycha do poprzedniego partnera – wyznaje: „Jego odmienne usposobienie do życia uniemożliwia nasze porozumienie”. Nie może również potwierdzić, że „wystarczy, aby chłop był dobrym człowiekiem”. Bo czy zgodność światopoglądowa wystarczy, by przeskoczyć coś, co jest ponadnarodowe: niezgodność charakterów?

To oczywiste, że wchodząc w poważny związek (niekoniecznie nawet mieszany), dajemy z siebie wszystko co najlepsze. Wkładamy do związku to, co według nas mamy najlepszego. No właśnie: według nas… Lecz – idąc tym tokiem rozumowania – czy nawet najprzedniejsza szyneczka będzie doceniona przez wegetarianina?

Przecież nie wszyscy poruszają się w obrębie tych samych wartości co my. Bo czy zgodność światopoglądowa wystarczy, by przeskoczyć coś, co jest ponadnarodowe: niezgodność charakterów?
 

Jacek Wąsowicz

author-avatar

Przeczytaj również

Zwiększony ruch na drogach i lotniskach – początek majowych wakacji zbiega się z KoningsdagZwiększony ruch na drogach i lotniskach – początek majowych wakacji zbiega się z KoningsdagJako 14-latka torturowała i zabiła starszą kobietę. Teraz wyszła z więzieniaJako 14-latka torturowała i zabiła starszą kobietę. Teraz wyszła z więzieniaPolska edukacja w zasięgu rękiPolska edukacja w zasięgu rękiSzef Ryanaira „z radością” zajmie się deportacjami do RwandySzef Ryanaira „z radością” zajmie się deportacjami do RwandyLotnisko Schiphol w Amsterdamie szykuje się na sezon wakacyjnyLotnisko Schiphol w Amsterdamie szykuje się na sezon wakacyjnyKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotniskuKobieta walczy o życie po wypiciu kawy na lotnisku
Obserwuj PolishExpress.co.uk na Google News, aby śledzić wiadomości z UK.Obserwuj